🔮 Część ósma

704 62 32
                                    

Po trzech dniach podróży dotarłyśmy do dość rozbudowanej wioski. Zaścianek wyglądał obskurnie. Drewno, z którego zbudowane były chatki gniło, uliczki pokryte były jeszcze większym bajorem niż to w lesie. Co jakiś czas z budynków wychodziły kobiety i pozbywały się na drogę domowych zlewek. To wyjaśniało skąd to okropne błoto. Odór odchodów zwierząt domowych kumulujący się ze zgnielizną był nie do wytrzymania. Stałyśmy poza wsią w bezruchu, a Morgana przyglądała się mapie.

- Może jakoś ominiemy to zbiorowisko smrodu i łajna? - Spojrzałam pytająco na zielonooką.

- Nie, mam tam sprawę do załatwienia. Jest tutaj karczma, więc posilimy się i może załatwię nam konie. - Nadal patrzyła w papier.

- A jeśli nas rozpoznają?

- Jest wieczór i zapewniam cię, że nie wiedzą jak wygląda Morgana Pendragon. Wystarczy żebyś trzymała dziub na kłudkę i nie wypowiadała tego imienia. - Schowała plan podróży do skórzanej skawy, wiszącej na moim ramieniu.

- Ta wiocha śmierdzi - stwierdziłam robiąc małe kroki w kierunku skupiska chatek.

- Podobno jesteś z porównywalnej prowincji.

- Tam nie mieliśmy tak cudownej woni - zaironizowałam.

- Może nie mów tego mieszkańcom - zwróciła mi uwagę, śmiejąc się.

- Lepiej ich nie uświadamiać - zgodziłam się z nią. - Boże, co za wygwizdów.

Wiatr mocno wiał sprawiając, że zapachy aż pieły w twarz. Brnęłyśmy w okolicznym bajorze, idąc w nieznanym mi kierunku. Ludzie nie zwracali na nas nawet uwagi. Niektórzy prowadzili bydło na swoje niewielkie posesje, inni z kolei wganiali gęsi. Typowy plebs, który nawet nie wie, co dzieje się na świecie. Patrzyłam na moją Panią, regularnie podnoszącą lekko suknię, aby nie była masakrycznie brudna. Szczerze mówiąc i tak nie należała do najczyściejszych, ale zawsze to mniej plam. Nie minęło długo, a stanęłyśmy przed ledwo się trzymającymi drzwiami. Morgana lekko je pchnęła, aby przypadkiem nie wypadły z zawiasów. Moim oczom ukazała się melina, w której spędzali czas pijani mężczyźni. Znajdowało się tam kilka bardzo mocarnych stolików, aby awanturnicy nie mogli nimi rzucać. Między nimi spacerowały skąpo ubrane kobiety z tacami. Niektórzy z pijaków, należeli do "przypadków beznadziejnych" i leżeli na posadce w kałużach wina, piwa oraz wymiocin. Zapach nie zachwycał, a wręcz odpychał myśli o spożywaniu posiłków.

- Będziemy tutaj jadły? - Spojrzałam z niedowierzaniem na czarownicę.

- Poczekaj na mnie przy jakimś stoliku. Idę znaleźć pewną osobę i załatwić jedną sprawę - odpowiedziała, ruszając przed siebie.

Rozejrzałam się po karczmie w poszukiwaniu jakiegoś przyzwoitego miejsca. Dostrzegłam wolne krzesło po prawej stronie, przy którym nie było wymiocin. Z grymasem na twarzy usiadłam tam i spojrzałam na mężczyzn pijących w pobliżu. Jedna z seksownych kelenerek podeszła do mnie.

- Coś podać, skarbie? - Uśmiechnęła się serdecznie.

- Czekam na kogoś. Nie mam narazie pieniędzy - odpowiedziałam zażenowana.

- Kufel piwa dla tej pani - starszy facet krzyknął z miejsca niedaleko.

- Stanley, ty narwany babiarzu - zaśmiała się. - Oczywiście, już się robi. - Cmoknęła do mnie w powietrzu.

- Wolałabym zjeść, ale dziękuję panu - zwróciłam się do ochydnego mężczyzny.

- Nasty, przynieś jakąś dobrą dziczyznę! - zawołał do pracownicy oberży.

- Nie trzeba było. - Zagryzłam wargę ze wstydem. - Czekam na pewną osobę.

- Przynajmniej nie będziesz głodna, królewno - zarechotał jego towarzysz, opluwając swoją rudą brodę.

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz