szesnaście.

1.4K 106 3
                                    

      - Idziemy na sanki!

      - Co?

Podniosłam głowę z poduszki, ale i tak nie miałam siły jej utrzymać, bo po sekundzie znów leżała na posłaniu. Byłam zmęczona. Mój stan nie pozwalał jeszcze na przetwarzanie informacji. Nawet nie wiedziałam, o której zasnęliśmy. Podejrzewałam jednak, że było dość późno, skoro nie byłam nawet w stanie utrzymać powiek; same opadały mi na oczy.

        - Blanka, nie ma spania!

       - Jest, chyba że chcesz mieć podbite oko – wymamrotałam w poduszkę i zakryłam głowę kołdrą. Harry jednak nie dawał za wygraną i zaczął mnie łaskotać w stopy. Nie wiem, w co go kopnęłam, ale wydał z siebie taki dźwięk, że musiało zaboleć.

        - Gdybym wiedział, że tak traktujesz swoich chłopaków, to skreśliłbym się z listy ochotników.

        - Nie jesteś moim chłopakiem.

        - Jestem.

        - Nie jesteś.

        - Jestem.

        - Nie jesteś.

        - Jestem.

        - Nie jesteś! – krzyknęłam i podniosłam się gwałtownie.

        - Ha! Jednak wstałaś!

Szczerzył się jak głupi do sera, a ja miałam ochotę udusić go gołymi rękami. Nie ufałam ludziom, którzy uśmiechali się przed dziewiątą rano. A mogłam przysiąc, że jest zaledwie szósta. Dlatego też warknęłam w stronę Harry’ego (coraz bardziej przypominałam wściekłego psa) i wstałam powoli. Wyjrzałam przez okno i zaczęłam się przeciągać, czując, jak moje mięśnie rozluźniają się po leżeniu w tej samej pozycji przez całą noc. Na zewtnąrz lekko sypał śnieg, ale już i tak całe miasteczko było białe. Z pokoju Harry’ego wyglądało to naprawdę pięknie. Wszystkie budynki były pokryte białym puchem, nieopodal dzieci rzucały się śnieżkami a praktycznie na każdym podwórku stał bałwan. Przetarłam dłonią oczy i odwróciłam się tylko po to, żeby znaleźć Harry’ego gapiącego się jak sroka w gnat.

         - Nasza wczorajsza rozmowa wcale nie dała ci przyzwolenia, żeby tak na mnie patrzeć.

     - Kompletnie nie wiem, o co ci chodzi – odpowiedział niewinnie, ale ja tylko przewróciłam oczami, bo nie było sensu się z nim sprzeczać.

Przez ten wspólnie spędzony czas nauczyłam się jednego. Nigdy nie zaczynaj kłótni z Harry’m. On i tak przekręci każde twoje słowo na swoją korzyść.

        - Chodź – rzucił i wstał z łóżka, po czym za rękę pociągnął mnie do kuchni. Od razu poczułam aromat parzonej kawy. Podążyłam za jej zapachem i w sekundzie uczepiłam się filiżanki, która stała na stole. Moim oczom nie umknął widok patelni z parującą jajecznicą oraz dwóch talerzy stojących na stole.

Zerknęłam kątem oka na Harry’ego. Nosił tą swoją dumną minę, jak gdyby osiągnął coś wielkiego. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który powoli wkradł się na moją twarz.

        - Naprawdę jesteś kochany, czy tylko próbujesz się podlizać?

Oboje wiedzieliśmy, że jedynie się z nim droczę. Wciąż ściskałam filiżankę z kawą, kiedy Harry zbliżył się i skradł całusa prosto z moich ust.

        - Myślisz, że mogłabyś się do tego przyzwyczaić? – zapytał, a ja spojrzałam na niego lekko zdezorientowana, bo jego zapach wciąż wypełniał otaczające mnie powietrze a bez kofeiny w systemie nie byłam w stanie skupić myśli. – Do mnie. Do nas.

got dynamite » stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz