31

1.9K 202 1
                                    

LUCY POV


  Nigdy nie chciałam, aby moje życie obrało taki tor. Myślałam, że skoro miałam przy sobie mężczyznę, który darzył mnie uczuciami i przyjaciółkę, która zawsze przy mnie była to wszystko będzie się układać bez względu na to, jakie decyzję podejmę. Okropnie się pomyliłam. Nie dość, że przez jedną sytuację niemalże straciłam przyjaciółkę, to jeszcze chłopaka, który tak wiele dla mnie poświecił. Miał wyjechać na studia do innego Stanu, ale został w Miami, żeby prowadzić ze mną spokoje życie. Zmienił niemalże wszystkie swoje plany ze względu na mnie; kochał mnie. Do pewnego czasu też myślałam, że darzę go takim samym uczuciem. Może nie czułam tych sławnych motylków w brzuchu, a kiedy Lauren opowiadała o jej związku, to nie mogłam pojąć wielu rzeczy, ale z drugiej strony nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
Kiedyś byłam w nim naprawdę zakochana. Na samą myśl o zobaczeniu jego uśmiechniętej twarzy robiło mi się milej na sercu, a moje ciało pożądało jego ciągłego dotyku. Za każdym razem, gdy u mnie nocował albo ja u niego i budziłam się w jego ramionach, było mi miło. Gdy zamieszkałam z Lauren w jednym mieszkaniu, automatycznie odcinając się od rodziców, miałam więcej czasu na to, aby się z nim widywać. Na początku było fajnie; zostawał, gdy tylko chciał i mógł i nie musieliśmy się kryć z pocałunkami czy jakimkolwiek bliższym dotykiem. Ustatkowałam się. Czy tego chciałam? Tak, ale nie w tym wieku. Byłam doskonale świadoma tego, że nie byłam na tyle dojrzała, aby brnąć w tak poważny związek. Chciałam mieć wokół siebie więcej przestrzeni, a ciągłe ograniczenia z jego strony naprawdę zatruwały mi życie. Nigdy nie zwierzałam się Lauren z moich problemów związanymi z chłopakiem – nie chciałam obarczać jej swoimi problemami, które były błahostką w porównaniu do jej.
Pewnego wieczoru dość mocno się pokłóciliśmy. Lauren była u Camili, a chłopak przyszedł bez zapowiedzi. Był tak bardzo pijany, że ledwo trzymał się na nogach. Na początku było wręcz śmiesznie, bo żartował z wszystkiego, co przyszło mu na myśl, ale szybko ten jego nastrój minął. Gdy pomogłam mu położyć się na łóżku, zaczął mówić o ślubie i dzieciach. Nie byłam gotowa na stały związek, nad którym wciąż się wahałam, a on nagle zaczął taki temat. Wcięło mnie i kompletnie zaniemówiłam, co oczywiście mu się nie spodobało. Zaczął krzyczeć i oskarżać mnie o zdradę. Byliśmy razem od trzech lat i nigdy nie zrobiłam czegoś, co mogłoby go zaboleć, więc gdy tylko wykrzyczał, że jestem puszczalską dziwką, uderzyłam go w twarz, zabrałam torebkę i wybiegłam z mieszkania. Przez godzinę chodziłam bez celu po mieście, które znałam jak własną kieszeń. Umiejętnie ominęłam miejsca, w których mogłam spotkać Camilę z Lauren. Nie miałam ani chęci, ani siły, aby z nimi rozmawiać. Nie mam pojęcia jak, ale po dłuższym czasie wylądowałam w klubie. Zaczęłam na jednym kieliszku, a skończyłam chyba na dwudziestu. Nie pamiętam większości wieczoru, ale następnego dnia obudziłam się w obcym mi mieszkaniu. Zaczęłam panikować, a wszystkie najgorsze myśli pojawiły się w mojej głowie. Odetchnęłam jednak z ulgą, gdy zobaczyłam ubrania na swoim ciele. Nic złego w takim razie się nie wydarzyło.
Znalazłam się u Jake'a. Nie dość, że kojarzył mnie ze szkoły, to na jednej z imprez Camila nas sobie przedstawiła. Jak uważał; nie mógł mnie zostawić samej w klubie. Zrobiło mi się cieplej na sercu, a uśmiech, który zagościł później na jego twarzy, sprawił, że moje serce zabiło szybciej.
Nie było mi do śmiechu. Miałam świadomość, że w mieszkaniu czeka na mnie prawdopodobnie wściekły i zmartwiony Zach, ale nie potrafiłam się na tym skupić. Dzień minął mi na wspólnym śniadaniu i kawie z chłopakiem oraz wspólnej rozmowie. Przysięgam, że z nikim nigdy nie rozmawiało mi się aż tak dobrze.
Wszystko zmieniło się właśnie tamtego dnia. Przestałam sypiać z Zachem i byłam chłodna w stosunku do niego. Odrzucałam go i ignorowałam, jak tylko mogłam. Wiedziałam, że go to raniło, ale liczyłam na to, że to on zakończy ten związek. Nie chciałam łamać jego serca. Nie kochałam go, a świadomość o tym, że byłam z nim tylko i wyłącznie przez przyzwyczajenie szybko się pojawiła. Pod wymówką pracy coraz częściej spotykałam się z Jakiem, a pewnej nocy... stało się. Zrobiłam coś, co od zawsze sobie przysięgałam. Od zawsze uczono mnie, abym wyznaczyła w swoim życiu priorytety i pewne zasady, których będę się trzymać i żyłam w przekonaniu, że dam radę. W końcu sama to wszystko wyznaczyłam, prawda? To ja oczekiwałam od siebie tych rzeczy, a nie inni. Dlatego, gdy wróciłam po tamtej nocy do mieszkania, zamknęłam się w pokoju, zsunęła się w dół po ścianie i wybuchłam płaczem. Nigdy nie czułam do siebie takiej nienawiści, co w tamtej chwili. Byłam kompletnie zagubiona i nie wiedziałam, co robić. Było mi wstyd, aby iść z tą sprawą do Lauren. Co ona by o mnie pomyślała? Wyrzekłaby się przyjaźni z taką osobą. Było mi wstyd za sama siebie. Czułam nienawiść do siebie za to, co czułam. Wiedziałam, że nie byłam przykuta do Zacha i w każdej chwili mogłam od niego odejść, ale nie chciałam go zranić. Jake za to... Jake pomógł mi zrozumieć, co to tak naprawdę miłość. Traktował mnie jak księżniczkę i dbał o to, abym jak najczęściej się uśmiechała. Czułam się przy nim wyjątkowo. Czułam coś, czego Zach, mimo usilnych starań, nie mógł mi zapewnić.
Wiadomość o ciąży całkowicie mnie złamała. Nie dość, że w mojej głowie toczyła się wojna i byłam świadoma tego, że będę musiała w końcu podjąć jakąś decyzję, pojawiło się dziecko. Miałam do wyboru Zacha; okłamanie go w kwestii dziecka i wspólne życie. Mógł zapewnić nam wspaniałe życie i pieniądze, dzięki którym starczałoby nam na wszystkie wygody. Jednak podejmując taką decyzję, zrezygnowałabym całkowicie z własnego poczucia szczęścia. Wybierając Jake'a, postąpiłabym słusznie. Mimo że zdążyłam złamać własne zasady i to kilkakrotnie, postąpiłabym według głosu serca. Może nie byłoby łatwo, ale byłabym szczęśliwa. Kochana.
W dzień mojej największej rozsypki, podczas której ledwie trzymałam się na nogach, pojawiła się Lauren, na której bezpodstawnie odreagowałam wszystkie złe zdarzenia i decyzje, które podjęłam. Oskarżyłam ją o to, że mnie nie powstrzymała, mimo że nie miała nawet pojęcia o tym, że spotykam się z Jakiem. Nie miała pojęcia o niczym. Zadawałam po kolei cierpienie wszystkim, których kochałam i na których mi zależało i nie potrafiłam tego powstrzymać. Miałam świadomość, że jeżeli nie przestanę, to zostanę sama jak palec, mimo to nie potrafiłam się uspokoić. Nie potrafiłam wysilić się na żadną decyzję. Byłam zwykłym tchórzem. Odrzucałam ich obu.
Pomógł mi Jake, który pewnego dnia pojawił się przed drzwiami mojego mieszkania z ogromnym bukietem kwiatów i maskotką. Postanowiłam wpuścić go na kawę, a kiedy tylko zaczęliśmy rozmawiać, nie potrafiliśmy przestać. Zdążyłam zapomnieć, jak dobrze się dogadywaliśmy i jakie uczucia we mnie wyzwalał. To właśnie wtedy podjęłam decyzję, która, mimo wszystko, nie była zbyt mądra. Po krótkim czasie do mieszkania wrócił Zach, a ja nie czekając na nic, wyznałam mu prawdę, co było największym błędem, bo mogłam zaczekać na lepszy moment.
Wpadł w szał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, co wtedy. Jego twarz stała się czerwona, a szczęka zaciśnięta tak mocno, jak nigdy. Nawet nie zorientowałam się, kiedy powalił chłopaka na podłogę i zaczął okładać go pięściami. Rozpętała się bójka, którą przerwałam. Odepchnęłam mocno Zacha, który okrakiem siedział na zmasakrowanym chłopaku, po czym szybko pozbierałam Jake'a i udałam się do jedynego miejsca, w którym wiedziałam, że dostanę wsparcie i pomoc.
- Boli – jęknął Jake. Skrzywił się i podskoczył, gdy Camila przyłożyła nasączony alkoholem wacik do jego rozciętego łuku brwiowego. Siedziałam na kanapie, naprzeciwko niego i przyglądałam się z bólem jego obitej twarzy. To wszystko było moją winą. Cała sytuacja potoczyłaby się inaczej, gdybym zakończyła wcześniej związek z Zachem albo wyznała mu to pod nieobecność Jake'a.
- Hej. – Cichy głos Lauren i dotknięcie dłonią mojego kolana spowodowało, że zadrżałam. Od razu odwróciłam wzrok i spojrzałam w jej zielone tęczówki. Miałam ochotę się rozpłakać. Dlaczego dopiero w takiej chwili zaczynałam doceniać naszą przyjaźń?
- Mam trochę zioła – powiedziała, po czym uderzyła się z otwartej dłoni w twarz. – Nie możesz. Cholera.
Cicho zachichotałam przez jej reakcję.
- Dobra. Mam trochę... wó... wody – zawahała się, co spowodowało mój wybuch śmiechu. – Kawy. Soku. Ogórków kiszonych! – zawołała i zerwała się gwałtownie z kanapy. – Czekaj. Co się je w ciąży? Moja mama zawsze mówiła o ogórkach.
- Lo. – Wstałam i ułożyłam dłoń na jej ramieniu. Od razu spojrzała na mnie oczami pełnymi troski, co zmiękczyło moje serce.
- Hm?
- W dalszym ciągu jem wszystko, co stanie mi na drodze.
- To chodź, zrobimy coś do jedzenia. – Chwyciła delikatnie mój nadgarstek i pociągnęła mnie w stronę kuchni. – Może i Camila nie jest w ciąży, ale je jakby była z pięcioraczkami.
- Hej! Wypraszam to sobie! – krzyknęła, a ja ponownie się zaśmiałam i pokręciłam głową. Szybko przekroczyłyśmy próg i znalazłyśmy się w pomieszczeniu. Oparłam się biodrami o stół, podczas gdy Lauren podeszła do lodówki i zaczęła wyciągać z niej poszczególne produkty.
- Pomóc Ci w czymś?
- Nie – odparła i pokręciła głową. Zaczęła nucić pod nosem, a ja cicho westchnęła i odwróciłam wzrok.
Nie miałyśmy kontaktu od tamtego dnia, gdy o wszystko ją oskarżyłam. Nie wiedziałam, czy między nami było wszystko w porządku, czy wręcz przeciwnie. Lauren należała do osób, które tłamsiły w sobie negatywne rzeczy i potrafiła puścić wiele w zapomnienie, a ja tego nie chciałam. Wolałam z nią o wszystkim na spokojnie porozmawiać, ale czy miałam na tyle odwagi, aby zacząć ten temat? Miałam świadomość, że to mnie nie minie. Musiałam się tego podjąć.
Wzięłam głęboki wdech i odepchnęłam się biodrami od stolika. Wolnym krokiem podeszłam do blatu, przy którym stała zielonooka.
- Słuchaj... Muszę Cię przeprosić – wyszeptałam.
- Lucy, ja...
- Cicho – przerwałam jej i zagryzłam nerwowo wargę. Spuściłam wzrok – kolejny czyn, który potwierdzał moje tchórzostwo. Bałam się spojrzeć w jej oczy.
- Zraniłam Cię, Lauren – zaczęłam i zacisnęłam mocno powieki. – Zraniłam Ciebie, Zacha i Jake'a. Osoby, które są naprawdę ważne w moim życiu. Moje czyny były samolubne i patrzyłam tylko na siebie, co było nieodpowiednie. Nie powinnam była tego robić – pokręciłam głową – jesteś wspaniałą przyjaciółką, która zawsze przy mnie jest, a ja zrobiłam coś takiego. Przepraszam, Lauren, ale ja... - moja dolna warga zadrżała – ja po prostu się zgubiłam.
Zacisnęłam mocno powieki i ukryłam twarz w dłoniach. Słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a oddech stał się krótki, urywany. Nienawidziłam płakać przy ludziach, bo od zawsze była to dla mnie oznaka słabości.
Szybko poczułam ramiona Lauren, które mnie szczelnie objęły. Wtuliłam się w jej klatkę piersiową i wybuchłam głośnym płaczem. Wplotła palce prawej dłoni w moje włosy, a lewą zaczęła krążyć po moich plecach.
- Spokojnie – wyszeptała i pocałowała mnie w skroń. – Jestem tutaj, Lucy. Czymże byłaby jakakolwiek relacje bez kłótni? Niczym.
Przymknęłam powieki i odrzuciłam od siebie wszystkie myśli. Najważniejsze było dla mnie to, że mi wybaczyła, bo nie wyobrażałam sobie życia bez niej u boku. Wiedziałam, że poprze każdą moją decyzję, a w razie jakikolwiek problemów zawsze mi pomoże.

*

- Chyba się nie zgubili, nie? – Zerknęłam kolejny raz przez okno, ale niczego nie dostrzegłam. Na zewnątrz było ciemno, a mieszkanie Lauren i Camili znajdowało się na czwartym piętrze, więc szanse na to, że cokolwiek zobaczę, były marne.
- Spokojnie. – Obok mnie pojawiła się Lauren. – Camila zna to osiedle jak własną kieszeń.
- Ale... Nic im się nie stało, nie?
- Uspokój się – prychnęła i pokręciła głową. Założyła dłonie na klatce piersiowej, po czym odeszła na kilka kroków i opadła na fotel. Po krótkiej chwili zajęłam miejsce obok niej i oparłam głowę o zagłówek. Wbiłam wzrok w sufit i westchnęłam.
- Nie ma ich...
- Od trzech godzin – przerwała mi. – Tak, wiem. Jednak nie masz o co się martwić. Zapewniam, że wszystko z nimi w porządku. – Pogładziła dłonią moje ramię. Skinęłam bez słowa głową i przymknęłam powieki.
Po krótkiej rozmowie z Lauren i wspólnym posiłku, Jake i Camila postanowili wyjść na trening, zabierając ze sobą Jasona. Jake chciał odreagować wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie, a Camila na nowo zabrała się za odbudowanie swojej dawnej sylwetki, więc bez dłuższych rozmyślań ulotnili się, zostawiając nas same. Może i Lauren była przyzwyczajona do tego, że Camila znikała na tak długo, ale ja zaczynałam się martwić. Za każdym razem, gdy Jake wychodził na trening, trwało to najdłużej półtora godziny, a teraz mijała trzecia godzina, odkąd wyszli.
- To normalne – powiedziała Lauren, wyczuwając moje wahanie i stres. – Camila zawsze wychodzi na kilka godzin. Idzie na siłownię, później na boks, a niekiedy jeszcze biegać.
- Boże. Jak ona daje radę? Nie czułabym nóg przez tydzień.
- Zależy od jej nastroju – wyjaśniła. Usiadła bokiem i oparła się łokciem o oparcie. – Jeżeli jest smutna, zirytowana lub po prostu musi o czymś pomyśleć, to jej trening automatycznie jest dłuższy. Na siłowni najlepiej potrafi odreagować wszystko, co siedzi w jej głowie i dochodzi do jakichś wniosków.
- Jakim cudem wy jesteście razem, co? – Uniosłam brew. – Jesteście zupełnie inne.
- To prawda. – Kiwnęła głową i delikatnie się uśmiechnęła. – Ale przez to się dopełniamy. Nasze różne charaktery i podejście do życia sprawia, że do siebie pasujemy.
- Myślę, że to jest głównym powodem tego, że zdradziłam z Zacha.
- To, że jesteście podobni?
Skinęłam głową i oblizałam usta.
- Z Jakiem często się sprzeczamy i drażnimy. Mamy różne poglądy i... Myślę, że to to. – Wzruszyłam ramionami i założyłam nogę na nogę. Wcześniej o tym nie myślałam, ale po słowach Lauren mogłam od razu dojść do takiego związku. Z Zachem wszystko było takie same i monotonne. We wszystkim się zgadzaliśmy, a to, że oboje byliśmy niezdecydowani, było głównym problemem. Za to Jake potrafił być spontaniczny, a nasze odmienne poglądy sprawiały, że nasze rozmowy były o wiele ciekawsze. Oboje mogliśmy przedyskutować dany temat i wyrazić własną opinię, a nie zwyczajnie przytaknąć głową na słowa drugiego.
- Znaleźć taką osobę to skarb – westchnęła, a ja bez słowa skinęłam głową.
- Znaleźć osobę, która nas znosi to skarb.
- Patrz jakie bogate jesteśmy – zaśmiała się i uderzyła mnie delikatnie w ramię.
Nastała chwilowa cisza, która nie była w najmniejszym stopniu niekomfortowa. Obie zatopiłyśmy się we własnych myślach.
Pierwszy raz szczerze się uśmiechnęłam na myśl o potencjalnym spędzeniu przyszłości z Jakiem. Wyobrażenie sobie siebie z nim było dla mnie o wiele łatwiejsze niżeli z Zachem, z którym nigdy nie umiałam wyobrazić sobie przyszłości. Nie wiem, czego on w sobie nie miał lub czego nie mógł mi zapewnić, ale po prostu tego nie czułam. Jeszcze jakiś czas temu nie potrafiła dojść do mnie myśl o poważniejszym związku, a teraz bez problemu mogłam o tym myśleć z uśmiechem na twarzy.
- Chciałabym wyjechać – powiedziała nagle Lauren. Uniosłam brwi i spojrzałam na nią pytająco. Zagryzła wargę i spuściła wzrok.
- Coś się stało?
- Nie. – Pokręciła głową. – Chciałabym po prostu zacząć gdzieś od nowa, wiesz? Po studiach, oczywiście. Może wyjechałybyśmy z Camilą do Europy? Zawsze chciałam zamieszkać we Włoszech.
- Ty tak naprawdę?
- Myślałam o tym ostatnio – wyszeptała. – Nie mówię, że tutaj mamy złe życie, o nie. W Miami mam rodzinę i Ciebie, ale... za dużo się tutaj wydarzyło. Chciałabym oderwać się od tego miasta i jestem pewna, że ona też.
- Nie rozmawiałyście jeszcze o tym?
- Nie. Ta myśl pojawiła się stosunkowo niedawno i... sama jeszcze nie wiem – westchnęła i przejechała dłonią po swoim udzie. – Ogólnie ostatnio dużo... Myślę.
- Coś konkretnego?
- Spotkałam Camerona kilka dni temu – powiedziała, a ja uchyliłam szeroko oczy ze zdziwienia. Kompletnie zapomniałam o jego myśleniu. Nie widziałam go, odkąd skończyłyśmy liceum, bo ponoć wyjechał na studia do Chicago.
- Co u niego? Rozmawialiście?
- Tak. – Skinęła głową i oblizała wargi. – Bardzo się zmienił. Chyba dojrzał. – Zaśmiała się cicho. – Zapytał mnie o Camilę i o dziwo się ucieszył, gdy powiedziałam mu, że się zaręczyłyśmy. Przyznał, że zachował się bardzo niedojrzale w liceum, a ona zawsze potrafiła sprawić uśmiech na mojej twarzy, więc życzy nam szczęścia.
- No, popatrzmy. Cameron dojrzał. – Uniosłam brwi, nie ukrywając zdziwienia.
- Tak. – Pokiwała głową i uśmiechnęła się delikatnie. – Powiedział mi, że mamy wyjechać i zacząć życie w innym miejscu. Ponoć odżył, a wyjazd wyszedł mu na lepsze.
- A Ty co na to? Chcesz wyjechać z Miami?
- Tak bardzo, jak kocham to miasto... - przejechała dłońmi wzdłuż swoich ud – tak bardzo pragnę zacząć nowe i wspólne życie z Camilą.
- Wiesz, że nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć? Jak możesz być taka oddana w stosunku do niej – wypaliłam. Uniosła pytająco brwi, a ja oblizałam wargi i przymrużyłam oczy. – Irytowałam się, gdy odmawiałaś wyjścia albo coś. Ale... nie rozumiałam tego. Teraz gdy mam Jake'a, wiem, dlaczego tak cierpiałaś i usilnie odmawiałaś randek z innymi.
- Od zawsze życzyłam Ci poznania uczucia miłości – powiedziała i posłała mi uśmiech. Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo drzwi do mieszkania się otworzyły, a głośny śmiech całej trójki rozniósł się po mieszkaniu. Odwróciłam głowę i ujrzałam w progu Camilę, Jasona i stojącymi za nimi Jake'a.
- Laski – odezwał się Jason. Podniósł ręce, w których trzymał dwie siatki i uśmiechnął się szeroko. – Mamy piwo i żarcie. Gotowe na niezapomnianą noc?
- Lucy nie...
- Do niej mamy sok pomarańczowy – powiedział Jake. Podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na moim czole.
- Jak się czujesz?
- W porządku – odparłam. – A Ty? Boli Cię? – Wskazałam na rozcięcie i siniaka.
- Jest dobrze – zapewnił i wplótł palce w moje włosy.
- Komu pizzy?!  


More than strangers/camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz