Nawet nie wiedziałam kiedy usnęłam, czuwając przy Morganie. Zbudziły mnie szybkie oddechy, wręcz sapnięcia. Otworzyłam błyskawicznie oczy i dostrzegłam moją podopieczną wiercącą się podczas snu na łóżku. Jej policzki przybrały koralowy kolor, a całe rozpalone niczym ogień czoło zrosiły krople potu. Przyniosłam miseczkę z wodą oraz szmatkę, którą po zwilżeniu ułożyłam na gorącym czole.
- Trzeba by zbić gorączkę - westchnęłam bezradnie wstając.
Wrzuciłam trochę chrustu do paleniska i dosłownie mnie olśniło. Przypomniałam sobie, że koło okna rosła roślina, która jeśli pamięć mnie nie myliła, była lecznicza. Wypadłam z chaty tak jak stałam i podbiegłam do rośliny z białymi, drobnymi kwiatami.
- Ciemiężyk. - Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyrwałam zieleninę z ziemi.
Pośpiesznie wróciłam do mieszkania, po czym zmoczyłam kompres na czole Morgany. Zabrałam się do przygotowania wywaru z korzenia ciemiężyka, który miał działanie przeciwgorączkowe. Uzyskałam go dość dużą ilość, z czego wlałam do ust podopiecznej dwie łyżki. Jej policzki były już mniej rumiane, ale gorączka nie spadła znacznie. Na stole leżał kawałek chleba, więc chwyciłam go i zaczęłam jeść, cały czas obserwując wiedźmę. Ranę na jej klatce piersiowej przemyłam później wodą i znów posmarowałam mazią, którą przygotowałam dzień wcześniej. Usiadłam na brzegu drewnianego łóżka i lekko przesuwałam zewnętrzną częścią dłoni po twarzy lady Morgany. Moje kasztanowe włosy bezwładnie opadały na twarz, przeszkadzając mi w widzeniu.
- Jest piękna - pomyślałam układając zmoczony kompres na jej czole.
Wiedźma zaczęła niespokojnie miotać się po łóżku i nieregularnie marszczyć swoje czoło. Przyłożyłam dłoń do jej policzka a ona zbudziła się.
- Co ty robisz? - wysyczała słabo.
- Sprawdzałam czy masz gorączkę - skłamałam. - Na szczęście nie.
Zielone tęczówki wbiły się w moje, chyba nieufnie. Dotknęła rany i spojrzała pytająco na maź, która została na jej palcach.
- Olejek różany, terpentyna i żółtko. - Wstałam z łóżka i pokazałam na brązową miseczkę.
- Podaj mi jedzenie. - Uniosła się do pozycji siedzącej, posykując z bólu.
- Proszę. - Chwyciłam chleb ze stołu, po czym podałam Morganie.
Bez słowa odrywała kawałki pieczywa i wkładała do bladych jak mleko ust.
- Przepraszam, że pytam, ale co tam się stało? - zawahałam się.
- Zbójcy. - Odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc.
Jej twarz nie zdradzała nawet odrobiny emocji, dając wrażenie, że jest w stanie wewnętrznej agonii.- Muszą ponieść konsekwencje, za to co uczynili - zdenerwowałam się.
- Spokojnie - usnioła kącik ust w pełen nienawiści uśmiech. - Nie będą sprawiać więcej problemów.
Wiedziałam, że ta wiadomość oznacza surową zemstę z którą spotkali się jej oprawcy.
- Doskonale. - Odwzajemniłam uśmiech.
Tkwiłam w bezruchu dobre pare minut, obserwując ruchy ust Morgany. Idealnie wykrojone, wilgotne od śliny wargi uchylały się, aby wpuścić do środka kawałek pieczywa, po czym delikatnie zamykały. Przeżuwała każdy kawałek tak dokładnie, jakby skupiała na tej czynności całą swoją energię i uwagę.
- Czuję się już lepiej. Domowy piesek może wrócić na łańcuszek - bezuczuciowo wskazała na kajdany pod ścianą, wyrywając mnie z bezsensowanego patrzenia na nią.
CZYTASZ
Zakochana w czarownicy
FantasyKatherine to uboga dziewczyna z małej wioski, w której mieszka z przybraną siostrą. Gdy wydają się magiczne zdolności Ellie, zostaje ona zgładzona przez króla Camelotu. Kate przepełniona chęcią zemsty wyrusza w poszukiwania jego największego wroga...