Rozdział 7

958 65 13
                                    

- Czyś ty powariowała?! - krzyczy Harleen, gdy już siedzimy we wspólnym pokoju po kolacji.

- Ale o co ci...?

- Widziałam, jak dawałaś mu buzi w policzek kretynko! Czy do ciebie nie dociera, że on to robi specjalnie?!

- Ale nic do niego nie czuję. Kobieto, ogarnij się, na prawdę nie wciskaj mi rzeczy, których nie ma - odpowiadam, ledwo kontrolując nerwy.

- Elizabeth, ja się o ciebie martwię, tak jak siostra. Mało się znamy, ale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa pracy z nim.

- Nic nie wiesz o naszej terapii.

- A co? Jest jakaś inna? Może jeszcze mi powiesz, że rozkładasz codziennie przed nim nogi?!

- Wal się! Nigdy czegoś takiego nie zrobiłam i wiesz co? Zdaje mi się, że nadal coś do niego czujesz, ale w sumie mam to gdzieś. Wychodzę stąd w lutym, później możecie nawet razem uciekać stąd do swojego cyrku. Nie mój interes. To, że jest ci mokro na samą myśl o tym kretynie, nie znaczy, że ja mam tak samo! - wykrzykuję i wychodzę na korytarz.

Idę do swojego gabinetu po fajki. Mijam celę mojego pacjenta.

- Uuu, to ty znasz takie słownictwo? - słyszę jego głos zza szyby.

- Śpij, śpiewaj, gadaj sam do siebie, ale nie odzywaj się do mnie - warczę.

Czyli cały szpital już słyszał wszystko. Nawet dobrze, to świadczy o jej desperacji, nie o mojej.

- Znowu te fajki kochana? Są święta, daj sobie spokój.

- Teraz będziesz mnie pouczał? - prycham i już mam odejść, ale znowu mnie zatrzymuje.

- El, ona nigdy mnie nie kręciła.

- A co mnie to interesuje? Joker, na prawdę mnie to nie obchodzi. Jak chcesz, to możemy pogadać o tym na terapii, ale nie teraz.

Odchodzę i zostawiam za sobą jego śmiech. Idę na balkon dla personelu. Odpalam i zaciągam się dymem.

- El, przepraszam - kładzie mi dłoń na ramieniu. - Jestem po prostu przewrażliwiona na jego punkcie.

- Harl, po prostu zaufaj mi - wstaję naprzeciw niej. - Wiem co robię i uwierz mi, dam sobie radę.

Po kłótni noc mija bardzo szybko i około dziewiątej wychodzimy już ze szpitala.

- Nigdy więcej dyżurów nocnych - parskam śmiechem, ale po chwili już nie jest mi do śmiechu.

- Elizabeth - słyszę jego głos. Jest taki ponury...

- Tato, co ty tu robisz? - pytam pretensjonalnie. - Czemu masz na sobie strój Batmana, skoro jest dzień? - o mało nie wybucham śmiechem.

- Co to za różnica moja panno? Gdzie Joker? - zmienia ton na bardziej ostry.

- Pewnie układa sobie grzecznie karty.

Ojciec wymija mnie bardzo szybko i idzie w stronę Arkham. Biegnę za nim. Nietoperz wpada do sali, gdzie siedzi mój pacjent.

- Odczep się od niej ty szumowino! - potrząsa nim i o mało nie rzuca o ścianę.

Clown oczywiście się śmieje.

- Przestaniesz mi przynosić wstyd?! - krzyczę. - To jest mój pacjent i nie wskazane, żeby się denerwował, a ty napadasz na niego w czasie jego terapi.

- Która nie działa Elizabeth!

- Działa, czy nie, ale jest. Próbuję mu pomóc i to się liczy. Robię co mogę, a ty jak zawsze wszystko rozpieprzasz i masz powód, dlaczego mnie nie było wczoraj. Jesteś najgorszym rodzicem pod słońcem!

Ojciec puszcza go i patrzy na mnie.

- Jutro jest bal charytatywny. Liczę, że będziesz - odpowiada i wymija mnie, zostawiając w osłupieniu.

Po chwili wpada mi do głowy super pomysł.

- Dobra, ale pod jednym warunkiem!

Zatrzymuje się.

- Przyjdę z osobą towarzyszącą - uśmiecham się przebiegle.

- Dobrze, trzymam za słowo.

Wychodzi, a ja podchodzę do leżącego, roześmianego clowna.

- Z kim idziesz nietoperzyco? - parska śmiechem.

- Z tobą kochanie - odpowiadam z triumfalnym uśmiechem. - Przygotuj garniturek.

- Ciekawe jak to zrobisz?

- O ile wiem, wystarczy, że wystawię odpowiednie papiery - uśmiecham się szeroko i wstaję z gracją.

Podchodzę do pielęgniarek.

- Jutro ma być gotowy, wyciągnijcie jego ciuchy, żeby ubrał się, jak człowiek.

- Elizabeth, ty się chyba zapominasz? - wtrąca ordynator, który przyglądał się całemu zajsciu.

- Panie ordynatorze, jestem pewna, że naszemu pacjentowi nic nie będzie, jest to wręcz wskazane, żeby wyszedł do ludzi - tłumaczę.

Mężczyzna masuje skronie.

- Straż i dwie pielęgniarki idą z wami, gdyby coś się działo.

Uśmiecham się triumfalnie do Jokera. Zobaczymy, czy jutro też będzie ci tak do śmiechu. Ba! Chcę zobaczyć minę mojego ojca! Ale będzie zabawa!

Jlg122

Po ciemniejszej stronie II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz