🔮 Część szósta

707 60 20
                                    

Chciałam się podnieść, ale mięśnie moich nóg gwałtownie się skurczyły powodując ból. Usiadłam powoli i spojrzałam na cień będący nieco bliżej. Żółte tęczówki rozbłysły jaskrawo w ciemnościach, a po chwili wszystkie świece zapłonęły. Kobieta ubrana w czarną suknię, bacznie mi się przyglądała, jednak z jej wyrazu twarzy nie dało się nic odczytać. Była jakby pozbawiona uczuć oraz emocji, wegetowała, czekając na moją odpowiedź. Nie ośmieliłam się jednak wydusić z siebie ani jednego słowa, nie mając argumentu obronnego. Chciałam uciec i to przykra prawda jaką Morgana miałaby usłyszeć w tamtym momencie. Siedziałam tak jeszcze kilka minut wsłuchując się w niemą ciszę, która panowała nie tylko w komnacie, ale i całej posiadłości Vademecumenów.

- Milczenie to bardzo cenna cecha - odezwała się neutralnie widząc, że nie zamierzam użyć głupich tłumaczeń.

Zaczęła powoli iść w moim kierunku, lecz krokami tak lekkimi, jak gdyby unosiła się w powietrzu i delikatnie opadała. Stanęła około metr przede mną.

- Mogłabym cię za to zabić. Teraz. Wiesz, kilka moich słów, zaciskające się drogi oddechowe, bezdech i powolna śmierć. - Obracała sprawnie klucz między palcami. - Ale chciałabym poznać powód tego, co robisz.

- Bałam się - jęknęłam kuląc się lekko.

- A cóż tu jest aż tak strasznego? - zadrwiła, wywracając oczami.

- Bałam się ciebie.

- Ah, więc to kudłata pokraka przyprawia cię o lęki - przyglądała mi się bacznie. - Wiem, co znaczy bać się o własne życie. Mieszkać po jednym dachem z kimś, kto jest w stanie cię zabić. Czy jesteś aż tak naiwna, że liczyłaś na udaną ucieczkę?

Morgana wyglądała na zbyt spokojną, co budziło we mnie pewnien niepokój. Nie było uderzeń po twarzy, ani przyduszania. Było to dość antagonistyczne do poprzednich przeżyć. Analizowałam mimkę jej twarzy, lecz jedyne, co widziałam to wszechobecna obojętność.

- Co ty sobie, do cholery, myślałaś przychodząc do mnie? Teraz już trochę zapóźno na odwroty.

- Nie wiem, co myślałam - odpowiedziałam ze skruchą.

- Przynajmniej jesteś szczera. Masz szczęście, że nawet cię lubię, bo każda inna osoba zawisnęłaby na zewnątrz - Dotknęła mojego ramienia. - Wstań i nie rób już głupot.

Nie rozumiałam, dlaczego mnie nie zgładziła, a tym bardziej jej sympatii do mojej osoby. Takie zachowanie nie leżało w naturze wiedźmy, którą znałam. Przecież, nie miała z tego nawet najmniejszych korzyści. Byłam tylko prostą dziewką ze wsi, co często mi wypominała.

Z niedowierzaniem patrzyłam w zielone oczy kapłanki, która stała nade mną. Gdyby nie te rozkołtunione włosy, byłaby piękna niczym pejzaż, wykonany przez najlepszego artystę. Idealnie wykrojone usta zaciskały się mocno w oczekiwaniu na moją reakcję. Wkońcu, po chwili obłąkania ukłoniłam się przed przyszłą królową i podziękowałam za okazaną łaskę. Czarnowłosa lekko uniosła lewy kącik ust, po czym wróciła na łóżko.

- Lepiej też się wyśpij, żeby nie mieć takich durnych pomysłów - warknęła odrobinę groźniej.

Nie ryzykując, że jednak rozmyśli się z darowania mi nieudanej ucieczki, ułożyłam się na przeciwległym boku materaca. Szybki ruch palców kapłanki w powietrzu, zgasił wszystkie świece.

- Miłych snów, Pani - odezwałam się, kątem oka spoglądając na Morganę, ale bez odpowiedzi. Wewnętrznie była wściekła, wiedziałam to.

Zaczęłyśmy się szykować do drogi, gdy tylko wzeszło słońce. Oczywiście, oprócz poprzednich pakunków dostałyśmy trochę jedzenia od Vademecumenów. Kilkunastu umięśnionych strażników odprowadziło nas do wyjścia z pieczary. Nie zdążyłam znaleźć się na zewnątrz, a już czułam okropny odór rozkładających się zwłok. Tak jak myślałam, im bliżej wrót, tym bardziej zwiększały się moje mdłości. Wzdrygnęłam się po wyjściu, widząc jak zakapturzony mężczyzna na drabinie nabija nowe głowy na szpiczaste pale. Po drewnie spływała krew wymieszana z czymś, co kiedyś było mózgiem, a teraz przypominało galeretę. Nawet czarownica spojrzała z niesmakiem na obrzędy tubylców, rozmawiając z Latopickiem. Sam widok mężczyzny wprawiał mnie w obrzydzenie, na myśl o poprzedniej nocy. Starałam się nawet nie spoglądać na łysego uwodziciela, który pozbawił mnie dziewictwa za zgodą czarnowłosej. Spostrzegłam, że ludzie wiszący wkoło terenu Vademecumenów posinieli, a larw było dużo więcej. Przeraziłam się, kiedy kruk usiadł na ramieniu jednego z wiszących mężczyzn i bardzo szybko wydłubał mu oko dziobem. Galeretowata substancja została przez niego błyskawicznie spożyta, za to mój ostatni posiłek zaczął zbliżać się do jamy ustnej. Słysząc jak powstrzymuję wymioty, Morgana skarciła mnie spojrzeniem. W ręce ściskała mapę, którą podarował jej bezwłosy mężczyzna.

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz