Rozdział 11

790 60 5
                                    

- Panno Wayne, słucha mnie pani? - wyrywa mnie z zamyślenia głos ordynatora.

- Tak - uśmiecham się. - Cały czas. Wiem, że za dwa dni kończymy terapię.

- Zakładam, że nie zamierza mu pani pomagać w ucieczce.

- Czy ja wyglądam na wariatkę? No może moje metody nie są czysto książkowe, ale bez przesady.

- Pożegna się z nim pani?

- Muszę... tego wymaga chyba kultura, prawda?

Kiwa jedynie głową. Biorę głęboki wdech i mówię:

- Niech się pan nie martwi. Będzie dobrze.

Od tamtego wieczoru zawiązał się miedzy mną i Clarkiem romans. To znaczy, chyba tak to mogę nazwać. Jego żona chyba się niczego nie domyśla. W sumie, to i dobrze. Mój ojciec też o niczym nie wie. Przynajmniej ochłodziłam moje relacje z Jokerem. Trzymam go na jeszcze większy dystans. Pożegnam się z nim i po sprawie...

***

Zakładam na siebie czarną sukienkę, czarne kozaki za kolano na szpilce, maluję na czerwono usta, kreski eye-linerem, mocno tuszuję rzęsy... Dziś się z nim pożegnam.

- Rozejdziecie się i nie spotkacie nigdy więcej - powtarzam sobie jadąc do pracy po raz ostatni.

Wchodzę do budynku. Witam się z innymi i kieruję się do celi zielonowłosego.

- Joker, mogę wejść? - pytam i czuję, że łamie mi się głos.

Clark nie pojawił się od dwóch dni. Myślałam, że będzie mnie wspierał, a on? Nic...

- Pani doktor... jeszcze się pytasz? - słyszę jego głos i wiem, że się uśmiecha.

Otwieram drzwi. On stoi naprzeciwko mnie. Nogi robią mi się jak z waty.

- Joker... ja przyszłam się pożegnać.

Nastaje chwila ciszy. Uśmiecha się dalej psychopstycznie, ale jego oczy nie mają już tej iskierki radości.

- Czyli odchodzisz? Bardzo dobrze - klaszcze w dłonie. - Będę mógł stąd w końcu uciec - podchodzi do mnie i wypowiada te słowa.

Przechodzą mnie dreszcze.

- Nie pomogę ci...

- Ale dajesz mi na to przyzwolenie, pamiętasz? Mieliśmy umowę - szczerzy się.

- Ja ci nie pomogę - naciskam. - A teraz wybacz, ale muszę się spakować. Dziękuję - uśmiecham się i już chcę odejść, ale coś sprawia, że go przytulam. On mnie też obejmuje, ale jest lekko zdziwiony.

- Nie jestem już twoim lekarzem, mogę cię już przytulić - szepczę mu do ucha. - Będzie mi ciebie brakować - mówię, gdy już go puszczam.

Ostatni raz patrzę na jego uśmiech i wychodzę z pomieszczenia. Biorę głęboki wdech, żeby się nie rozkleić.

- Nie przesadzaj - słyszę głos Harleen. - Będę mieć na ciebie oko. Nie pomożesz mu uciec.

- Nie zamierzałam i nie zamierzam - odpowiadam. - Uwierz mi, nie uległam jego urokowi Harl. Ale możesz dalej do mnie wpadać, żeby napić się, czy wyciągnąć mnie na jakąś imprezę.

- A co z Clarkiem?

- Nie odzywa się od dwóch dni... Wiesz co, muszę iść.

Odwracam się i idę do swojego biurka. Wyciagam wszystko, aż znajduję coś w szufladzie. Jakiś naszyjnik, a na nim literka "J" i przyczepiona karteczka z napisem: "Nigdy o mnie nie zapominaj".

- Aha? Kretyn - burczę pod nosem i wkładam naszyjnik do kieszeni.

Wychodzę z kartonami i niosę je do samochodu.

- Żegnaj Arkham... - szepczę i dostrzegam Jokera, który patrzy w okno. - Żegnaj Panie J...

Ruszam z piskiem opon i jadę bardzo szybko do domu. Stawian kartony na podłodze, zrzucam z siebie ubrania i idę wziąść kąpiel. Odprężam się w ciepłej wodzie. Po kąpieli owijam się recznikiem i idę do kuchni, żeby wyciągnąć z lodówki piwo. Upijam łyk i kieruję się w stronę pokoju, żeby zerknąć w papiery Jokera i notatki o nim, które zabrałam, żeby mieć materiały do dalszej nauki. Opadam w końcu na kanapę i włączam telewizor.

- Pierniczę to wszystko. Clark pewnie ode mnie odszedł, zostałeś mi tylko ty...

Nagle słyszę jakiś trzask w kuchni. Biorę w dłoń nóż, który kiedyś należał do Jokera i który noszę często ze sobą.

- Kto tam?!

Wchodzę ostrożnie, a koło blatu stoi uśmiechnięty...

- Joker?! Co ty tu robisz?

- Ładnie mnie przywitałaś skarbie. Widzę, że się przygotowałaś na moje przyjście - mówi i pożera mnie wzrokiem.

Teraz przypominam sobie, że mam na sobie tylko ręcznik i stoję tak z nożem w ręce przed wariatem z Arkham.

- Chcesz mnie zranić moją zabawką? - pyta rozbawiony. - Oboje wiemy, że nie zapomniałaś o mnie nigdy Elizabeth. Jeszcze ten tatuaż... to tak, jakbyś podpisała pakt z diabłem.

Nagle dzwoni mój telefon.

- Cholera! To ojciec... - mówię i odbieram. - Tak tato?

- Joker jest u ciebie?! - słyszę jego zdenerwowany głos.

- Nie tato, nie ma go tutaj. Czemu miałby być? - gram głupią.

- Uciekł z Arkham. Dlatego...

- Dam sobie radę - odpowiadam. - Spokojnie, na pewno nie przyjdzie tutaj. Nie martw się, jakby co, to będę dzwonić - mówię.

- Dobrze... ale będę patrolował z Robinem teren.

- Dobrze. Miłej nocy - mówię i odkładam telefon.

Joker jest zachwycony. Podchodzi do mnie i gładzi mnie po ramieniu.

- I co teraz z tobą zrobię? - wzdycham. - Jaki masz plan?

- Zabieram cię ze sobą skarbie.

Robię duże oczy, nie wierzę w to co słyszę.

- Co?! Jak ty to sobie wyobrażasz?

- Spokojnie, mam swoje sposoby - odpowiada i po chwili wstrzykuje mi coś w szyję.

Czuję, że robi mi się słabo, osuwam się na podłogę, on łapie mnie w ostatniej chwili.

- Śpij skarbie, ja się wszystkim zajmę - mówi i całuje mnie.

Jest to miłe uczucie, po którym robi mi się ciepło na sercu i po chwili tracę przytomność.

Zaczynamy prawdziwą zabawę 😊 Myślę, że nie tylko ja na ten moment czekałam. 😂
Jlg122

Po ciemniejszej stronie II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz