Rozdział 9

828 64 2
                                    

Żółty, czerwony, niebieski...

- Znowu nie wiem, w co się ubrać - burczę pod nosem.

Norma... Ojciec nie dzwonił od tego całego przyjęcia, Clark się więcej nie pojawił, Sylwestra spędziłam z wariatami i po nim musiałam wziąć wolne...

Zaczęło się niewinnie. Impreza bez alkoholu, kto mógł wyjść z celi to wyszedł. Niektórzy tańczyli, inni siedzieli ze znajomymi. Ja sama przypatrywałam się wszystkim z kanapy. Z jednej strony żałowałam, że nie poszłam na tą imprezę i odstąpiłam miejsce Harleen. Z drugiej, było mi wszystko jedno. Brakowało mi tylko jednego okazu, a mianowicie zielonowłosego wariata.

- Gdzie Joker? - zapytałam jednej pielęgniarki.

Od balu nie prowadziłam z nim terapii i w głębi duszy miałam nadzieję, że go spotkam.

- W celi. Źle się poczuł.

Zmarszczyłam brwi. To mi wyglądało podejrzanie. Bez słowa opuściłam salę i poszłam w stronę celi mojego pacjenta.

Przed moimi oczyma pojawił się dziwny widok. Clown leżał na łóżku, trzymał nogę, założoną na drugą i miał zamknięte oczy, ale na jego twarzy nie było uśmiechu.

- Ekhem - nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę.

Joker otworzył oczy i od razu na jego twarz wszedł uśmiech.

- Wiedziałem, że przyjdziesz.

- Jak każdy - przewróciłam oczami. - Co się stało? Pielęgniarka mówiła, że źle się poczułeś.

- Pielęgniarki są takie naiwne.

- Czyli?

- Nie chciałem tam siedzieć. Powiem ci, że nie bawi mnie Sylwester bez twojego ojca.

- I bez niej - uśmiechnęłam się triumfalnie.

Uśmiech zniknął, pojawiła się złość.

- Kochasz Harleen - dolałam oliwy do ognia.

Joker momentalnie znalazł się przy mnie i przygwiździł do ściany.

- Odszczekaj to! - ścisnął moje ramiona.

- Uspokój się, to część terapii - powiedziałam.

Puścił mnie i przez chwilę wpatrywał w moje oczy.

- Co się tak gapisz? - przerwałam milczenie.

- Uważaj - syknął.

- Jestem twoim lekarzem, pamiętaj - odparłam. - Idziesz?

- Nie - odpowiedział z uśmiechem.

- W takim razie posiedzimy razem.

Wtedy pomyślałam, co ja robię?! Jakbym mogła to bym sobie palnęła w twarz. Było już jednak za późno... Rozmawialiśmy długo, zagraliśmy w karty, to znaczy on próbował mnie tego nauczyć, przegapiliśmy nawet odliczanie. Joker co jakiś czas wybuchał śmiechem. Nad ranem, gdy miałam już iść, stało się coś, co nigdy nie powinno... Uświadomiłam sobie, że nie jest mi on w pełni obojętny...

- Ziemia do Elizabeth! - macha mi przed oczyma dłonią Harleen.

Przyszła do mnie, aby poopowiadać o wieczorze z Billym.

- I jak było? - pytam.

- Super impreza i... chyba się zakochałam...

- Nie ty jedna...

- Co?

- Nic takiego - szczerzę się. - Super, że jesteś szczęśliwa.

- A jak u ciebie?

Po ciemniejszej stronie II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz