Rozdział 11

32 3 3
                                        


Nie miałam pojęcia skąd u Harry'ego taka nagła zmiana nastroju. Ten człowiek był dla mnie nie do ogarnięcia i nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Było mi cholernie przykro. Nie liczyłam na wielką przyjaźń między nami, ale chociaż małe ocieplenie naszych stosunków. W moich oczach zebrały się łzy. Człowiek, który przez dwa ostatnie dni nie odstępował mnie na krok i troszczył się jak o małe dziecko, nagle twierdzi, że to niczego między nami nie zmienia. Może za dużo sobie wyobrażałam?

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Liama.

- Hej, co ty tak sama siedzisz? Już nas nie lubisz? – zaśmiał się i zawołał do ich stolika. Odmówiłam jednak grzecznie nagle tracąc apetyt do jedzenia.

Wróciłam do biura, w którym już siedział Harry. Postanowiłam jednak nie odzywać się do niego, zastosuję się do jego zaleceń i będę żyć własnym życiem. Zabrałam się do pracy co jakiś czas wymieniając smsy z Niallem. Mimo ciężkich obrażeń humor go nie opuszczał. Podziwiam.

Od czasu do czasu podnosiłam wzrok na Stylesa, jednak ten był pochłonięty pracą. Albo tylko udawał, że pracuje, ale na pewno unikał mojego wzroku jak tylko mógł.

Kiedy reszta powróciła z lunchu w biurze zrobiło się gwarno, Louis z Zaynem robili zakłady o wyniki dzisiejszego meczu, a Gigi wkurzała się na Zayna, że mają spędzić romantyczny wieczór bez meczu. Oh, gdyby ona wiedziała co jej chłopak dzisiaj planuje!

Kiedy wszyscy wrócili do swoich obowiązków i w pomieszczeniu zapadła cisza przerwał ją dźwięk telefonu Harry'ego. Zdziwiony spojrzał na wyświetlacz i odebrał nieco zdenerwowany.

Niewiele dało się zrozumieć z jego rozmowy, ale było po nim widać, że jest lekko podenerwowany. Szybko wybiegł z biura. Wrócił po kilku minutach, spakował swoje rzeczy i wyszedł.

Wiem, że mieliśmy żyć swoim życiem, ale moja ciekawość wzięła górę. Powiedziałam kolegom, że źle się poczułam, sprzątnęłam swoje rzeczy i szybko pobiegłam do Wilsona.

-Przepraszam, że dopiero teraz o tym informuję, ale kompletnie zapomniałam o wizycie u lekarza, czy mogłabym skończyć szybciej? – uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak umiałam.

- Nie ma problemu, tylko pamiętaj o dostarczeniu mi wszystkich dokumentów na jutro.

Zadowolona szybko zbiegłam na dół budynku rozglądając się za Harrym. Właśnie odjeżdżał swoim audi, więc wsiadłam do mojego samochodu i ruszyłam za nim. Trzymałam dość duży odstęp, aby mnie nie zauważył i w pewnej chwili nawet na chwilę go zgubiłam, ale szybko odnalazłam jego charakterystyczny wóz.

Chłopak wjechał na przedmieścia Chicago i skręcił w wąską uliczkę jednokierunkową. Zauważyłam, że w głębi znajduje się jakaś obskurna kamienica. Nie chciałam ryzykować, że mnie zauważy, dlatego zaparkowałam moją Impalę nieco dalej i pieszo ruszyłam w jego stronę.

Samochód Harry'ego stał na ulicy, a on nerwowo przemierzał w tę i z powrotem.

W końcu do kogoś się odwrócił. Nie widziałam jego twarzy i nie słyszałam głosu. Postać, z którą rozmawiał Harry zaczęła się złowieszczo śmiać.

- A więc to twoja sprawka, tak? Co takiego ona ma do tej sprawy, zajmij się mną! – Styles wymachiwał zdenerwowany rękami.

- A skąd wiesz, że nic nie ma? Muszę dokończyć co zacząłem...

Głos jego rozmówcy wydawał mi się dziwnie znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć kto to.

- Co dokończyć? Już raz dokończyłeś, nie wystarczy?

- Czuję ogromny niedosyt, Styles.

- Czego chcesz?

- Emmy.

Coooooo kuuuuuuuuuuuuurwaaaaaaaaaaaaa

Mój świat właśnie runął. Zdałam sobie sprawę, że był to Jace. Czułam jak robi mi się ciemno przed oczami, a moje nogi nagle odmawiają posłuszeństwa. Zdążyłam zauważyć jeszcze tylko jak Harry wymierza cios w twarz Jace'a i wystraszona pobiegłam do samochodu. Czy ktoś mi wytłumaczy o co w tym chodzi?


___________________________

wiem, wiem, wiem zjeeeeebałam! Boże czuję takie rozdarcie kiedy nie mam weny. Przepraszam was też, że tak długo czekaliście, ale mam teraz chaos z przeprowadzką. A ten rozdział pisałam chyba sto razy i w końcu dodałam zanim się rozmyśle.... sami ocenicie czy powinnam jednak napisać kolejne sto razy troche lepiej czy ten da się jakoś znieść.. 

In flames |h.s|Where stories live. Discover now