Rozdział 12 Wszystko ma swoją cenę

132 4 0
                                    

Letty Pov.

        Pęd powietrza rozwiewa mi włosy, a do nosa dostaje się zapach palonego asfaltu, kiedy pędzimy krętymi, wąskimi uliczkami. Jest już późne popołudnie, więc miasto jakby opustoszało. Jedziemy już jakieś pół godziny, bo Barisal to naprawdę ogromna metropolia, a Elena cały czas się porusza i tym trudniej nam wyszukać dobrą drogę, by nie rzucać się w oczy. O ile sportowe wozy, cisnące się na metrowym deptaku mogą nie zwracać niczyjej uwagi.

     Jazda samochodem to o tyle fajne zajęcie, że robię to już właściwie z zamkniętymi oczami, więc mam czas trochę sobie podumać. Choć w zaistniałej sytuacji nie wiem czy tak przyjemnie jest zmierzyć się z tymi demonami rzeczywistości.

Próbuję myśleć o czymś przyjemniejszym, ale moją głowę przepełnia tylko szum. I nie chodzi mi tutaj o głośne buczenie silnika. Mam takie wrażenie, jakbym znajdowała się w miejscu, gdzie zorganizowano huczną imprezę i ktoś puścił muzykę na cały regulator, a potem nagle ją ściszył. W uszach dźwięczy przeciągły pisk. Czy niepokojące odczucia spowodował ten ciągły stres? A może ta uciążliwa myśl, którą zawsze pozostawiałam z tyłu, i która tak żywo uświadamiała mi, że mogę już nigdy nie zaznać dogłębnego spokoju?

     Wyjeżdżamy na szeroki, otwarty plac, okrążony z dwóch stron równo przystrzyżonymi drzewami. Rozglądamy się wokoło. Sprawdzamy czy drona sylwetka blondynki wyłoni się zza któregoś budynku. Tej twierdził, że właśnie tu powinniśmy na nią wpaść.

- No i gdzie ona jest? - Nobody wydaje się zniesmaczony.

Roman burczy coś pod nosem, ale nic nie mówi, a Tej jeszcze raz coś sprawdza, jednak nie jestem w stanie dostrzec, co dokładnie robi.

- Wychodzi na to, że zajechaliśmy jej drogę od zachodu - tłumaczy Ramsey, unosząc do ust walkie-talkie. - Powinna wyjść gdzieś stamtąd - palcem wskazuje na cienki przesmyk pomiędzy dwoma blokami, obrośniętymi bluszczem.

     Odwracam wzrok w tamtym kierunku i staram się nie mrugać, żeby nie przegapić ani chwili. Od ciągłego wpatrywania się w jeden punkt pieką mnie powieki i zaczynam się zastanawiać czy nie dostaję oczopląsu. Dodatkowo ostro palące słońce sprawia, że przed twarzą migotają mi kolorowe plamy i wydaje mi się, że zaczynam popadać w obłęd. Czy tak właśnie będzie wyglądał ten dzień? Czy tak właśnie czuli się policjanci, którzy próbowali złapać takich jak my? Czy niektórzy też wariowali?

    Nagle z otępienia wyrywa mnie czarny cień przebiegający równoległą uliczką.

- Jest! - wołam, prawie uderzając głową o dach. Natychmiast naciskam pedał i ruszam za uciekinierką.

Elena jest szybka, jednak nie na tyle by umknąć Barakudzie. Jadę niemal na równi z nią. Pęd sprawia, że stojący między naszymi ulicami rząd zabudowań niemal niknie i wygląda jak przyspieszona historyjka obrazkowa. Patrzę w lusterko, sprawdzając czy Dom podąża za mną. Drużyna jest sto metrów dalej.

     Kobieta ani na chwilę się nie odwraca, anie na chwilę nie próbuje zmienić kursu anie nawet mnie zmylić, tylko równo pruje przed siebie. Tak jakby już to robiła.

W pewnej chwili w umyśle zakwita mi przerażająca myśl. A może faktycznie już to robiła?

Nie zatrzymuję się, ale zastanawiam.

- Brian, dokąd prowadzi ta droga? - pytam przyjaciela krzycząc do słuchawki.

Zdenerwowanie zdążyło na dobre odebrać mi zdolność trzeźwego myślenie i czuję się jak na haju. Co jeśli po raz kolejny daliśmy się nabrać na głupawą sztuczkę Szyfru? Po raz kolejny pozwoliliśmy się podejść, a przecież przekonywaliśmy się wielokrotnie, że w tej grze nie ma miejsca na honor, który stanowi jedynie materiał przetargowy i w rzeczywistości jest pierwszą przeszkodą na drodze do piekła. Myśleliśmy, że tym razem zagramy na własnych zasadach, a pewność i połowiczne działania zawiodły nas na niepewny grunt.

I will love you alwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz