Zamrugałam kilkakrotnie, po przebudzeniu zawsze miałam problemy z orientacją. Przez chwilę wydawało mi się, że był poranek, a ja miałam stawić czoła kolejnemu dniu. Dopiero kiedy otworzyłam porządnie oczy zauważyłam, że mój pokój był już przygaszony, a z okna nie lał się blask popołudniowego słońca. Leżałam dłuższy moment w tej samej pozycji i pozwoliłam wcześniejszym wydarzeniom powoli wrócić do mojej świadomości.
Podniosłam się nieco i z wahaniem uniosłam rękaw pidżamy, czując jak materiał drażni dopiero co zamkniętą ranę. Westchnęłam przeciągle patrząc z dezaprobatą na swoje ramię i pokręciłam głową. Chwilę potem przemknęłam wzrokiem po pokoju i to, co ujrzałam okazało się kompletnym zaskoczeniem. Po drugiej stronie łóżka, obok biurka, siedział Harry. Głowę miał opartą na dłoni i zdawał się spać w moim fotelu. Nie wierzyłam, że został. Przecież to nie miało najmniejszego sensu.
Przetarłam oczy i opatulona kołdrą wstałam z łóżka. Przykucnęłam przy Harry’m, po czym przyjrzałam mu się dokładnie. Nadal nie dostrzegałam w nim niczego wyjątkowego. Wciąż był dla mnie jednym z kolegów Claire, którego imienia nie potrafiłam zapamiętać. Tyle że teraz zaczynałam go widzieć trochę inaczej. To nie jest tak, że jedna rzecz całkowicie zmieniła moje zdanie na jego temat. Ciągle bałam się mu zaufać; ciągle miałam przeczucie, że Harry tak naprawdę niczym nie różnił się od innych ludzi, których spotkałam na swojej drodze.
Przyglądałam mu się uważnie; patrzyłam, jak jego klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała. Wiedziałam, że muszę go obudzić, nieważne jak bardzo nie chciałam. Wyglądał tak spokojnie, jak gdyby nic nie mogło zakłócić jego wewnętrznej harmonii. Sen był czymś niesamowitym. Czasami potrafił odebrać wszystkie troski i problemy, czasami jednak zamieniał się w największego wroga.
Po raz kolejny westchnęłam, z postanowieniem, że pozwolę mu jeszcze trochę odpocząć. Przykryłam go kołdrą, która wcześniej ochraniała moje ramiona i uśmiechnęłam się na ten widok. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś takiego. Nawet moje przyjaciółki nie znały mnie od tej strony. Nie byłam pewna czy to one nie akceptowały faktu, że nie jestem tak szczęśliwa, jak kiedyś, czy tak dobrze ukrywałam to, co się ze mną dzieje. Nieważne jak uporczywie starałam się pozbyć tego uczucia, wciąż moje serce wypełniała wdzięczność. Cieszyłam się, że tym małym gestem Harry mnie nie zawiódł. Powstrzymywałam się przed tego typu emocjami, bo wiedziałam, że im bardziej się do niego przywiązuję, tym więcej będę mieć oczekiwań i tym bardziej będę narażona na rozczarowanie. Musiałam się ochronić, to był mój priorytet. Nie zważałam na fakt, że od ponad trzech lat odpychałam od siebie ludzi, bo żyłam w przekonaniu, że są mi niepotrzebni. Istniałam sama dla siebie.
Ostatni raz zerkając na Harry’ego wróciłam do łóżka a po drodze zgarnęłam z biurka podręcznik i okulary. Opadłam na poduszki i przykryłam się dodatkowym kocem, który leżał na skraju posłania. Chwilę potem z kokiem na głowie i okularami na nosie czytałam kolejny dział biologii, który ani trochę nie wydawał mi się interesujący. Uporczywie walczyłam ze swoimi myślami, nie pozwalając im zboczyć z wyznaczonego toru. W moim przypadku wystarczyła jedna pomyłka, jedno potknięcie, żebym została pochłonięta przez czarną dziurę. Musiałam skupiać swoją uwagę na każdym pojedynczym słowie, żeby tylko się nie rozproszyć. Gdyby jakimś cudem udało mi się ominąć jedno zdanie, gdyby umknęło mi jego znaczenie, wszystko poszłoby na marne. Jeszcze nie potrafiłam do końca walczyć z własnymi instynktami, ale starałam się. Najgorsza jednak była świadomość, że czasami starania okazywały się niewystarczające. Bywało, że mój umysł po prostu odmawiał posłuszeństwa i nie był w stanie skupić się na niczym konkretnym. Nie miałam pojęcia czy było to normalne, ale łudziłam się, że każdy miał gorsze dni, a w moim przypadku one po prostu przeważały nad tymi lepszymi.
CZYTASZ
got dynamite » styles
Fanfic❝ (...) ocean czasu - chcemy czy nie - zawsze zwraca nam to, co w nim kiedyś pogrzebaliśmy. ❞ - Carlos R. Zafón