}6{

327 31 4
                                    

Brunet kopnął mały, szary kamyk, który odbił się parę razy od powierzchni chodnika, zanim spadł na asfalt. Energicznym krokiem zmierzał w stronę swojego domu, ponieważ na ten wieczór umówiony był z chłopakami na mały wypad na miasto, a przecież musiał jeszcze się przebrać i odświeżyć. Dopiero co wyszedł ze szkoły, ale nie czuł zmęczenia, jak zazwyczaj zaraz po opuszczeniu tego miejsca. Tym razem energii dodawała mu świadomość, że nie spędzi kolejnego wieczoru ślęcząc samotnie nad książkami, a w towarzystwie przyjaciół, w końcu mając możliwość na złapanie oddechu. Już od przeszło dwóch tygodni nie spotkali się całą czwórką nigdzie, poza terenem szkoły, toteż była to dość miła odmiana, zwłaszcza, że zawsze uwielbiał spędzać z nimi czas.

Szybko mijał kolejną osobę i być może nie zwróciłby na nią zbytniej uwagi, jak na wszystkie poprzednie, gdyby nie wydała mu się znajoma. Przystanął na chwilę, aby obejrzeć się za siebie, gdzie wolno kroczył, dokładnie, jak Kim podejrzewał, młodszy brat jego przyjaciela. Brunet uśmiechnął się szeroko na jego widok, czekając chwilę, aż Jeon zrówna z nim swoje kroki.

— Witaj Wonwoo — rzucił luźno, nie przestając się uśmiechać. Złapał za paski swojego jasnego plecaka, spoglądając na niższego chłopaka, który również przelotnie na niego zerknął.

— Witaj hyung — młodszy szybko wrócił spojrzeniem do ziemi, jednak jego blady uśmiech w dalszym ciągu był lekko widoczny, mimo że twarz chłopaka ukryta była po części w ciemnym szaliku. Chłodny wiatr uderzał w ich ciała, najbardziej atakując odsłonięte głowy. Obaj musieli zgodnie przyznać, że akurat tego dnia pogoda nie była łaskawa dla mieszkańców ich miasta.

Kim niezbyt nachalnie przypatrywał się całej sylwetce Jeona, śledząc jego powolne i spokojne ruchy. Wownoo chodził całkowicie inaczej, niż Mingyu. Jego kroki były małe i wolne, jakby chłopakowi wcale nigdzie się nie spieszyło, a pogodna nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody, kiedy Min zazwyczaj robił duże, i szybkie kroki, chcąc znaleźć się w docelowym miejscu jak najszybciej, zwłaszcza, gdy warunki były aż tak okrutne. Spojrzał na jego buzię, zaczerwienioną od chłodu i włosy, falujące chaotycznie pod wpływem zimnych podmuchów. Zastanawiał się dlaczego Won nie ma czapki. Widział jego zaczerwienione dłonie, które drżały, tak samo, jak cały szatyn.

Gdy pewna myśl zawitała w umyśle Mingyu od razu podskoczył w miejscu, zwracając na siebie uwagę młodszego, a następnie sięgnął do kieszeni swojej kurtki i wyciągnął z niej dwie czarne rękawiczki, które szybko otrzepał z małych paprochów nagromadzonych w kieszeni. Z małym uśmiechem wyciągnął je w stronę niższego, zachęcająco unosząc brwi. Widział, jak Won zastanawia się nad czymś i bardzo szybko wpadł na to, że najprawdopodobniej myślał o tym, jak najgrzeczniej, czy najbardziej skutecznie mu odmówić. Kim nie mógł sobie na to pozwolić. Nie chciał, by Jeon zmarzł.

— Weź, bo ci palce odmarzną — zaśmiał się, samemu będąc zdziwionym tym, jak beztroski stał się w towarzystwie młodszego licealisty. Częściej się śmiał, o uśmiechach nie wspominając oraz był jakiś taki bardziej spokojny, gdy miał go zaraz przy sobie, w zasięgu wzroku. Czuł się wtedy pewny, że gdyby coś złego miało się wydarzyć, on byłby na miejscu, by mu pomóc i nie dopuścić do kolejnych krzywd wyrządzanych temu złotemu chłopcu.

— Dziękuję hyung, ale nie trzeba — mruknął, a jego dłonie mocniej zacisnęły się w piąstki. Min nie wiedział, co chłopak chciał tym osiągnąć. Sprawić, że będzie mu cieplej, że palce przestaną drżeć, a może chciał, aby Kim przestał zwracać na nie uwagę? Na każdą z tych ewentualności brunet mógł znaleźć rozwiązanie i akurat w tym aspekcie nie miał zamiaru pytać zainteresowanego o zdanie. Kiedy chodziło o jego zdrowie i samopoczucie, wcale nie obchodziło Mingyu to, co młodszy miałby do powiedzenia.

Thanks »Meanie« ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz