🔮 Część trzynasta

757 61 18
                                    

Obudziłam się bardzo wcześnie. Usiadłam na prowizorycznym łożu i zawiesiłam przez chwile wzrok na śpiącej wiedźmie. Jej klatka piersiowa unosiła się harmonijnie i opadała, a mocno zaciśnięte wargi mogły wskazywać na niespokojny sen. Niewiele myśląc, wsunęłam dłonie we włosy i starałam się ułożyć niemrawe kołtuny w coś przypominającego bardziej kształt końskiego ogona niż jeden wielki nieład. Bezskuteczne próby doprowadzenia swojego wyglądu do stanu użyteczności zakończyły się lekkim zdenerwowaniem, zatem porzuciłam swoje plany i bezszelestnie starałam się opuścić komnatę. Dyskretnie zamknęłam wrota, po czym zbiegłam wilgotnymi, stromymi schodkami do koni, aby przygotować je do trasy. Yazzirra jeszcze spała, lecz Durza bacznie przyglądał się dużemu pająkowi zwisającemu na pajęczynie niemal przed jego nosem. Podchodząc do nich, sunęłam dłonią pajęczaka w ścianę, rozrywając przy tym białą pleciąkę, nad którą zapewne spędził sporo czasu.

- Czeka nas niebezpieczna podróż - powiedziałam do ogiera, głaszcząc jego grzywę.

Rozpoczęłam przymocowywanie naszych drobnych pakunków do Yazziry, kiedy tylko się przebudziła, uprzednio nalewając wody do korytka. Rzemienne paski toreb wprawiały mnie w nielada irytację swoją niezgrabnością.
A może to ja tak nieudolnie je spinałam?
Gdy wreszcie zakończyłam swoją prowizoryczną walkę z najpotrzebniejszymi rzeczami Morgany, westchnęłam, spoglądając na długi szereg schodów prowadzących na górę. Wbrew pozorom wchodzenie po nich było męczące. Nie było co prawda wysoko, ale zważając na mój minimalny lęk wysokości, sprawiało to wyzwanie. Nie można opisać słowami jak wielkie szczęście poczułam, widząc swoją panią, kroczącą w moim kierunku.

-Kate - Czarnowłosa przetarła rękoma swoją zaspaną twarz. - Widzę, że się postarałaś. Powiedz mi tylko dlaczego chcesz zabrać moją sakwe ze sobą? Powiedziałam przecież, że się rozdzielamy.

- Przepraszam, Pani. - Skuliłam się by wykonać pokłon, lecz Pendragon dotknęła dłonią mojego czoła, co spowodowało, że upadłam od pchnięcia w tył.

Szczupła kapłanka wyszeptała szereg niezrozumiałych słów, a drewniane, obleczone zielonym nalotem drzwi, obskórnego budynku, się otworzyły. Zimny powiew, porannego wiaterku wpadł do środka, powodując przyjemną zmianę zatęchniętego powietrza na świeże. Stanowiło to miłą odmianę, po spędzeniu nocy w cuchnącej grzybem, spróchniałymi rekwizytami oraz zdechłymi gryzoniami komnacie.

- Już lepiej nie przepraszaj. Na szczęście nie ma tam nic przydatnego dla mnie. - Morgana ruszyła na zewnątrz, dając wyraźny znak, że ruszamy w trasę po Berło Przeznaczenia.

Odplątałam zatem zwinnie końskie wodze od rdzawego prętu, krocząc za przewodniczką. Wilgotne od rosy zarośla sięgały prawie do kolan, powodując dyskomfort. Na widok długich pędów, z którymi ostatnio dzielnie się uporałam aby dorstać swoją kolację, ogarnęło mnie nagłe uczucie zmęczenia i wyczerpania.
Mimo lekkiej niechęci, wsiadłam na swoją zwinną klacz, starając się słuchać przyszłej królowej, zawzięcie tłumaczącej coś od kilku minut. Rozpraszał mnie nawet powolny tupot kopyt Durzy, niecierpliwiącego się przed jazdą.

- Jedź na około, Kate - powtórzyła któryś raz z rzędu kapłanka. - Muszę kierować się na zachód do Polany Szkarłatu. Tam się spotkamy.

Skinęłam głową, odczepiając torbę od siodła Yazzirry. Rzuciłam ją z zaskoczenia swojej pani, co spowodowało powolne uniesienie się kącików ust mrocznej damy, która odjechała bez dalszych instrukcji. Siedziałam chwile na swoim zwierzęciu, obserwując na liściu trawy ślimaka, który z wyraźnym zapałem próbowałam dostać się na szczyt roślinki. Z biegiem czasu stwierdzam, że starałam się wtedy odwlec jak najbardziej moment startu, ponieważ znówu byłam z tym wszystkim sama. Już nikt nie mógł mi pomóc. Nie wiem czy obawiałam się bardziej o siebie czy może o Morganę. Gdyby coś jej się stało, moje życie straciłoby sens, bo od dłuższego czasu skupiało się tylko na niej. Zależało mi na niej z jakiegoś dziwnego powodu, mimo jej braku szacunku. Dopiero po kilkunastu minutach dotarło do mnie, że stojąc pod twierdzą niczym słup soli, jestem łatwą zdobyczą dla okolicznych łotrów lub rycerzy Camelotu. Na samo wspomnienie o ostatnim spotkaniu z rozbójnikami, wzdrygnęłam się, klepnęłam konia i wyruszyłam szybko przed siebie. Nie miałam pojęcia ile czasu zajmie mi dotarcie na miejsce.

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz