🔮 Część czternasta

399 51 14
                                    

Nie wiem ile czasu siedziałam w tym przeklętym ogrodzie. Monotonia każdego dnia dobijała mnie coraz bardziej. Moimi jedynymi towarzyszami były ptaki i drobne bezkręgowce, które czasami lubiły mnie denerwować. Miałam już dość jedzenia wyłącznie owoców z drzewek, picia wody z fontanny i polowania na moich ptasich przyjaciół, aby czasem spożyć mięso. Od czasu do czasu, Latopic uraczał mnie iluzją Morgany, która kroczyła ciągle w tych samych miejscach, a ja tuptałam za nią niczym cień. Tęskniłam za nią. Brakowało mi nawet wyzwisk rzucanych pod moim adresem i jej agresji. Kilka razy przez głowę przeszło mi samobójstwo, ponieważ samotność dobijała mnie coraz bardziej, ale w głębi serca liczyłam, że moja czarownica mnie uwolni. Przez głowę przechodziły mi też myśli, iż znalazła Berło Przeznaczenia i po prostu o mnie zapomniała. Opracowywałam też plany ucieczki, które jak można się domyślić, kończyły się marnie. Dlaczego Latopic mnie tutaj zamknął? To pozostawało zagadką, która każdego dnia zaprzątała moją głowę.

Tamtego dnia, jak zawsze siedziałam na ławeczce i patrzyłam pustym wzorkiem na ganiające się kruki. Niesamowicie mądre zwierzęta, które po pewnym czasie, zaczynały reagować na nadawane im imiona. W tle „krajobrazu" widziałam iluzje Morgany, która kolejny raz szła tą samą trasą.

-Napijmy się, Sir Igorze - powiedziałam do ptaka, po czym zaczęłam powolnym krokiem iść do fontanny.

Patrzyłam na swoje odbicie w tafli wody i niewiele myśląc, zanurzyłam w niej całą twarz, niczym do nurkowania. Po kilku minutach powtarzania czynności, zdecydowałam się na wypicie odrobiny słodkiej cieczy. Ujrzałam w odbiciu wody zakapturzonego człowieka, który mi się przyglądał.

Znalałam go. Cholerny rudzielec, który był służącym Latopica.

-Czego chcesz? - zapytałam, trzymając trochę wody w dłoni.

- Jaśnie Pan kazał cię stąd zabrać - odpowiedział, stojąc bez ruchu.

-Cóż za litość. Ile czasu minęło od kiedy siedzę tutaj niczym pustelnik? - Podniosłam się. - Jest mi tu lepiej niż będzie u niego, ale zgaduje, że moje zdanie się nie liczy?

-To nie wybór, lecz rozkaz. - Złapał moje ramię i popchnął w kierunku wyjścia.

Wywróciłam oczami, po czym zaczęłam iść przed siebie. Zobaczyłam mojego ulubionego kruka, sir Igora, więc zawołałam go, a on usiadł na moim ramieniu. Pogładziłam palcem jego głowę i westchnęłam. Yazzirra nie żyła, ale został mi chociaż ptasi przyjaciel. Przed bramą do ogrodu założono mi worek na głowę, po czym wyprowadzono i wsadzono na konia. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że aż tak fatalnie oddycha się z czymś na głowie. Niestety, nawet worek na głowie nie uratował mnie przed zapachem śmierdzącego potem mężczyzny, którego musiałam się trzymać, aby nie spać z konia.

Po kilkunastu godzinnej podróży, wreszcie ściągnięto mi szmacianą sakwę z twarzy i pozwolono zejść samodzielnie z ogiera. Nie było to poprzednie miejsce, w którym byłam z Morganą u Latopica. Zwykła polana, na której znajdował się obóz, była solidnie strzeżona przez Vademecumenów. Rudzielec nie tracąc czasu, złapał mnie za ramie i pchnął do przodu.

-Nie rozglądaj się - burknął.

Po kilkuminutowej pieszej wędrówce, ujrzałam Latopica, który delektował się przepiórką pieczoną nad ogniskiem. Na mój widok gestem pokazał służącemu, aby wyszedł.

-Uratowałem cię. - Powiedział niewyraźnie, oblizując otłuszczone palce. - Twa cudowna kapłanka Morgana zaprzedała twoje ciało w Dolinie Żałości. Nie mów, że się tego nie spodziewałaś. Powszechnie wiadomo o niedostępnym bez zapłaty przejściu.

-Uratowałeś? Raczej zamknąłeś w więzieniu dla odludków - warknęłam, siadając na prowizorycznym krześle z pnia drzewa.

-Ogród Vademecumi to bezpieczne miejsce. Musiałem się zastanowić co z tobą zrobić. Poza tym... - Odchrząknął kawałek przepiórki i splunął nim na ziemie. - Nie byłaś mi potrzebna. Potrzebowałem dziewicy do corocznego rytuału i wtedy się przysłużyłaś, ofiarując mi się na jedną noc. W naszych progach ciężko o kobiety, które nie oddały się pierwszemu lepszemu służalcowi.

Zadrżałam, słuchając o tym strasznym wspomnieniu. Starałam się tego nie rozdrapywać, ale słysząc monolog na ten temat z ust oprawcy, wszystko zaczęło wracać. Nie miałam żalu do Morgany, że mnie sprzedała tamtej nocy, lecz do siebie, ponieważ nie broniłam się tylko oddałam „dobrowolnie". Po czasie zamyśliłam się tak mocno, że dalszy monolog Latopica przestał do mnie docierać. Rozmyślania przerwało mocne uderzenie w prowizoryczny stół. Zdezorientowana spojrzałam na mrocznego władcę.

-Nie odlatuj, księżniczko - rzekł z ironią. - Jeśli masz jakieś pytania to słucham.

-Jeśli Morgana sprzedała moje ciało w Dolinie Żałości to jakim cudem jestem żywa? Przecież wyszłam z niej normalnie. -Poprawiłam się na siedzisku i sięgnęłam ręką po puste naczynie na wodę, które prawdopodobnie było zarezerwowane dla mnie.

-Dusze nie zabierają ciał od razu. Nie zaczęłaś krążyć w martwym punkcie? - Przysunął w moim kierunku talerz z drugą przepiórką. - Zresztą, co za różnica? Jesteś wolna. Nie potrzebuje cię. Wojowniczki z ciebie nie będzie, bo jesteś marną kobietą. Dziewictwo straciłaś, więc też żadnego pożytku. Mogłabyś ewentualnie rodzić synów, którzy staliby się potomkami Vademecumi, ale powiedzmy, że masz wybór. Możesz zostać albo odejść. Dam ci nawet konia, bo szkoda mi wiejskiej dziewki, która zadaje się z sukowatą kapłanką.

Po tych słowach nastała cisza. Nie wiedziałam co odpowiedzieć mimo, że wybór był oczywisty. Nie chciałam wierzyć, iż Latopic daje mi wolność bez żadnego podstępu, ale lepsze odejście niż robienie za krowę rozpłodową. Oczywiście, po krótkim czasie wydusiłam, że chce odejść. Łysy władca wskazał mi ręką konia w oddali, który stał już z przyczepionymi pakunkami. Okazało się, że to Yazzirra...Moja Yazzirra. Wcale wtedy nie umarła.

-Dziękuję - wydusiłam, nie patrząc na Latopica.

-To nie był dla mnie problem. Spotkamy się jeszcze. Zobaczysz. - Wstał. - Służalec zawiąże ci oczy i wyprowadzi z obozowiska. Później, rusz na wschód, jeśli chcesz odnaleźć Morganę. Radziłbym jednak wybrać jakiś inny kierunek.

Skinęłam głową i zaczęłam dreptać po suchej trawie do miejsca, w którym stała klacz. Wszystko było tu jakby po pożarze, ale mimo wszystko drzewa jakoś się trzymały. Rozglądałam się dyskretnie, aby móc w razie czego zlokalizować obozowisko, chociaż wiedziałam, że będzie to awykonalne. Jakiś czas w lesie z Wysoką Kapłanką i w Ogrodzie Vademecumi nauczył mnie jednak, że zawsze warto bacznie obserwować otoczenie. Gdy wreszcie dotarłam do Yazzirry, wsiadłam na nią, a rudzielec, który wcześniej mnie przywiózł, założył mi przepaskę na oczy. Prowadził moją klacz, trzymając za uzdę, a ja usiłowałam określić, jak daleko w danym momencie się znajdujemy.

Gdy znajdowaliśmy się według mnie odpowiednio daleko, wsunęłam rękę do torby, którą widziałam przed wskoczeniem na konia. Była moja, co oznaczało, że powinna się w niej znajdować rzecz, której w tamtym momencie potrzebowałam. Nie myliłam się. Był tam.

-Co ty robisz? - usłyszałam po chwili rudzielca, który zaczął coś podejrzewać.

Nie tracąc ani chwili złapałam za trzon sztyletu, a drugą ręką zdjęłam przepaskę z oczu. Po jednym szybkim ruchu czułam, jak sztych głowni wsuwa się ciężko w jego szyje. Wyciągnęłam ostrze z jego skóry i przeprosiłam, poganiając Yazzirrę, aby zaczęła jechać szybciej. Mężczyzna padł na trawie, a my ruszyłyśmy w nieznanym kierunku, jak najdalej od przeklętego obozowiska Vademecumi. Tego właśnie nauczyła mnie Morgana i więzienie w ogrodzie. Pozostało mi tylko odnaleźć Kapłankę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 14, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz