„Ocean czasu - chcemy czy nie - zawsze zwraca nam to, co w nim kiedyś pogrzebaliśmy.”*– czytam cytat z mojej ulubionej powieści i zamykam książkę. Wyglądam przez kuchenne okno i czuję wszechobecny spokój. Z trudem wstaję z krzesła i staję na środku pomieszczenia.
J e s t e m s z c z ę ś l i w a.
Czuję ciepły dotyk na ramieniu. Wokół unosi się aromat gorącego kakao. Słyszę skrzypienie podłogi i echa dźwięków dochodzących z telewizora. Smakuję powietrze, które z każdą chwilą zagęszcza się coraz bardziej; na moim języku pojawia się metaliczny posmak. Mrużę oczy, w oddali widzę zarys sylwetki spoczywającej w fotelu. Bez zastanowienia ruszam w tamtą stronę i rozpoznaję swojego ojca. Po drugiej stronie stolika siedzi moja matka. Oboje przenoszą na mnie wzrok i uśmiechają się przejmująco. Próbuję coś powiedzieć, ale uniemożliwia mi to ból promieniujący z okolicy brzucha.
- Wszystko w porządku, kochanie? – pyta ojciec.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, przeszywający ból obezwładnia wszystkie moje zmysły. Nie czuję już ciepłego dotyku. Do moich nozdrzy nie dociera żaden zapach. Wszystkie dźwięki cichną. Walczę o dostęp do tlenu, ale nie mogę oddychać i robi mi się sucho w ustach. Postaci moich rodziców zachodzą mgłą, a ja z trudem staram się zobaczyć cokolwiek przez łzy bólu napływające mi do oczu. Mrugam kilkakrotnie i spuszczam wzrok. Z horrorem dostrzegam, że jestem w ciąży, między moimi nogami z każdą chwilą powiększa się kałuża szkarłatnej cieczy.
Nagle wszystko wraca i znów na moim ramieniu czuję ciepłą dłoń. Odwracam się i widzę mojego przyjaciela z dzieciństwa, który patrzy na mnie z troską. Zaciskam palce na jego przedramieniu, szukając wsparcia, bo z każdym słabym uderzeniem serca tracę siły. Na moim serdecznym palcu widnieje pierścionek.
Spomiędzy moich warg ucieka powietrze. Ostatnim, co widzę, jest para brązowych oczu.
*
Końcowy dzwonek zabrzmiał w klasie, a dla mnie był niczym zbawienie, bo wreszcie mogłam pójść do domu. Z utęsknieniem czekałam, żeby móc znów zobaczyć cztery ściany mojego pokoju. Kiedy rano go opuściłam, nie potrafiłam uspokoić szaleńczego bicia serca. Przez cały dzień w mojej wyobraźni odtwarzały się obrazy nocnej mary i nie mogłam powstrzymać dziwnego uczucia w brzuchu na samą myśl, że w moim śnie było tam dziecko. Babcia zawsze powtarzała mi, że ciąża we śnie symbolizuje nadzieję. Tyle że ja krwawiłam. A ciąża z komplikacjami oznaczała problem, z którym sama nie będę sobie w stanie poradzić. Domyślałam się, o co może chodzić, ale nie pozwalałam tym myślom zbyt długo tkwić w mojej głowie. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarze.
Przetarłam dłonią oczy i zbiegłam po schodach, kierując się w stronę wyjścia ze szkoły. Było po piętnastej i czułam głód, bo od wczoraj nie miałam niczego w ustach. Wiedziałam, że żadne pożywienie nie przejdzie mi przez gardło po nocnych eskapadach mojej wyobraźni. Po wyjściu na zewnątrz założyłam kurtkę i zasunęłam szczelnie suwak, chroniąc się przed zimnem.
Przede mną szło kilkanaście osób i kiedy wszyscy minęli już bramę, dostrzegłam, że ktoś siedzi z boku na murku. Od razu poznałam tą brązową czuprynę, przyspieszyłam więc kroku i minęłam chłopaka bez słowa, przekonana, że to jedynie przypadek.
- Blanka!
Zaklęłam siarczyście pod nosem i odwróciłam się na pięcie, lustrując Harry’ego wzrokiem. Patrzył na mnie lekko speszony, a ja zaczynałam się niecierpliwić.
CZYTASZ
got dynamite » styles
Fanfiction❝ (...) ocean czasu - chcemy czy nie - zawsze zwraca nam to, co w nim kiedyś pogrzebaliśmy. ❞ - Carlos R. Zafón