Rozdział 7

41 3 13
                                    



- Nie, Emma, nikogo nie zgwałciłem. I mówiłem ci to od samego początku, a ty nie chciałaś mnie słuchać.

Harry wydawał się taki opanowany, wypowiadał wszystkie słowa powoli i łagodnie. Zawahał się chwilę po czym usiadł ze mną na łóżku.

- Zdjęcie, które tam znalazłaś faktycznie pochodzi z kartoteki policyjnej, domyślam się kto je stamtąd wziął i zajmę się tym. Ale nie myśl sobie, że to gwałt. Trafiłem tam, bo miałem.... miałem małe problemy z prawem, ale to już przeszłość.

Poczułam jak wielka gula rośnie w moim gardle. Oskarżyłam niewinnego człowieka o poważne przestępstwo, czułam się podle.

- Harry, ja.. Przepraszam. – Wydukałam to ledwie słyszalnie, wstydziłam się nawet spojrzeć mu w oczy.

Styles pokiwał tylko głową i uśmiechnął się delikatnie.

- Następnym razem nie uciekaj przede mną tylko daj sobie wytłumaczyć. Idę spać, Emma. Zamknij drzwi, bo ktoś cię okradnie.

- Jak mam przed tobą nie uciekać skoro sam przyznałeś, że mnie nienawidzisz?

Chciałam to wyjaśnić, bo nie wiedzieć czemu, kiedy przedtem mi to powiedział poczułam jakby ktoś uderzył mnie tępym młotkiem w głowę. Nie wiedziałam czemu żywi do mnie nienawiść i nie czułam się dobrze z tą myślą.

- To były zbyt pochopnie wypowiedziane słowa, Emmo. Podobnie jak twoje oskarżenia wobec mnie. Zapomnijmy o tym, dobranoc.

Harry wyszedł z mojego mieszkania, zamknęłam drzwi na klucz i zanim wróciłam do łóżka sprawdziłam to jeszcze kilka razy. Długo męczyłam się z zaśnięciem, aż o 6 rano po prostu się poddałam. Dobrze, że była sobota, będę mogła to odespać po południu. Przynajmniej w końcu zrealizuje plan o porannym bieganiu. Zwlokłam się z łóżka, wyszukałam strój do joggingu i wybiegłam z mieszkania z słuchawkami na uszach.

Muszę pomyśleć

Nie znałam jeszcze ulic Chicago, nie wiedziałam nawet jaki ma być mój cel. Ale to przecież cała ja, nigdy nie miałam żadnych celów w życiu. Biegłam więc przed siebie co jakiś czas zerkając na nazwy ulic, tak, bym potem mogła wrócić do domu. Słońce świeciło już jasnymi promieniami, jednak wbiegłam w jakiś ciemny zaułek. Przez chwilę poczułam nieprzyjemne dreszcze na ciele, ale je zlekceważyłam. Przecież to tylko niepozorna uliczka. Nagle ktoś pociągnął mnie za włosy i mocno przyparł do muru.

Zamarłam.

Niezmiennie te same, ohydne perfumy, smród papierosów i tani proszek do prania.

Jace

Moje serce na moment przestało bić, gula w gardle narastała, a ciało odmawiało posłuszeństwa.

Wysoki mężczyzna stał i wgapiał się we mnie tak, jakby świdrował nawet moje wnętrzności. Zrobiło mi się niedobrze.

Tym razem musisz być silna

Zebrałam się na odwagę i podniosłam głowę do góry. Napotkałam na sobie jego pełen arogancji wzrok. Przybrał irytujący uśmiech i długo jeszcze nic nie mówił. Wydaje mi się, że odezwał się po chwili, która trwała wieczność.

- Proszę, proszę, długo cię szukałem, Em. Nie cieszysz się na mój widok? Dostarczyłem Ci przecież tylu doznań! - Jace wyraźnie się ze mnie naśmiewał.

- Czego chcesz, Jace? - wycedziłam przez zęby. – Jak mnie tutaj znalazłeś?

- Emmo, Emmo, za dobrze cię znam. Wiedziałem gdzie cię szukać. – zaśmiał się, a mnie kolejny raz wzięło na wymioty.

Próbowałam utrzymać z nim kontakt wzrokowy podczas, gdy potajemnie szukałam jakiegokolwiek numeru, pod który mogłabym zadzwonić. Odtwarzałam w pamięci układ ikonek w moim telefonie i wydawało mi się, że udało mi się z kimś połączyć.

- Jesteś na to za tępy, Jace. To na pewno był czysty przypadek.

Skąd we mnie tyle odwagi?

- Ty również mnie znasz, skarbie. Robię tutaj interesy, ale hoho, szczęście mi sprzyja. Twój ojciec się o ciebie martwi.

- Nie jestem twoim skarbem, a ojca nie mam.

- Emmo, skarbie. – wyraźnie zaakcentował drugie słowo. – Ależ masz, nieźle się na ciebie wkurwił za to, że wywinęłaś mu taki numerek, a jednak zlecił twoje poszukiwania.

- Co będziesz za to miał, Jace?

- Jak to co? W s z y s t k o. Nie dostaniesz nic.

Mocniej przyparł mnie do muru, praktycznie nie mogłam oddychać.

- Słuchaj, puść mnie, rób tutaj swoje interesy i zapomnimy o sprawie. Ja teraz wrócę spokojnie wychodząc z tego ciemnego zaułka przy Main Street 3/4 , a Ty pójdziesz w swoją stronę.

Wypowiadałam nazwę ulicy z nadzieją, że osoba, do której zadzwoniłam nadal jest na linii i dzięki temu będzie mogła odnaleźć moje szczątki.

Po tym jak ten skurwysyn mnie zabije

Niestety, wygląda na to, że nie doceniałam intelektu tego mężczyzny. Jace wyczuł, co knuję.

- Ty głupia pizdo! Oddawaj ten telefon! Najpierw rozjebie jego, a potem twoją głowę! – wpadł w szał, wyrwał mi telefon z ręki i rzucił nim o chodnik. Z moich oczu mimowolnie zaczęły spływać łzy.

- A może chcesz powtórkę z rozrywki, co? Szybki numerek, a potem dokończę to, czego wtedy nie skończyłem.

Jace obleśnie oblizał swoje usta i zbliżył swoją twarz do mojej. Mocno ścisnął moją szczękę, po czym uderzył moją głową o ścianę.

Okropny ból przeszył mnie na wskroś, lekko się zatoczyłam, ale nie upadłam. Nie tym razem.

- Nie chcesz być mi posłuszna dziwko, więc zrobimy to inaczej!

Zaczął szarpać moje ubrania, próbował ściągnąć moją koszulkę, a kiedy się przed tym broniłam wołając o pomoc uderzył mnie po raz kolejny. W końcu rozdarł t-shirt i zaczął wkładać rękę w moje majtki. Głośno szlochałam, nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa. Nie potrafiłam zawołać o pomoc.

Nawet nie zauważyłam kiedy w uliczkę wbiegło dwóch mężczyzn. Jeden oderwał ode mnie Jace'a, a drugi mnie przytrzymał. Nie pamiętam, co było dalej. Odleciałam.

*

Obudziłam się w szpitalu. Rozejrzałam się niepewnie ciągle obawiając się zagrożenia. Moim oczom ukazała się zatroskana twarz Harry'ego maszerującego nerwowo w te i z powrotem.

- Harry. – wyjąkałam.

Brunet od razu przybiegł do mojego łóżka.

- Nic ci nie jest?!

- Jak...

Nie musiałam kończyć, Harry doskonale wiedział o co chciałam zapytać.

- Byłem z Niallem kiedy do niego zadzwoniłaś. Myśleliśmy, że to głupi żart, ale jak wypowiedziałaś nazwę ulicy postanowiliśmy zainterweniować. – wyjaśnił.

- Gdzie Niall? Gdzie... Gdzie Jace?

- Niallowi nastawiają nos. – Styles się zaśmiał, jakby zapomniał w jakiej beznadziejnej sytuacji jesteśmy. – A Jace nam uciekł. Przykro mi.

Znowu zaczęłam płakać. Ten skurwysyn już drugi raz wymyka się od odpowiedzialności, ucieka przed konsekwencjami i bezkarnie chodzi po tym świecie, być może krzywdząc kolejne biedne dziewczyny.

- Przed czym tak naprawdę uciekłaś z Sydney, Emmo?

Kiedyś będę musiała wyznać prawdę




____________________________________

Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? :D 

/ w końcu wiem jak tu dodawać dedykacje :')

In flames |h.s|Where stories live. Discover now