* * *
Budzę się o godzinie 3:15. Słyszę krzyki na korytarzu i czuję ogromną złość, że ktoś ma czelność zaburzać mój sen. Szukam po omacku telefonu i słuchawek, by uciec od wrzasku. Jednak zrywam się z łóżka, kiedy słyszę huk roztrzaskanego szkła. Wykładam na siebie koszulkę i przetarte jeansy i wychodzę z mieszkania na korytarz. Moim oczom ukazuje się spora grupka gapiów w piżamach i szlafrokach. Najwidoczniej każdy sąsiad przyszedł na zwiady. Większość z nich tylko wystawia nosa z nad uchylonych drzwi, bo nikt nie ma odwagi podejść do płaczącej kobiety, która dzień wcześniej upomniała mnie surowym wzrokiem.
Przykucnięta zbiera odłamki szyby, a łzy płyną po jej policzku.
— Policja zaraz będzie — informuje nas staruszka z farbowanymi na bordowo włosami w wałkach.
— Nic się nie stało. To tylko szyba. Odkupię i wstawi się nową.
— Pani jest szalona? Od dwóch tygodni słyszę te przeklęte wrzaski w pani mieszkaniu i pani mówi, że nic się nie stało? Ja rozumiem, że każdy pierze swoje brudy w czterech ścinach i dlatego milczałam — wypluwa z siebie bordowo-włosa i kieruje palec wskazujący w stronę mojej sąsiadki. — Ale ja nie pozwolę, żeby ktoś tak lał dzieciaka, jasne?
— Pani nic nie rozumie... Jutro wytłumaczę, teraz chcę tylko posprzątać bałagan.
— Porządek to niech pani zrobi z swoim synem, a nie...
— Co za chuligaństwo!
— Dzieciaka się robi, kiedy jest się gotowym na macierzyństwo i wie jak wychować grzeczne...
— Błagam ciszej, niech wszyscy się rozejdą — Kobieta mówi ledwo słyszalnie, widzę jak spazmy płaczu trzęsą jej ciałem, z jej dłoni zaczyna ściekać strużka krwi. Kieruję się w jej stronę, mimo wrogości i bluzg wypływających z ust innych mieszkańców.
— Proszę, nie podchodź. — Czytam z jej warg słowa, które nie jest już w stanie już wypowiedzieć.
Na korytarzu zaczyna być co raz głośniej, ale nie zwracam uwagi na krzyki sąsiadów. Kucam obok pokrzywdzonej i zaczynam zbierać szkła.
— Chcę pomóc — szepczę i wyjmuję z jej rąk odłamki. Dopiero przy niej dostrzegam kątem oka jej syna schowanego za nią w kącie. Chłopak siedzi po turecku w milczeniu i obserwuje mnie z wrogością.
— Odsuń się, błagam! — Nie patrzy się na mnie, wzrok ma zawieszony na swoim wychowanku.
W ułamku sekundy chłopak jest przy nas i unosi rękę by wymierzyć cios matce. Szybko łapię go za nadgarstek i blokuje atak. Wściekły zaczyna wyrywać się, bić i kopać, mimo wszystko próbuję uspokoić go. Nie mogę opanować jego ataku złości, nie mam pojęcia skąd ma tyle siły. Dostaję w twarz i odrzuca mnie do tyłu. Przed moimi oczami pojawia się ciemność.
* * *
Kiedy odzyskuje przytomność znajduję się w nieznanym miejscu. Jestem w małym pomieszczeniu z lodówką, zlewem i kilkoma szafkami. Domniemam, że jest to kuchnia mojej sąsiadki. Moje dopuszczenia zostają potwierdzone, kiedy do pokoju wchodzi zatroskana kobieta. Bez słowa przykłada mi zimny okład do oka. Syczę cicho, ale staram się nie myśleć o bólu i o widoku dużego siniaka.
– Popisał się pan odwagą.
– To nic takiego, nawet nie miałem siły walczyć.
– Nie mówię o tym. To nie było odważne, tylko głupie. Mówiłam, żeby pan się odsunął... Ale dziękuję, że pan mimo wszystko chciał pomóc. Doceniam to. – mówi to obojętnym tonem, więc za bardzo nie wiem ile w tym prawdy.
– Nie ma sprawy. Pójdę już, nie będę przeszkadzał. Zresztą mam na ósmą do pracy i nie mogę się spóźnić.
– Zwariował pan? – Mimowolnie uśmiecha się i jej twarz wydaje się o wiele bardziej łagodniejsza i ładniejsza. – Nigdzie tak pana nie puszczę, a szczególnie z tym sińcem. Zaraz nastawię wody na herbatę.
Nie mam siły protestować. Zostaję.
* * *
– Mam na imię Vivienne. – Moja sąsiadka odwraca się do mnie, nie przerywając zaparzania zielonej herbaty.
– Matthew, miło poznać. – Uśmiecham się szczerze, chociaż ból daje mi się we znaki.
Cały czas zastanawia mnie jak dają sobie radę w tym małym mieszkanku. Brak pieniędzy na remont czy nowe sprzęty aż rzuca się w oczy, ale przynajmniej jest urządzone dość schludnie i ładnie. Na pewno przydałby się jakiś obraz pokrzepiający duszę.
Z rozmyśleń wyrywa mnie postać chłopca pojawiająca się jakby znikąd. Odruchowo się odsuwam.
– Nie bój się, nic ci nie zrobi.
– No nie wiem... – Patrzę na niego niepewnie. Nasze spojrzenia się spotykają, ciągle ukrywa się w nich mrok. Nagle robi mi się przykro, bo uświadamiam sobie, że to co mówimy brzmi podmiotowo, jakbyśmy mówili o zwierzęciu. Jakby nie patrzeć wczoraj mnie zaatakował i...
Chłopiec podnosi lewą rękę i wystawia ją przed siebie. Dwoma palcami prawej ręki przeciąga w górę i w dól po powierzchni otwartej dłoni. Czuję się zmieszany, bo nie wiem o co mu chodzi.
– Kylo cię przeprasza – oznajmia Vivien i patrzy na mnie oczekująco.
– Aha. – Kiwam tylko głową, nie mam pojęcia co mogę więcej powiedzieć.
Jednak młody tym się nie przejmuje, podaje mi w rękę jego książeczkę z czarną okładką. Kiedy ją otwieram jestem zdumiony. Książka jest pełna małych, kolorowych obrazków różnych rzeczy, czynności, postaci z bajek i przedmiotów. Kylo zatrzymuje się na posiłkach i łapie mnie za nadgarstek. Prowadzi moją rękę, by wskazać na jeden z obrazków, a konkretnie przedstawiający ziemniaka.
– Hmm, bardzo ładny.
Chłopiec nie odpuszcza i dalej moją dłonią kieruję na obrazek.
– Powiedz mu co to jest - śmieje się Vivien i podchodzi do nas bliżej, lekko głaszcze po głowie swojego syna.
– Zimniak... – mówię i patrzę się na Kylo, jednak on nie reaguje i pokazuje dalej to samo.
– No przecież mówię ziemniak. Ziemniak.
– Spokojnie, powiedz mu jeszcze raz. Tym razem wolniej i trochę głośniej.
Kylo nastawia ucho i nasłuchuje, więc mówię wolno i wyraźnie. Tym razem z satysfakcją zamyka książkę i odchodzi.
– Jeśli masz ochotę na ziemniaczki, to zrobię nam frytki dzisiaj, co ty na to? – Kylo siada po turecku przed telewizorem i nie zwraca uwagę na pytanie swojej mamy.
Kobieta kuca obok niego i unosi lekko jego podbródek.
– Zrobimy frytki, okej? – pyta, a jej syn pokazuje kciuk w górę, po czym ponownie wpatruje się w "Toma & Jerry'ego".
Vivienne nie wzruszona siada przy stoliku i bierze kubek z herbatą. Podoba mi się ten obraz. Zmęczenie na jej twarzy znika, kiedy wie, że ma chwilę dla siebie. Ciemne włosy i jasnoniebieskie oczy pięknie komponują się z granatowym kubkiem i czarnym golfem, który ma na sobie. Mam ochotę zrobić jej zdjęcie, ale muszę zadowolić się aparatem w moim mózgu. Wystarczy, że zapamiętam ten wzrok, barwy, lecącą parę z gorącego napoju. Kiedy namaluje taki obraz może go przyniosę i powiesi go na tej pustej ścianie?
tak, chyba tak zrobię. ale morze, horyzont oraz Kylo w czerwonej kurtce zostawię dla siebie.
tajemnica.
CZYTASZ
Knife called Lust / Hollywood Undead
Cerita Pendek"Nienawiść. Dlaczego ludzie tak ją kochają?" Zbiór krótkich opowiadań z chłopakami z zespołu Hollywood Undead. Znajdziecie tu ciekawych bohaterów, zmagających się z różnymi problemami XXI wieku; którzy będą szukać odpowiedzi na nękające ich pytania...