🔮 Część trzecia

769 70 23
                                    

- Boże, za jakie grzechy muszę spać na kamieniach? - zapytałam siebie w duchu, krzywiąc twarz.

Zmęczona kilku godzinnymi katorgami na podłożu, wstałam i jęknęłam cicho chwytając się za odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Zerknęłam urywkiem na nadal palący się ogień i wolnym krokiem udałam się do wrót jaskini.

- Fantastycznie - powiedziałam niezadowolona sama do siebie spostrzegając, że do świtu jeszcze daleko.

Nie myśląc wiele chciałam przycupnąć koło rzeki, lecz usłyszałam ciche kroczenie czegoś naprzeciwko. Odwróciłam wolno głowę w kierunku odgłosu, a blask księżyca ukazał mi czarną postać. Nie widziałam zbyt wyraźnie, ale skołtuniona pokraka była stanowczo zbyt blisko by się przyglądać.
W pierwszej chwili wydawało mi się, że to jakiś wychudzony niedźwiedź.

Niestety, gdy ciemna istota odwróciła się, dało się zauważyć świecące niemal żywym złotem oczy. Zapominając o ogromnym bólu pleców, zaczęłam biegnąć najszybciej jak potrafiłam. Wskoczyłam do płytkiej rzeki, a lodowata woda zmroziła moje ciało. Rozczochrana sylwetka sunęła w moim kierunku, jakby wogóle się nie spiesząc. Opór wody stanowczo ograniczał moje ruchy, ale udało mi się przedostać na drugi brzeg. Zdyszana chciałam biegnąć dalej, jednak nie mogłam. Cokolwiek to było wysysało ze mnie oddech sprawiając, że upadłam na kolana z początkującego niedotlenienia.

- Duszę się. Boże, ja umieram - pomyślałam czując jak łzy spływają po moich policzkach.

Nagle jeszcze większa siła pozwoliła mi na zaczerpnięcie powietrza, ale rzuciła mną w drzewo. Leżąc na wilgotnej ziemi widziałam jak przez mgłę, zbliżającą się mroczną figurę. Chwyciłam średniej wielkości kamień i nie mając już nic do stracenia, wymierzyłam celny rzut w głowę sylwetki. Nieznajomy potwór wydał cichy jęk, a ja resztkami sił uniosłam się lekko próbując wstać. Przerażające spojrzenie znów przybrało złocitą barwę, po czym poczułam ogromną siłę, która pociągnęła mnie do tyłu. Uderzyłam boleśnie w podłoże niemal obok stóp przeciwnika, równocześnie słysząc chrupnięcie mojej ręki. Wydałam przeraźliwy okrzyk wymieszany z płaczem.

- Katherine?! - znajomy głos wpadł do moich uczu.

Mówiła coś jeszcze, lecz ból był tak silny, że nie byłam w stanie zarejestrować ani jednego słowa więcej. Poczułam po chwili, że mnie uniosła, a ciche kroczenie świadczyło o zmienianiu położenia. Wszystko wokół zdawało się być za mgłą i jedyne o czym marzyłam to medyk, który uporał by się z tym ogromnym bólem.

Nim spostrzegłam byłam w środku jaskini, a czarnowłosa szukała zawzięcie czegoś w sakwie. Wyciągnęła fiolkę, po czym zawartością zmoczyła niewielką szmatkę. Klęknęła obok mnie i nachyliła się tak, że czułam jej regularny oddech na twarzy. Musiałam przyznać, że pachniała nieziemsko, czymś w rodzaju nektaru z czarnej porzeczki, róży, frezji, może jeszcze paczuli i wanilii. Przesuwała lekiem po moich ustach powodując tym lekkie ich pieczenie. Nagle szybkim ruchem zerwała lewy rękaw mojego ubrania. Jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienił, tak jakby się wystraszyła. Szmatka, którą wcześniej pocierała moje usta znów została nasączona jakimś eliksirem przez Morganę. Podsunęła mi ją pod nos, a świat wokół zaczął się bardziej kręcić i ciemnieć.

Gdy uchyliłam powieki ujrzałam, że było już jasno, ale też poczułam ogromny ból przedramienia. Przesunęłam prawą dłonią na lewą rękę i wyczułam opatrunek.

- Chyba wolałabym to amputować niż się męczyć z tym bólem - warknęłam sama do siebie.

- Trzeba było mówić od razu. Nie musiałabym się tak trudzić z próbą leczenia tego ustrojstwa. - Do moich uszu dostał się głos znajomej mi osoby.

Zakochana w czarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz