20 dni do wyjazdu
Białe chińskie róże.
A dokładniej, to trzydzieści cztery białe chińskie róże. W tym momencie na moim biurku stał flakon tylko z sześcioma, bo nareszcie rozgryzłam, jak wyglądał system. W ciągu tygodnia, z każdym dniem dostawałam o jedną różę więcej. Wyglądało to tak, że w piątek na progu leżał jeden kwiat, a w czwartek siedem.
Były to moje ulubione kwiaty, więc nie miałam serca ich wyrzucać, mimo że zdawałam sobie sprawę, kto je przysyła. Tym bardziej, że trzy dni temu do bukietu siedmiu róż został dołączony krótki bilecik.
Kocham cię. — H.
Miałam to nieszczęście, że akurat mama znalazła kwiaty i zaczęła mnie wypytywać, dlaczego codziennie dostaję prezenty w postaci róż. W dodatku moich ulubionych róż. Musiałam jej więc powiedzieć prawdę, bo byłam pewna, że jeśli odmówię, zadzwoni do mamy Harry’ego. A tego nie chciałam. Oczywiście nie powiedziałam jej, ile winy miał w tym Jason. Nawet po tym wszystkim nie potrafiłam tak po prostu powiedzieć mamie, jak bardzo zraniły mnie jego słowa. Nie chciałam go wpędzić w kłopoty. Nie teraz, kiedy moi rodzice zdawali się powoli zapominać o tym, co zaszło kilka lat temu. Mieli już nawet kupiony prezent ślubny dla młodej pary. Nie mogłam tego zepsuć, nieważne jak bardzo cierpiałam.
W każdej sekundzie musiałam przypominać sobie, że niedługo będę w Turcji. Nic innego nie podtrzymywało mnie przy życiu, nic innego nie potrafiło mnie zmusić do otworzenia rano oczu. Nie potrafiłam nawet prawidłowo funkcjonować. Straciłam apetyt, chociaż tak bardzo uwielbiałam jeść i ciągle w ręku trzymałam filiżankę z kawą (wbrew zaleceniom lekarza). Miało to też związek z tym, że nie spałam. Jedna noc sprawiła, że nie mogłam zmrużyć oka przez kolejny tydzień. Jedna senna mara, która przypomniała mi, co stało się tamtego wieczoru. Tylko że tym razem Harry nie próbował się tłumaczyć. Razem z Jasonem stali przede mną i rzucali w moją stronę najokrutniejszymi słowami, których nawet nie pamiętam. Wiem tylko, że bolało. Do tej pory boli. Nie potrafię zamknąć oczu, żeby nie zobaczyć ich pełnych nienawiści twarzy. Nawet te dwa wypowiedziane z miłości słowa, które powinny uciszyć burzę w moim sercu, nie pomagały. Bałam się w nie uwierzyć, bo musiałabym stawić czoła konsekwencjom, a nie byłam w stanie.
Harry podał mi na dłoni swoje serce, ale ja nie miałam zamiaru go przyjąć, nie miałam nawet zamiaru odwdzięczyć się tym samym. Dlatego to wszystko nie miało sensu. Dlatego musiałam wyjechać. Bo łatwiej jest uciec, aniżeli stawić czoła życiu. O ile nie potrafiłam zmienić rzeczywistości jednym pstryknięciem palcami, nie chciałam w ogóle mieć z nią do czynienia.
Przed wyjazdem czekało mnie jeszcze zakończenie roku szkolnego, na które musiałam kupić strój. Dlatego też w niedzielne popołudnie bez niczyjej wiedzy wybrałam się na zakupy. Gdyby mama o tym wiedziała, na pewno chciałaby iść ze mną. Miałyśmy zbyt różne gusta, żeby razem kupować ubrania.
Kiedy byłam już zaopatrzona w nową sukienkę, bluzkę, spódnicę i marynarkę, udałam się do marketu. Chciałam kupić tonę niezdrowej żywności z nadzieją, że w końcu będę w stanie coś zjeść. Liczyłam, że jeśli zrobię sobie maraton filmowy, to zapomnę o rzeczywistości i o tym, że nie mogę już od tak zadzwonić do Harry’ego. Nieważne jak bardzo chciałam to zrobić i jak często mój palec wisiał nad przyciskiem zielonej słuchawki.
Wrzuciłam do koszyka kolejną paczkę żelek i ruszyłam w stronę alejki z napojami. Kiedy skręciłam w prawo, momentalnie zawróciłam, ale było za późno.
- Blanka!
Odwróciłam się i uśmiechnęłam do mamy Harry’ego, która pchała swój wózek w moją stronę.
CZYTASZ
got dynamite » styles
Fanfic❝ (...) ocean czasu - chcemy czy nie - zawsze zwraca nam to, co w nim kiedyś pogrzebaliśmy. ❞ - Carlos R. Zafón