- Miłej nocy, Katherine - usłyszałam niski głos Latopica, gdy podciągałam bieliznę.
- Wzajemnie - smętnie odpowiedziałam kierując się do wyjścia.
- Gdybyś chciała to możesz przychodzić częściej. Zostaniesz wtedy sowicie nagrodzona - zakomunikował, kiedy byłam już przy drzwiach.
- Zapamiętam - przygnębiona opuściłam jego pokój, po czym przystąpiło do mnie dwóch strażników.
- Odprowadzimy cię do komnaty - stwierdził jeden z nich.
- Zostawcie mnie, sama trafię - warknęłam w ich kierunku.
- Jak sobie życzysz, niewiasto - zadrwił wyższy przez co żal, który wtedy czułam połączył się ze wściekłością.
Rzuciłam im wredne spojrzenie i pomaszerowałam tą samą drogą, którą przyszłam. Droga powrotna trwała jednak dłużej, gdyż co chwile przecierałam oczy z łez, aby widzieć cokolwiek. Gdy doszłam do pokoju, chwyciłam klamkę, po czym wytarłam ciecz pływającą po moich policzkach. Wślizgnęłam się do środka zerkając tylko na Morganę, która stała w tym samym miejscu, co wcześniej. Zdawała się być w stanie wegetacji.
- Już wróciłaś? - odezwała się do mnie.
Nie odpowiedziałam, lecz udałam się za kotarę, aby ściągnąć tą obleśną suknie, która przypominała mi o wcześniejszym zajściu. Wszystko we mnie pulsowało, a krocze bolało jak nigdy wcześniej. Nie miało to jednak porównania z tym, co czułam wewnętrznie.
Prostytutka, zwykła prostytutka.
Zostałam wykorzystana jak bydło, które dopuszcza się jakby nigdy nic do rozrodu, aby potem sprzedać młode i mieć z tego zysk.
Stanęłam po jakimś czasie na środku pokoju z otwartymi ustami, bojąc się reakcji wiedźmy na to, co chciałam powiedzieć.- Odebrało ci tam głos? Zostałaś niemową? - była smutna, albo tak mi się wydawało.
- Chcę - zawahałam się, a Morgana odwróciła się w moim kierunku. - Chcę zwolnić się ze służby.
- Słucham? - spojrzała z niedowierzaniem.
- Nie mogę dla ciebie pracować. Nie po tym wszystkim - wyszeptałam patrząc na swoje stopy. - Chciałabym odejść.
- Odejść - powtórzyła czarownica krocząc do mnie. - Odejść to ty możesz z tego świata, jeśli nie przestaniesz - chwyciła mój podbródek w swoją rękę.
- Nie ufam ci już - moje złotawe tęczówki wpatrywały się w jej zielone. - Skrzywdziłaś mnie. Nie rozumiem jak mogłaś zgodzić się na coś takiego.
Poczułam ścisk w płucach, kiedy moje plecy uderzyły o drewnianą powierzchnię szafy, która stała obok. Śliska niczym stwardniały jedwab dłoń kapłanki, zacisnęła się lekko na mojej szyji.
- Chyba nie uważasz, że powolę ci odejść - zadrwiła. - Wiesz gdzie mieszkam, po co idę, a to zbyt dużo cennych informacji. Prędzej zginiesz niż będziesz mogła się zwolnić. Przykro mi, Katherine.
Duszności ogarnęły moje ciało z braku łatwego dostępu do powietrza. Złapałam mocno jej nadgarstki czując, że wzmacnia wywierany na moją szyję ucisk.
- A nawet przez chwilę miałam wyrzuty sumienia, że sprawiłam ci taki wieczór - wyszeptała do mojego ucha.
- Z... Zostanę - wydyszałam z trudem.
- Twoja służba nie robi mi łaski. To już drugi raz, Kath. Najpierw chodzisz gdzieś po nocy, teraz to. Lepiej dla ciebie, żeby nie było trzeciego razu. - złapała moje włosy i pociągnęła do siebie. - Jesteś moja, rozumiesz? Nie decydujesz o tym, co cię czeka, bo należysz do mnie. Trzeba było myśleć o konsekwencjach zanim mnie szukałaś.
- Mogłaś przynajmniej mnie poinformować, że mam spędzić z nim wieczór w taki sposób - jęknęłam błagalnym głosem.
- Wtedy byś nie poszła - odeszła trochę dalej. - Musisz wreszcie zrozumieć, że dla rzeczy wagi wiekszej poświęca się te mniejsze. Powinnaś być dumna, że przyczyniłaś się do mojego wejścia na tron Camelot. Tym bardziej zawsze mogłam cię sprzedać handlarzom niewolników, lub oddać Latopicowi.
Kucnęłam trzymając się za głowę, starając ochłonąć ze wstrząsającego stresu.
- Idź spać. Zapewne musisz odpocząć po tak wyczerpującej wieczerzy - głos był już gdzieś dalej.
- Mam położyć się na podłodze? - skamlęłam szukając jej wzrokiem. Spostrzegłam ją w tym samym miejscu, co wcześniej. Znów zdawała się wegetować.
- Nie, łóżko jest wolne - szybko poprawiła burzę swoich kruczych włosów.
- Dziękuję - zwróciłam się do niej trzymając jedną ręką obolałą szyję.
Moje kroki były wolne z powodu wcześniejszych przygód z Latopickiem. Każdy ruch sprawiał mi ból, ponieważ mężczyzna nie był delikatny. Dodajmy jeszcze, że wcześniej byłam dziewicą. Ułożenie się na miękkim materacu było jak terapia. Zamyślona patrzyłam kilka minut w popękany sufit. Nienawidziłam, gdy Morgana wpadała w taką furię, była wtedy niebezpieczna. Nie pierwszy raz obawiałam się czy nie zgotuje mi piekła na Ziemi, z powodu niewłaściwego zachowania.
Mimo wszystko lubiłam ją bardziej niż kogokolwiek. Podziwiałam jej odwagę i wytrwałość w dążeniu do celu. Zawsze uważałam, że prawdziwa królowa powinna być silna, bezwzględna i nielitościwa, ponieważ to recepta na udane rządy.
Spokojne rozmyślania przerwała mi właśnie ona siadając na brzegu kołdry, którą byłam przykryta. Leżałam jak kłoda, czując wyraźnie działanie adrenaliny. Stresowałam się, że jeszcze jest wściekła.
- Nie chcę cię krzywdzić - odsunęła kosmyk włosów z mojego czoła. - Zrozum, że musiałam zdobyć tę mapę. To była wyższa konieczność.
- Mhm - przytaknęłam ruszając lekko głową na znak zgody.
- Jak się czujesz? - nachyliła się bliżej mnie.
- Bardzo bolało i boli nadal - jęknęłam cicho, znów płacząc.
- Nie bój się - wstała. - Możesz spać bez obaw. Będę pilnować, aby nic złego nie miało miejsca.
Zamknęłam oczy nie chcąc więcej sprzeciwiać się czarownicy. Mimo zmęczenia, długo nie mogłam usnąć, lecz trwałam w bezruchu niczym posąg. Było mi przeraźliwie zimno, a dreszcze wprawiały w dragania moje mięśnie. Po pewnym czasie wreszcie powieki zaczęły robić się ciężkie, a bezwładność ogarniała powoli moje ciało. Usypiając spiełam się na chwilę, czując rękę, która wolno przesuwała się po moich żebrach i zatrzymała w okolicach mostka.
Morgana Pendragon objęła mnie, gdy spałam.
- Mam pilnować, ale chcę też wypocząć przed drogą - szepnęła jakby się tłumacząc.
Zapewne zdradziło mnie wtedy serce, które pod wpływem dotyku zwiększyło częstotliwość pompowania krwi. Zignorowałam zaistniałą sytuację i postanowiłam, również skorzystać z okazji do spoczynku. Mój sen był jednak przerywany co kilka godzin. Można by nazwać to bezsennością spowodowaną stresem. Męczył mnie natłok myśli związany z służbą u Morgany. Po kilku próbach wygonienia tego z głowy, aby móc spokojnie śnić, zrezygnowałam. Patrzyłam w mrok, leżąc na prawym boku i cały czas objęta ręką czarownicy. Miałam w głowie tysiące antagonistycznych myśli. Gryzłam się przede wszystkim między zostaniem przy niebezpiecznej kapłance, a zbiegnięciem. Jedno i drugie wiązało się z ryzykiem, ale decyzję musiałam podjąć szybko, dopóki spała.
Bałam się jej nagłych wybuchów agresji, dlatego bardzo ostrożnie zdjęłam jej dłoń z mojego ciała. Nie zważając na pakunki stojące w rogu pokoju, na palcach zaczęłam dreptać w kierunku toaletki, na której wcześniej były klucze od sypialni. Rozpoczęłam ich nieme szukanie w ciemności, wodząc palcami po dębowym meblu. Przesuwałam delikatnie paznokciami w każdym miejscu na szafce, aż wkońcu coś spadło na podłogę. Trzask odbijającego się od posacki przedmiotu rozległ się po pokoju, ale na szczęście nie zbudził Morgany.
Klęknęłam, aby odnaleźć zagubioną, ważną stal otwierającą zamek.
- Tego szukasz? - zapytała znajoma mi kobieta ze stoickim spokojem.
Zerknęłam w kierunku łóżka, obok którego stała zielonooka, a przynajmniej cień ją przypominający.
CZYTASZ
Zakochana w czarownicy
ФэнтезиKatherine to uboga dziewczyna z małej wioski, w której mieszka z przybraną siostrą. Gdy wydają się magiczne zdolności Ellie, zostaje ona zgładzona przez króla Camelotu. Kate przepełniona chęcią zemsty wyrusza w poszukiwania jego największego wroga...