Rozdział 11 Przyrzekam, że miejsca wypruję jej flaki

132 8 3
                                    

Letty Pov.

     Czuję niesamowicie silny ból głowy próbując otworzyć oczy. Migrena promieniuje z wnętrza czaszki, uniemożliwiając wykonanie jakiegokolwiek ruchu. W uszach mi szumi, pociągły piskliwy dźwięk gdzieś w środku. Powoli wraca mi dotyk i lekko rozprostowuję nogi, ale powieki dalej są ciężkie. Rozchylam usta, żeby nabrać powietrza i zwilżyć wargi językiem, jednak przy pierwszym wdechu się krztuszę i z mojego gardła wydobywają się suche kaszlnięcia. Otwierając porządnie oczy od razu tego żałuję.

Palące promienie słońca wpadają przez otwory, w których kiedyś znajdowały się szyby, oślepiając mnie niemal natychmiastowo. Z rozmazanych konturów wyłaniają się niewyraźne zarysy. Ciało Ramsy jest bezwładnie rzucone na narożnik twarzą w dół, więc dostrzegam tylko jej puszyste, kręcone włosy. Z drugiej strony sofy, oparty o zagłówek, siedzi Roman. Przypomina kukiełkę Pinokia. Szmacianą lalkę bez odrobiny życia. Tej skulił się pod stołem, a całe jego ciało jeszcze nie ostygło i drży. Briana widzę za kuchenną wyspą. Chyba nic mu nie jest.

     Kiedy moje oczy przyzwyczajają się do otoczenia, swoją uwagę skupiam na miejscu, w które zostałam trafiona. Lewe przedramię pulsuje, ale nie czuję krwi ani chłodu, więc wnioskuję, że oberwaliśmy nabojami z jakimś środkiem usypiającym.

     Nagle szybko lecz bezboleśnie odrywam się od podłogi, gdy Dom mnie podnosi i ustawia w pozycji siedzącej. Choć łapią mnie zawroty głowy, zaciskam zęby.

- Nic ci nie jest? - pyta Dom, podkładając mi rękę pod szyję.

- Chyba nic - Podciągam rękaw kurtki, aby dostać się tam, gdzie mały pocisk utknął w tkance. Skóra naokoło jest rozgrzana.

- Daj - Dom bierze moją rękę - Swój już wyjąłem.

Powoli łapie dwoma palcami za śrut naboju i pociąga do siebie. Krzywię się, ale jestem zdania, że mogło być dużo gorzej.

     Wstajemy i rozglądamy się po zdewastowanym salonie Teja.

     Z wcześniejszych, zapewne drogich okien pozostał jedynie kryształowy pył. Ostały się te boczne, ale na głównej ścianie na wprost bramy wjazdowej świecą gołe ramy. Stojąca w rogu roślina została przewrócona i wysypała się z niej ziemia, a donica potłukła. Wykładzina jest pobrudzona i naznaczona śladami podeszw butów najemników. Gdzieniegdzie czuć zapach prochu.

     Zbieram z ziemi Ramsey i Romana, a Dom z Brianem pomagają Tejowi.

- A gdzie Hobbs? - pyta Ramsey rozmasowując skronie i przyklepując rozmierzwione włosy.

- Tutaj - słychać chrypliwą odpowiedź zza fotela.

Brian obchodzi narożnik i znajduje policjanta przywalonego ekranem telewizora, który runął na niego pod wpływem rozbicia szyb i wtargnięcia umundurowanych do wnętrza domu.

- Lekarza - syczy Hobbs głosem Lorda Vadera.

- Cicho tam - odpowiada Dom, stając z drugiej strony ekranu, żeby razem z przyjacielem mogli zdjąć go z ciała policjanta.

- Na trzy - zarządza Brian. - Raz...

- Dwa... - kontynuuje Dom.

Hobbs chyba się rozmyślił, bo bez uprzedzenia spycha z siebie telewizor.

- Trzy - kończy Brian.

Policjant wstaje i otrzepuje z siebie kurz i pył.

- O fuck!

Tej wybiega za róg korytarza, po czym wraca, trzymając w obu dłoniach coś czarnego i dymiącego, a w pokoju momentalnie czuć spaleniznę.

- Fuck, fuck, fuck, fuck! Rozwalili mój procesor!

I will love you alwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz