Prolog

2K 88 23
                                    

"Niektórym ludziom jest pisane się spotkać. Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd się wybierają, któregoś dnia na siebie wpadną." Claudie Gallay

Światła, scena i ja. Wychodzę przed widownię i czuję się jak w niebie. Znowu zaśpiewam! Pewnie nie jeden pyta: Co taka szycha, jak córka miliardera robi w klubie i śpiewa? Odpowiedź jest prosta - nie chcę być w pełni poddana woli ojca. Własnoręcznie zarobione pieniądze zawsze się przydadzą, a poza tym mam darmowe wejściówki do tego klubu przez całe wakacje. Nazywam się Elizabeth Wayne, dla znajomych El, Eliza, Liza, lub jak kto woli. Zaczynam swój występ. Śpiewam parę piosenek, ale najlepszą zostawiam na koniec. "Ain't my fault" Zarry Larsson. Kocham ją i cieszę się, że szef pozwolił mi ją wykonać. Przy okazji widzę, że pewien zielonowłosy facet, zamiast zajmować się swoją dziewczyną, obserwuje moje ruchy. Nasze spojrzenia się spotykają, gdy śpiewam: "Your body's calling me". Ale trafiłam z tekstem, nie ma co.

Kończę występ, widownia jest zadowolona i nagradza mnie brawami. Patrzę w stronę zielonowłosego, rozmawia z szefem i co jakiś czas spoglądają na mnie. Schodzę ze sceny i udaję się do garderoby. Ściągam małą czarną i szpilki. Zakładam krótkie jeansowe spodenki, czarny T- shirt odsłaniający brzuch i czerwone tenisówki. Rozczesuję włosy, poprawiam makijaż i już mam wychodzić, gdy do garderoby wchodzi facet z aparatem...

- No nie! Ile razy mam mówić, ze paparazzi mają się trzymać z daleka, gdy jestem w pracy?! - zrywam się i popycham intruza. Podnoszę go za koszulę i ciągnę za sobą do loży, gdzie właśnie siedzi szef. Mam gdzieś, że ma gości!

Rzucam chłopakiem na kanapę.

- Siadaj i cicho! - rozkazuję. - Co to jest?! Miałeś pilnować, żeby nie włazili! - rzucam się do mężczyzny. Niby jest moim szefem z tytułu, ale dobrze wie, że to ja dyktuję warunki, jeśli chce żebym tu śpiewała i nie wydała jego lewych interesów.

- El, nie denerwuj się, załatwimy to później. Teraz mamy gości - mówi lekko przerażony.

Spoglądam na towarzystwo i już wiem, czemu się boi... To Joker i Harley Quinn. To ten psychopata mnie obserwował... Dobrze, że nie zna tożsamości mojego ojca, bo już bym leżała martwa, albo wzięliby mnie za zakładniczkę.

- Sama to załatwię - nie daję za wygraną.

Podchodzę do faceta i wyrywam mu z rąk aparat i dyktafon. Rzucam wszystkim o ziemię i rozbijam w drobny mak.

- Ej, to mój sprzęt! - krzyczy zrozpaczony.

- Cicho bądź - sięgam po jego portfel, który wystaje mu z kieszeni, wyjmuję z niego dowód i robię zdjęcie. -  Jutro ci za to oddam. A teraz wypad.

- Ale mój...

- Wynocha! - rzucam jakimś nożem w niego, ale udaje mu się uciec. - Kretyn!

Słyszę, że ktoś klaszcze i się śmieje. To oczywiście Joker, a Harley mu wtóruje.

- Przyszłam po kasę - zwracam się do szefa.

- Jasne, już po nią pójdę. Przepraszam na chwilę - odchodzi, a ja siadam naprzeciw pary psychopatów.

- Harley Quinn, miło cię poznać - podaje mi dłoń blondynka.

- Elizabeth Wayne - odpowiadam i ściskam jej dłoń.

- Córeczka miliardera. A co taka szycha robi w tym obskórnym miejscu? - szczerzy się Joker.

- Powiedzmy, że mam swoje powody.

- Pączuszku! Mogę iść potańczyć? - pyta zalotnie dziewczyna, on kiwa jej głową i zostajemy sami.

- Jesteś sama? - pyta Joker.

Po ciemniejszej stronie II JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz