1.

990 44 17
                                    

     Szczęk metalu. Zgrzyt łańcuchów. Młoda dziewczyna siedzi skulona w kącie windy, która wiezie ją nie wiadomo dokąd. Maszyna okropnie hałasuje. Po policzkach ciekną jej wielkie, słone łzy. Przed oczami przelatują obrazy. Zapach stęchlizny. Wokół niej są poustawiane najróżniejsze skrzynie i worki. Wszystko co ją otacza wydaje się być przerażające. Dlaczego nic nie pamięta? Kim jest? Gdzie jest? Nagły pisk i uderzenie. Wszystko, co jest w windzie, aż podskakuje. Nastaje grobowa cisza. Dziewczyna boi się odetchnąć. Klapa w suficie otwiera się z hukiem, a strumień światła chwilowo ją oślepia. Dzwoni jej w uszach. Słychać jakieś krzyki. Do metalowej puszki ktoś wskoczył, dziewczyna mruży oczy, żeby lepiej widzieć twarz. Stoi przed nią młody, szczupły blondyn o miłej i uśmiechniętej twarzy. Szczerzy się i krzyczy:

- Hej, sztamaki! To dziewczyna!

                                                                                        *  *  *

        Na powierzchni zaczęło się robić zamieszanie. Nad otworem pojawiało się coraz więcej sylwetek osób, które chciały zobaczyć, kto tym razem siedzi w pudle. Ich głosy mieszały się w jeden, jednolity szum, który jeszcze bardziej dezorientował dziewczynę. Jej wzrok przyzwyczaił się do jasności, jaka była wokół niej, więc dokładnie mogła się przyjrzeć światu, w którym się znalazła. Jak na razie otaczały ją cztery metalowe ściany i kilka skrzyń. Chłopak stojący przed nią pociągnął ją w kierunku drabinki opuszczonej do windy. Nie stawiała oporu. Gdy świeżyna wygramoliła się z pudła, oczom wszystkich zebranych ukazał się przemiły widok. Stała przed nimi dziewczyna z krwi i kości, w dodatku nie byle jaka. Nie była wysoka, miała może metr sześćdziesiąt wzrostu. Nie można było nazwać jej grubą, ale patyczakiem też nie była, jej sylwetka była idealnie wyważona. Szerokie biodra i zgrabne nogi zasłaniały spodnie moro, a na dość dużym biuście opinała się czarna bluzka z długim rękawem. Stroju dopełniały czarne skórzane buty za kostkę. Twarz miała obsypaną piegami, drobny nosek był lekko zadarty do góry, a malinowe usta były zaciśnięte w wąską linię. Włosy dziewczyny były krótko obcięte, przez co na głowie miała artystyczny nieład. Jednak najwięcej uwagi przyciągały jej zaczerwienione i szeroko otwarte oczy. Otulone gęstym wachlarzem czarnych rzęs, w zależności od kąta patrzenia miały barwę czekolady lub cynamonu,

      Mieszały się w niej zaciekawienie, zdziwienie, strach oraz podniecenie. Obracała się w kółko, żeby zobaczyć,  gdzie jest, ale widok zasłaniali jej zebrani chłopcy. Ten sam blondyn, który był w windzie, powiedział:

- Witamy w strefie, świeżuchu! Jestem Newt - podał jej rękę wciąż się uśmiechając. - Pamiętasz może swoje imię?

- Kim - powiedziała tak cicho, że chłopak musiał się pochylić, żeby ją usłyszeć.

- A więc Kim, zapraszam cię na zwiedzanie strefy.- to powiedziawszy złapał ją za nadgarstek i odciągnął od tłumu chłopaków.

     Im dalej od pudła byli, tym mniej osób ich mijało. Szli po betonowych płytach. Jakieś samotne kępy trawy wyrosły na złączeniach. Jedynym zielonym miejscem było pole w jednym z narożników. Z daleka rozpoznała kukurydzę i pomidory. Właśnie. Dopiero teraz Kim zobaczyła trzydziestometrowe mury.

      Newt pokazał jej bazę, zielinę, mordownię oraz grzebarzysko. Usta mu się nie zamykały. Dziewczyna bez słowa chodziła za nim otępiała i starała się cokolwiek zrozumieć. Wnioski były następujące:

1. Otaczają ją sami chłopcy w wieku od lat 13 do 19.

2. Tak samo jak reszta niczego nie pamięta.

Świeżuch Z PiegamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz