Rozdział 10

887 61 8
                                    

- Wróciłam! - podnoszę dłonie na znak powitania, gdy stoję w drzwiach Arkham.

- El! - parę osób biegnie w moją stronę.

- Też tęskniłam.

- Dobrze, że jesteś. Przyjmiesz pacjenta. Superman go właśnie przywlókł.

Robi mi się słabo...

Ociągając się, ściągam kurtkę i zakładam fartuch.

- Za jakie grzechy? - uderzam czołem o szafkę.

Poprawiam fartuch i idę do sali przyjęć. Oczywiście on tam jest.

- Stan dobry, parę zadrapań... - rzucam od razu. - Boli cię coś? - pytam mężczyzny.

- Wszystko pani doktor, może mały masaż?

- Czyli gra, jutro najpóźniej przydzielą ci lekarza. Chłopcy do celi z nim!

Odkładam kartę i chcę odejść, gdy jego dłoń zaciska się na moim przedramieniu.

- Czego chcesz? - warczę.

- Pogadać. Nie chcę, byś sobie o mnie źle pomyślała.

- No coś ty! To ja nie powinnam tyle sama pić. Po prostu byłam w małej rozsypce po sylwestrze i tyle...

- Nasze relacje pozostają takie same?

- Nie. Ty zajmujesz się żoną, a ja... szukam wolnego faceta - uśmiecham się szeroko. - Wybacz, muszę iść. Jestem umówiona z jednym z takich okazów.

Przemierzam korytarz do celi Jokera. Głęboko oddycham.

- To tylko clown, tylko clown... - szepczę.

Otwieram energicznie drzwi.

- Elizabeth! Już się zaczynałem martwić, że mnie zostawiłaś dla tego żelaznego chłopczyka! - wybucha śmiechem.

- Przestań... - wzdycham i zaciskam dłonie na notesie. - Jak samopoczucie? Miewasz jakieś napady lęku...?

- Nie przyszłaś tu chyba gadać o pierdołach - warczy. - Elizabeth... - wstaje z krzesła i siada na stole. - Nie bądź snobką - szepcze złowrogo.

- Siadaj na krześle.

Zaczyna się śmiać, odchylając głowę w tył.

- Siadaj! - wybucham i o mało go nie popycham, ale się powstrzymuję.

- Brakuje ci chyba magnezu...

- Joker!

- Dobrze, już... Twój tatuś też często taki narwany bywa... Trafiła mi się rodzina ponuraków - prycha.

- Posłuchaj mnie! Jeszcze tylko miesiąc się męczymy ze sobą, później masz wolne ode mnie. Cholerne wolne! - uderzam pięścią w blat stołu.

- Wypuścisz mnie - oznajmia.

- Chciałbyś - prycham. - Nigdy stąd nie wyjdziesz za moją pomocą!

- A czy ja powiedziałem, że za twoją pomocą? Pamiętam naszą umowę - szczerzy się.

- Joker, wróćmy do terapii - mówię spokojnie.

Próbuję z nim nawiązać kontakt. Niestety nie wychodzi nam to zbyt dobrze.

- Straż! Zabrać go! - krzyczę, a później pocieram skronie.

- Jeszcze nie skończyłem - warczy.

- Ale ja tak!

Wchodzą strażnicy, mijamy się w drzwiach, którymi trzaskam.

- Dupek! - otwieram gwałtownie drzwi.

Po ciemniejszej stronie II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz