🔮 Część dziewiąta

698 60 20
                                    

Poranny blask słońca intensywnie ogrzewał moją twarz, przez co nie mogłam dłużej spać. Zmarszczyłam brwi z dezaprobatą i zaciągnęłam się łapczywie powietrzem. Do moich nozdrzy dostała się przyjemna woń czegoś w rodzaju nektaru z czarnej porzeczki, róży, frezji, może jeszcze paczuli i wanilii. Znałam doskonale ten zapach, więc szybko otworzyłam oczy. Zobaczyłam śpiącą obok mnie Morganę. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, co sprawiało, że wydychane przez nią powietrze ogrzewało moją skórę. Kruczoczarne włosy opadały na dekold czarownicy, regularnie unoszący się i opadający. Kości policzkowe stały się bardziej wyraźne niż wtedy, gdy ją poznałam. Przesunęłam jęzkiem po gorących ustach, poruszając się lekko z powodu drętwienia ręki, na której leżałam. Cichy trzask materaca zbudził przyszłą królową. Czarownica nabrała dużą ilość powietrza do płuc a następnie głośno westchnęła, zamykając znów oczy.

Zastanawiałam się czy pamiętała cokolwiek z tamtej nocy. W mojej głowie rodziły się twierdzące odpowiedzi, ponieważ nie widziałam innego powodu, dla którego nie zdziwiła by ją moja obecność na jej łóżku. Z drugiej strony dla Morgany Pendragon ta sytuacja mogła zupełnie nic nie znaczyć. Jednakże, we mnie z pewnością coś się zmieniło i nie było to znane wcześniej mi uczucie. Czarnowłosa nie była już zwykłą czarownicą, a moja służba nie stanowiła tylko chęci zemsty. Czułam, że to przeznaczenie, przed którym nie chciałam uciekać. Dopiero tamtego ranka zwróciłam uwagę na to jak bardzo jest piękna. Chuda i blada twarz nie oszpecała kobiety. Mogłabym powiedzieć, że stawała się coraz ładniejsza. Rozkwitała niczym kwiat jaśminowca, który ukazuje śnieżnobiałe płatki późną wiosną. Oczywiście, widziałam jej niespotykaną urodę już wcześniej, ale wtedy nabrało to zupełnie innego wymiaru.
Nie rozumiałam, co tak naprawdę się ze mną stało. Jeżeli miałabym określić jakoś uczucia, które kotłowały się wewnątrz mnie to przede wszystkim był to strach.

- Zjemy śniadanie i wyruszamy w drogę. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos zielonookiej.

- Mam zejść na parter po jakiś posiłek? - zapytałam, unosząc się na łokciu i mrugając kilkakrotnie powiekami.

Analizowałam każdy szczegół twarzy kapłanki, począwszy od bladoróżowych ust a kończąc na ciemnych brwiach. Starałam się to ukrywać. Sprawiałam pozory, że chcę jak najlepiej wykonać swoje zadanie.

- Zostało trochę jedzenia z kolacji. - Poprawiła mnie natychmiast z dezaprobatą.

Nie chcąc jej denerwować zerwałam się szybko z łóżka i dopadłam do stolika z posiłkiem. Wybrałam najładniejszy kawałek mięsa, wyselekcjonowałam najbardziej dojrzałe owoce i warzywa, po czym ułożyłam na jednym z talerzy. Uśmiechnęłam się lekko w kierunku Morgany, podając jej śniadanie.

- Yghm - zakaszlała znacząco. - Nie zapomniałaś o czymś? - Uniosła wysoko lewą brew, marszcząc przy tym czoło, dzięki czemu widać było lekkie zmarszczki.

- Wino, Kate - szepnęła po chwili. - Może być woda jeśli wolisz.

Natychmiast skinęłam głową, po czym chwyciłam dzban z czerwoną cieczą, aby nalać odrobinę do drewnianych kubków. Obserwowałam jak idealna powierzchnia wina zmieniała się, gdy wzięłam naczynie, z powodu drżenia moich rąk.

- Najedz się do syta, czeka nas długa droga - powiedziała zielonooka, kiedy podawałam jej napój. - Ale najpierw znajdź w mojej sakwie okrągły, płaski talizman.

Nie mogąc poskromić głodu, wrzuciłam do ust kilka kawałków mięsa i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu torby. Po kilku sekundach bezowocnego szukania jej wzrokiem, obawiałam się najgorszego. Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju i zaglądać w każdy róg w jakim mogła się znajdować.

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz