🔮 Część jedenasta

694 68 22
                                    

Kiedy weszłam na górę, z dużym zdziwieniem stwierdziłam, że twierdza nie była w katastrofalnym stanie. Co prawda dominowały tam pajęczyny i milimetrowa warstwa kurzu, ale można było powiedzieć, że mogło być gorzej. Wchodząc na piętro, zauważyłam też kilka zwinnych jaszczurek, uciekających przede mną. Wdrapywały się wysoko tworząc niewidzialne, kręte szlaki. Okno zastawiono długą, ciemną płachtą tak, żeby nie było widać na zewnątrz palących się świec. Skromny stół znajdował się niemal na środku ponurego pomieszczenia. Oprócz niego, krzeseł i jednej, rozlatującej się komody, był tylko kominek ze sporym kotłem oraz wiadro z wodą. Rozejrzałam się wokół, aż wkońcu ujrzałam Morganę w blasku świec. Zbierała z posadzki rozrzucone drzewo, które następnie układała koło kominka. Stałam chwilę patrząc, jak wygina plecy i schyla się, by podnieść suche drągi. Jej czarne włosy opadały, kiedy się schylała, ale nie przeszkadzały w zbieraniu. Dopiero po jakimś czasie dojrzałam, że na stole leżą już dwie miseczki z parującym jedzeniem. Dziwiłam się, jak mogłam nie wyczuć jedzenia będąc tak głodną, ale nie szukałam odpowiedzi. Wolałam podejść bliżej i sprawdzić co to. Wykonałam kilka długich kroków obolałymi nogami, po czym zauważyłam gorący kapuśniak zaciągnięty mąką z kaszą oraz grzybami.

Agaravaine, chociaż tyle dobrego dla mnie zrobiłeś - podziękowałam mu w duchu.

- Siadaj i jedz. - Usłyszałam obok siebie.

Odwróciłam głowę w kierunku głosu, śledząc wzrokiem swoją panią, która szła wtedy do drugiej miski. W dłoni trzymała dwie kromki ciemnego chleba, z czego jedną rzuciła do mnie.

Wcześniej jadałam kapuśniaki, tylko kiedy dostałyśmy mięso od wuja, mieszkającego w sąsiedniej wsi. Nie było to często. Prezenty z uboju swoich zwierząt przynosił nam zazwyczaj raz na kilka miesięcy. Najczęściej na nasze posiłki składały się sery i zupy mleczne, albo owoce. Przepadałam za wywarem z jabłkowego suszu, który podawany był z makaronem. Siostra powtarzała, że najważniejsze to nie być głodnym, cała reszta jakoś się ułoży.

Usiadłam na siedzisku krzesła, wygodnie się układając. Chwyciłam łyżkę, która leżała obok miseczki i bez słowa zaczęłam jeść, gryząc co jakiś czas chleb. Przyznam szczerze, że siorpałam z zachłanności, albo raczej ssącego głodu. Wkładałam zupę tak niedokładnie do ust, że spływała mi po brodzie. Kapuściany kwas obszczypywał moje wargi, ale udawałam, że nic nie czuję. Nie chciałam sobie przeszkadzać w spożywaniu tak dobrego posiłku. Zupa była zdecydowanie zbyt gorąca na jedzenie, ponieważ przełykając, czułam jak parzy moje gardło i przełyk. Starałam się nie myśleć o tym, nadal robiąc regularne ruchy łyżką.

- Cieszę się, że tak ci smakuje. - Usłyszałam, gdy zjadłam już połowę zawartości miseczki.

Podniosłam wzrok jakby w spowolnionym tempie, po czym spojrzałam na przyglądającą mi się Morganę. Na jej twarzy widniał hamowany uśmiech. Nadal siedziała nieprzysunięta do stołu i opierała swoje blade dłonie o jego kant. Zauważyłam, że w jej naczyniu nadal była cała porcja smacznego kapuśniaku.

- Jest pyszny. - Obtarłam brudną od cieczy brodę kawałkiem chustki, którą miałam przy pasku. - Dlaczego nie jesz? - zapytałam z zakłopotaniem.

- Bo nie chcę się poparzyć. - Wskazała palcem na unoszącą się parę. - Spokojnie, mną się nie przejmuj i jedz. - Hamowany uśmiech stawał się zoraz bardziej widoczny.

Nie czekając na dalszy bieg akcji, bez słowa chwyciłam łyżkę, aby skończyć swoją zupę. Kiedy odstawiłam miskę dalej, spostrzegłam, że Morgana nadal nic nie zjadła. Cały czas siedziała kilkanaście centymetrów od stołu. Zaskoczona, spojrzałam na nią pytająco.

- Nie smakuje ci? - powiedziałam wkońcu, widząc jej obojętny wyraz twarzy.

Czarownica przeczesała swoje czarne włosy i odetchnęła ze stoickim spokojem.

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz