9. No i nareszcie trenuję!

23 1 0
                                    

Z wrzaskiem wylądowałam na podłodze. Znów miałam ten straszny koszmar co wcześniej i znów goniły mnie struposzałe dzieci, ale tym razem na końcu pokoju były jakieś drzwi. Niestety, kiedy przez nie przeszłam, znalazłam się w długim, ciemnym korytarzu. Na ścianach wisiały wielkie lalki całe umazane krwią. Okropny widok. Po bolesnej pobudce przez chwile siedziałam na podłodze i dyszałam ciężko próbując się ogarnąć. Wreszcie wzięłam głęboki wdech i dźwignęłam się na nogi. Podeszłam do okna i rozsunęłam zasłony, otworzyłam okiennice na oścież i głośno zaczerpnęłam powietrza. Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Przetarłam zmęczone oczy. W środku nocy oczywiście też musiałam się obudzić i potem ze stresu zasnąć nie mogłam, próbowałam sobie wmówić, że trening będzie wspaniały i przyjemny, ale to niestety nic nie dało (ciekawe dlaczego?). Potem jak już zasnęłam to miałam ten koszmar i znów się obudziłam. Ziewnęłam i spojrzałam na zegarek, ledwo powstrzymałam się od wrzaśnięcia. Była 4.29, 29 minut za późno. Wiem, wiem, panikara ze mnie, ale to pierwszy dzień treningu i chcę zrobić na sensei'u jak najlepsze wrażenie. Wyjęłam czarne rybaczki i białą bluzkę z krótkim rękawem, wyciągnęłam bieliznę i na paluszkach, tak aby nikogo nie obudzić, przemknęłam do łazienki. Jak zwykle najdłużej zajęło mi uporządkowanie włosów,ale dziś się z nimi nie patyczkowałam, smagnęłam je parę razy szczotką, wyrywając sobie spore kępki włosów, ale przynajmniej wyglądały przyzwoicie. Zrobiłam sobie kucyka i wróciłam do pokoju obudzić Dei'a. Tak jak się spodziewałam nie było to łatwe zadanie. Minął co najmniej kwadrans zanim upewniłam się, że moje słowa do niego docierają. A kiedy po kolejnych 15 minutach wreszcie raczył iść do łazienki się umyć, już spokojna zeszłam do kuchni zrobić nam śniadanie, tak NAM. Postanowiłam zrobić kanapki. Chleb był na szczęście pokrojony i obyło się bez utraty palców. Masła nie mogłam znaleźć, więc szynkę położyłam od razu na suche pajdy. Potem położyłam na wierzch pokrojone przeze mnie plasterki ogórka, i co z tego, że były trochę za grube. Tak oto dzielnie przygotowane śniadanie zaczęłam w spokoju spożywać, oczywiście cały czas kontrolując godzinę. Deidara wszedł do kuchni równo 21 minut po piątej. Dumna z niego jestem! Szkoda tylko, że był tak zmęczony, że ledwo co widział, ba! Nawet moich kanapek nie skrytykował, ale z tego to się raczej cieszyć powinnam. 10 minut później czekaliśmy już na sensei'a. Deidara coś tam bredził, że mnie zatłucze, czy coś, ale byłam zbyt przejęta, żeby zwrócić na niego uwagę. Przysiadłam na skale obok wodospadu i obserwowałam taflę wody. Było strasznie zimno, ale pocieszałam się, że jak zaczniemy ćwiczenia, to na pewno zrobi mi się gorąco. Sasori-sensei zjawił się 2 minuty przed 6 i obdarzywszy nas ledwie spojrzeniem ruszył na drugą stronę jeziora. Deidara też tylko na mnie spojrzał i z bólem wypisanym na twarzy kucnął odwracając się do mnie plecami. Oplotłam rękami jego szyję, a nogami uczepiłam się go w pasie. Sądziłam, że pod naporem moich 48 kilogramów chłopak ledwo się będzie trzymał, ale on swobodnie się podniósł i wlazł na jezioro. Kurczę, jak on fasjnie pachnie to sobie nawet nie wyobrażacie. Po drugiej stronie zlazłam blondynowi z pleców i wraz z nim ruszyłam za lalkarzem.

-Eee... Deidara?

-Co?

-Słuchaj... jakby mi coś się stało... w sensie, gdybym kopła w kalendarz... to... zadzwoń do mojej mamy i powiedz, że się utopiłam...- wypaliłam wciskając mu do ręki moją komórkę.

-Co?!

-Błagam cię, nie chcę, żeby się martwiła, jak nie będę wracać- poprosiłam błagalnie.

-No... dobra...

-Ale bez wygłupów- uprzedziłam.

Udzieliłam chłopakowi krótkich instrukcji na temat obsługi telefonu i już z czystym sumieniem byłam gotowa na tortury jakie mnie czekały. A było ich, było. Najpierw Sasori-sensei kazał mi zrobić 100 pompek. Zrobiłam wszystkie,ale najwięcej to ich było 6 pod rząd, no i mój nauczyciel skrzętnie pilnował,aby wszystkie były pełne. Potem wisiałam na gałęzi głową w dół i robiłam brzuszki, 500 brzuszków. Z owej gałęzi spadłam przerażająco dużo razy, nie wiem dokładnie ile, bo rachubę straciłam przy 28. Potem na tej samej gałęzi miałamsię podciągnąć 100 razy, ale ostatecznie podciągnęłam się tylko 73, bo po dwóch godzinach sensei stracił cierpliwość. Jak się później dowiedziałam od Deidary i tak długo wytrzymał. Potem doszły jeszcze jakieś inne skomplikowane ćwiczenia rozciągające i jak około południa dowiedziałam się, że rozgrzewka dobiegła końca to myślałam, że zawału dostanę. Ćwiczenia „właściwe" jednak wcale nie były jakoś strasznie straszne. Ćwiczyłam z Deidarą najpierw jeden chwyt, a następnie drugi. Nie pamiętam nazw, ale w tym pierwszym Deidara wykręcał mi rękę i podcinał nogi, a w tym drugim przerzucał mnie nad swoimi plecami, a potem kolanem przygważdżał do ziemi. Były oczywiście też zmiany, ale ani razu nie udało mi się powalić Deia na poważnie, zawsze musiał mi pomagać, żałosne, wiem. Trening skończył się trochę po dwudziestej drugiej, bo już nawet sansei nie był w stanie ignorować burczenia mojego brzucha. Do jeziora doszłam jeszcze o własnych siłach, na drugą stronę przeniósł mnie Deidara, ale dalej to już nie byłam wstanie iść sama, powiem więcej nie miałam sił go puścić. Także blondyn, nawet bez większych protestów, przetransportował mnie do łazienki, posadził na pralce, a następnie gdzieś zniknął. Wrócił po kilku minutach, akurat wtedy, kiedy już prawie zasypiałam.

ja-i-akatsuki-czyli-lalka-trumna-i-czekoladaWhere stories live. Discover now