Rozdział 4

43 4 6
                                    


Od tego jak utknęłam w windzie z Harrym minęły już dwa tygodnie. Przez cały ten czas staraliśmy się wzajemnie ignorować co, nie oszukujmy się nie jest zbyt proste kiedy ma się biurka naprzeciwko siebie i mieszkania na jednej klatce schodowej. Mimo wcześniejszej myśli o wypowiedzeniu mu wojny szybko ją porzuciłam. Po prostu nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Jeśli bym z nim zadarła musiałabym słuchać jego parszywego głosu, a tego bym nie zniosła.

W czasie, kiedy rzucaliśmy do siebie jedynie pełne nienawiści spojrzenia zaprzyjaźniłam się z Niallem. Blondyn ciągle rozpraszał mnie w pracy wysyłając mi coraz to głupsze memy lub robiąc głupie miny kiedy nikt nie patrzył. Reszta ludzi również okazała się naprawdę sympatyczna i cieszyłam się, kiedy wchodząc do jadalni nigdy nie dosiadali się do Harry'ego, który przeważnie był tam pierwszy.

Przez chwilę było go nawet szkoda, wyglądał jak czarna, zagubiona owieczka, ale kiedy znowu spotykałam jego wzrok szybko mi przechodziło.

W dniu, w którym mieliśmy awarię windy dotarliśmy do pracy w tym samym czasie. Znowu. Spóźnieni 2 godziny. Na szczęście Niall wyjaśnił panu Wilsonowi całą sytuację więc nawet nie pofatygował się, żeby dać nam jakąś reprymendę. Poza tym Horan był zły, że przyszliśmy razem, bo przegrał trzydzieści dolców. Zayn i Louis również. Całą kasę zgarnęła Gigi, która dziękowała mi później cały dzień. Przez kolejny tydzień znowu obstawiali ile i kto się spóźni, ale po tym jak ja przychodziłam na czas punktualnie, a Harry spóźniał się codziennie 10-15 minut stwierdzili, że nie czują już dreszczyku emocji i zaprzestali swoje zakłady.

Gigi wymyśliła jednak w czwartek żeby w zrobić zakład o to, w jakiej koszuli przyjdzie jutro Harry. Zaraz przed wyjściem podaliśmy swoje typy i zwiększyliśmy stawkę do 30 dolców.

W piątek rano znowu gotowa byłam przed czasem. Zeszłam do samochodu zadowolona z siebie, że kolejny raz udało mi się wyrobić tyle przed pracą. Jednak kiedy przekręcałam kluczyk w stacyjce znowu poczułam rozczarowanie moją Impalą. Nie odpaliła. Ponownie.

Zbliżała się 8, a ja stawałam się coraz bardziej zirytowana.

No kurwa pięknie

Pierwszy, drugi, trzeci i trzydziesty raz. Gładzenie po kierownicy i słodkie słówka dzisiaj zawiodły.

Czy ktoś mi przypomni dlaczego ja właściwie kupiłam ten samochód?

Siedziałam wkurzona w samochodzie, kiedy ktoś zapukał w szybę.

Harry. W zielonej koszuli.

Pasuje do jego oczu

Odsunęłam ją i warknęłam do niego –czego chcesz?

- Myślę, że potrzebujesz podwózki.

- Myślę, że sobie poradzę.

- Myślę, że Twój samochód jednak dzisiaj nie odpali.

- Zamówię taksówkę.

- Wtedy spóźnisz się bardziej niż ze mną. Spokojnie możesz wejść do biura pierwsza i powiedzieć im jaki mam kolor koszuli.

Skąd wiedział?

Zaczerwieniłam się lekko. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z samochodu.

- Niech będzie.

Droga upłynęła nam, a jakże – w ciszy. Nie narzekałam na to specjalnie. Wolę tak niż skakać sobie do gardeł. Jego głos irytuje mnie nawet kiedy nie wypowiada słów z ironią. Ale zaraz, czy on cokolwiek wypowiada bez ironii? W radiu leciał akurat kawałek Twenty one pilots więc pozwoliłam sobie zwiększyć głośność. Widziałam jak zirytowałam tym kierowcę, ale postanowił się nie odzywać, a ja poczułam satysfakcję.

Szach mat, kutasie

Tak jak mówił, pozwolił mi iść pierwszej mówiąc, że ma jeszcze coś do załatwienia. Wbiegłam zatem do biura, kiedy moi współpracownicy zasypali mnie możliwościami kolorów koszuli Harry'ego.

Niall obstawiał czarną, Gigi białą, Zayn hawajską (wtf?) , a Louis niebieską. Dumna z siebie odpowiedziałam, że Styles ma na pewno zieloną koszulę. Akurat w tym momencie wszedł do pomieszczenia i oh, czy on się ze mnie śmieje?

- Brawo, Emmo, zgadłaś. – uśmiechnął się do mnie najbardziej sarkastycznym uśmiechem jaki w życiu widziałam

Właśnie wygrałam 100 dolców.

Dzięki, Harry

Przez cały dzień uzupełniałam foldery pracowników, Cheryl donosiła mi dokumenty i aktualizację. Mój folder również był do poprawki. W końcu mogłam wpisać moje miejsce zamieszkania. Wzięłam się za folder Stylesa.

Zobaczymy kotku co masz w środku.

Spodziewałam się, że nie znajdę tam nic ciekawego. W końcu co takiego mogło znajdować się w jego folderze? Harold Edward Styles, pochodził z Anglii (wiedziałam, że ten akcent nie może być amerykański) , imiona rodziców, wiek, skończył szkoły z wyróżnieniami, studiował na Harvardzie. Eh, a już myślałam, że będę mogła go czymś szantażować.

Kiedy odkładałam jego folder wyleciała z niego koperta, której wcześniej nie zauważyłam. Otworzyłam ją zaciekawiona czego szybko pożałowałam. Moim oczom ukazały się zdjęcia Harry'ego z kartoteki policyjnej z dopiskiem „gwałciciel". Nerwowo przełknęłam ślinę, czułam jak blednę i nie miałam odwagi podnieść głowy do góry.

Cholera, cholera, cholera. On jest gwałcicielem! Pracujesz z gwałcicielem, mieszkasz obok gwałciciela, Emma, Ty dzisiaj jechałaś do pracy z gwałcicielem?

- Muszę... muszę napić się wody – wstałam od biurka tak szybko jak potrafiłam i wybiegałam na korytarz.

Chyba zaraz zesłabnę



____________________________________________

Przyznam szczerze, że nie wiem jak rozwinąć ten wątek. Mam dwie opcje i postaram się to szybko rozpracować. Tymczasem rozdział 4 :) xx

In flames |h.s|Where stories live. Discover now