dwadzieścia jeden.

1.3K 92 17
                                    

Po raz kolejny znalazłam się w tej samej sytuacji.

Siedziałam oparta o wannę a głowę trzymałam między kolanami. Starałam się oddychać głęboko, nie przynosiło to jednak oczekiwanych rezultatów. Przed wyjazdem do Turcji odstawiłam leki i teraz się to na mnie odbijało. Koszmary znowu wróciły a nie mogłam sobie pozwalać na kolejne bezsenne noce, nie kiedy wczoraj zaczęły mi się egzaminy. Tyle że leki też nie wchodziły w rachubę, bo mogły zaburzyć mój proces myślenia. A na to też nie mogłam sobie pozwolić.

Dlatego siedziałam w łazience i próbowałam dojść do siebie po kolejnym ataku. Nie byłam pewna, ile czasu minęło, ale po chwili ktoś zaczął szarpać za klamkę. Nie zamykałam drzwi, więc intruz bez problemu dostał się do środka. Uniosłam wzrok i jęknęłam na widok Harry’ego.

        - Co ty tu robisz do cholery?

        - Ryby łowię – skwitował poirytowany. – Twoja mama dzwoniła, bo się martwi a musiała iść do pracy.

Przewróciłam oczami, po czym wstałam trzymając się brzegu wanny. Zacisnęłam powieki, kiedy zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście zawroty nie trwały zbyt długo.

        - Nie ma się czym martwić, więc możesz już iść.

Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i wyszłam z łazienki.

        - Blanka!

        - Czego znowu?

        - Co się dzieje?

        - Gówno cię to obchodzi.

        - Jesteś nie do wytrzymania! – wrzasnął. – Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor!

        - Jeśli masz z tym problem, to wyjdź!

Oparłam dłonie o  biodra i patrzyłam na niego ze złością. Nie miał prawa na mnie krzyczeć. To ja tutaj miałam monopol na bycie wściekłą.

        - Wyjdź – powtórzyłam, kiedy nie ruszał się z miejsca.

        - Dlaczego się tak zachowujesz?

Lustrował mnie wzrokiem, jak gdyby mnie nie poznawał. Krew zagotowała mi się w żyłach. Zacisnęłam mocno pięści i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, żeby powstrzymać się przed posłaniem w jego stronę barwnych epitetów.

        - Taka właśnie jestem, Harry.

        - Nie. Ja znam inną Blankę.

       - O czym ty bredzisz?!  - zapytałam i zaśmiałam się głośno. – Ta twoja Blanka nie istnieje. Nie ma jej. Słyszysz? Nie ma. Kochasz osobę, która jest wytworem twojej wyobraźni.

Miałam ochotę wyżyć się na jakimś martwym przedmiocie. Rozwalić go na kawałki i urzeczywistnić złość, która zatruwała moje serce. Natomiast Harry przestąpił z nogi na nogę i posłał mi pytające spojrzenie.

     - Skąd wytrzasnęłaś tą gadkę? Jeszcze tydzień temu odwzajemniałaś moje uczucia. Co się zmieniło?

        - Jestem na ciebie wściekła, to się zmieniło.

        - Ile razy mam cię przepraszać?

Napięcie między nami opadło nieco, ale moje serce nadal nie zwalniało biegu. Ciągle nie potrafiłam pozbyć się gniewu, który odczuwałam. Rozprzestrzeniał się po organizmie i powoli przejmował kontrolę nad moim systemem decyzyjnym.

        - Nie musisz, bo nic nie zmieni tego, co zrobiłeś. Okłamałeś mnie. Dlaczego nie powiedziałeś mi na początku? – zapytałam żałośnie, jak gdyby moje dziecinne zachowanie mogło pomóc. - Spróbowałabym zrozumieć.

got dynamite » stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz