Rozdział 9 Katie

145 12 2
                                    

Dom Pov.

     Od rana pracuję w naszym warsztacie i dłubię przy samochodzie. Roman poprosił mnie o wierzchnią inspekcję auta, bo odkąd podczas drogi do nas przez śródmieście wysprzęglił bocznym zderzakiem o kamienny kubeł na śmieci, kiedy tylko wchodzi w zakręt, a nie daj Boże w drift, tylne podwozie podskakuje na co najmniej półtorej metra. On chyba nigdy nie dorośnie...

     Deck wchodzi przez bramę do garażu i towarzyszy mi w pracy. Zgłosił się do tego sam, nie musiałem nawet go prosić. Właśnie wymienia chłodnicę oleju.

Dobrze się składa, bo od pewnego czasu miałem nadzieję, że uda nam się porozmawiać. Chciałbym też trochę mu się zwierzyć, bo wydaje mi się, że potrzebuję takiej męskiej rozmowy. Mógłbym pogadać z chłopakami, ale obawiam się, że Rom zacząłby rzucać jakimiś kwaśnymi żartami, a Tej go potem uciszać, czyli skończyłoby się tak, jak zwykle. Nie zamierzam dodatkowo stresować tym Letty. Ona sama ma już wystarczająco dużo zmartwień z własną głową i musi je niestety rozwiązać sama. Wszystko sobie poukładać i na nowo zacząć normalnie funkcjonować. Dzięki warsztatowi odrywam się od rzeczywistości i choć przez chwilę mogę  poczuć się, jak dawniej. Mam jakieś zajęcie. A kiedy człowiek ma zajęcie, przestaje się zamartwiać nad tym, czego nie potrafił doprowadzić do końca.

Nie czuję już bólu. Wciąż czasem budzę się z myślą, że to tylko był sen, ale prawda ściąga mnie na ziemię. Chodząc na cmentarz, nie obwiniam się za jego śmierć. Nikt z nas nie byłby w stanie przewidzieć takiego toku wydarzeń. Jesteśmy tylko ludźmi. Niedoskonałymi istotami. A to zadanie, było niewykonalne. Po prostu. Nawet dla naszej rodziny. Nie powinniśmy wątpić nigdy w siłę innych. Bo możemy się bardzo niemile zaskoczyć. Mam nadzieję, że Brian strzeże i uśmiecha się do nas.        

- Mogę Ci zadać pytanie? - mówi Deck, na chwile odrywając wzrok od tłumika drgań z zaworem nadciśnieniowym.

- Pewnie - odpowiadam, pochylając się nad termostatem silnika.

- Gdybyś mógł cofnąć czas,... wolałbyś żeby się nie urodził?

- Wiesz... czasem mi się wydaje,... że tak byłoby lepiej dla nas wszystkich.- Pytanie Decerta nieco zbija mnie z tropu. - Nie musiałby cierpieć. Choć pewnie nie pogodziłbyś się z Hobbs 'em i nie odkrylibyśmy planu Szyfru ani tego, że miało to związek z Jakande i Owen 'em.

- No tak... - mruka chłopak. Wyraźnie widzę, że wzdryga się na wspomnienie brata.

- Teraz moja kolej na zadawanie pytań - stwierdzam z przekonaniem, zamykając maskę Mitshubishi Esclipse 'y Spyder. - Co z nim?

- Z kim? - Wiem, że zrozumiał, o co mi chodziło.

- Nie udawaj. Od dawna czuć jakieś napięcie. Coś się wydarzyło między wami?

 Deckart nie odpowiada. Rozchyle lekko usta i przechyla głowę. W jego oczach dostrzegam cień urazy, który po chwili ustępuje.

- Martwię się o niego, choć to skończony idiota. Od kiedy pomógł nam unieszkodliwić Cipher, ulotnił się bez słowa i ślad po nim zaginął. Nie mam pojęcia, gdzie teraz jest ani co robi.

Zamyślam się na moment. Z wypowiedzi chłopaka wywnioskowuję, że wyraźnie denerwuje go brak możliwości kontroli nad poczynaniami Owena. Ale przecież nie może mu niczego rozkazać, ani do niczego zmusić.

- Wydaje mi się, że trochę przesadzasz - mówię, wycierając ścierką resztki smaru z maski auta.

- Że się o niego martwię? Gdyby nie ja, już dawno by zginą. Zawsze musiałem obrywać za to, co zrobił, a jemu  wszystko uchodziło płazem! - wyrywa się Deckart.

I will love you alwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz