jedenaście.

1.5K 111 3
                                    

       - Wiesz, wydaje mi się, że to dlatego tak bardzo zależy mi na szkole. To, co zrobiłam będzie się wydawać bezpodstawne jeśli zawiodę.

Leżałam na łóżku a moja głowa zwisała z materacu. Myślenie wydawało się łatwiejsze, kiedy krew napływała mi do mózgu. Przez kilkanaście minut Harry próbował przekonać mnie, że to szkodliwe, ale w końcu się poddał. Nikt mu nie powiedział, że jestem uparta? Ups.

Praktycznie nie mogliśmy się ruszyć, bo przez dobrą godzinę zajadaliśmy ciasta, które zostały po świętach. Sernik mojej mamy zrobił furorę na Harry’m. Wmawiałam mu, że to dzięki mnie smakuje tak świetnie, bo sama ubijałam jajka i włożyłam w to całą swoją miłość.

Nie uwierzył, cham przebrzydły.

        - A ja sądzę, że po prostu jesteś kujonem.

W odpowiedzi kopnęłam go w żebra, po czym usłyszałam, jak jęczy z bólu. Podniosłam nieco głowę i wyszczerzyłam się w jego stronę, czym zasłużyłam sobie na groźne spojrzenie.

        - Próbuję być poważna – zwróciłam mu uwagę, na co przewrócił oczami.

        - A kiedy ty nie jesteś poważna?

Wydęłam usta na te słowa, po czym znów pozwoliłam mojej głowie swobodnie zwisać z łóżka. Westchnęłam lekko i przymknęłam powieki. Nie pamiętam dokładnie, co stało się tamtego wieczoru, kiedy powiedziałam Harry’emu o aborcji. Wiem tyle, że obudziłam się w Boże Narodzenie, a Harry pomagał mojej mamie robić śniadanie. Nie pytałam nawet, jak to się stało, że został na noc. On za to zapytał, jak się czuję i przytulił mnie na powitanie. Kiedy moja mama wyszła z kuchni, zaczęliśmy się kłócić. Mój mechanizm obronny włączył się dokładnie w tamtym momencie, bo próbowałam wmówić mu, że po prostu się nade mną lituje. Naprawdę go tym zdenerwowałam. Nigdy nie widziałam takiej wściekłości w czyichś oczach i w pewnym momencie po prostu zaczęłam się śmiać, bo myślałam, że jego głowa za moment wybuchnie. Był strasznie czerwony a jego oczy wyglądały jak żetony. Po chwili przyłączył się do mnie i całe napięcie zniknęło. Została tylko świąteczna atmosfera i zapach pieczonych pierniczków.

        - Która godzina? – zapytałam od niechcenia.

        - Szesnasta dwadzieścia.

      - Za godzinę są skoki! – sapnęłam zdumiona, bo zupełnie wypadło mi to z głowy. Dobrze, że sobie przypomniałam. Nie mogłabym przegapić kolejnego konkursu. Nie teraz, kiedy wszystko się rozkręciło.

        - Oglądasz skoki narciarskie? Żartujesz.

Zaśmiałam się i wreszcie usiadłam porządnie na łóżku. Harry podniósł na mnie wzrok znad telefonu i zmarszczył brwi.    

        - Jak mogłabym ich nie oglądać? Mój przyszły mąż jest jednym z najlepszych skoczków w historii!

Moje słowa sprawiły, że chłopak wybuchnął śmiechem i pokręcił z politowaniem głową. Po chwili przysunął się do mnie a jego usta przypominały podkówkę.

        - Blanka, jak mogłaś? – wyjęczał i przyłożył dłoń do czoła, jak gdyby miał zaraz zemdleć. – Myślałem, że jestem pierwszy w kolejce po twoją rękę!

Tym razem to ja zaczęłam się śmiać i walnęłam go z całej siły w ramię.

        - Nieładnie tak sobie z kogoś kpić. Nawet mój tata mówi na Gregora „zięciu”. Przegrałeś ten wyścig zanim jeszcze cię poznałam. Peszek.

Wzruszyłam ramionami i nachyliłam się w stronę stolika. Upiłam łyk herbaty i z powrotem odstawiłam kubek. Nie minęła nawet sekunda, a leżałam na podłodze z obolałym tyłkiem.

got dynamite » stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz