17. Uchiha

20 0 0
                                    

W ostatniej chwili pochyliłam się nad sedesem i zwymiotowałam. Breja składała się głównie z wody i nie do końca przetrawionej bułki, ale dało się też wypatrzeć kilka na wpół rozpuszczonych tabletek. Nie badałam składu moich wymiocin zbyt długo, ponieważ kolejna część zawartości mojego żołądka wyraziła brutalną chęć wylądowania w klozecie. Rzygałam, mając wrażenie, że usunę z siebie wszystkie wnętrzności. Klęczałam przy muszli,pochylając się nad nią coraz bardziej i gdyby nie lodowate dłonie Itachiego,które mnie podtrzymywały, to chyba bym utopiła się we własnym pawiu. A tak swoją drogą, to miło ze strony Uchihy, że się tak o mnie troszczy. W sumie trzymanie komuś głowy nad kiblem to nie przelewki – jak sobie przypomnę noc spędzoną bez rodziców z chorą Kaśką w pokoju obok, to aż mnie ciarki przechodzą. Całą noc nie spałam, zbierając jej wymiociny z łazienkowych kafelków, OHYDA! Długowłosy stał za mną cierpliwie, czekając aż skończę. Potem spokojnie obserwował, jak płuczę usta nad umywalką. Następnie wyprosiłam go na zewnątrz, z racji tego, że miałam pilną potrzebę. Taaaa... niema to jak rozwolnienie. Wreszcie, cała zmordowana wróciłam do salonu. Tam Itachi-san zmierzył mi temperaturę (okazało się, że mam niezłą gorączkę),wręczył mi plastikowe wiadro (żebym nie musiała biegać w te i nazad do łazienki),po czym stwierdził, że skoro i tak wymiotuję, to nie ma sensu faszerować mnie lekami, i dał tylko taki fajny zielonkawy soczek z bul-bulkami, coś niby jak nasza Fanta, z tym, że napój nazywał się „Amairemon". Małymi łyczkami opróżniłam całą zawartość butelki i mimo że jakoś diametralnie mi nie pomógł,to w brzuchu został – przynajmniej się nie odwodnię. Potem już tylko w tuliłamgłowę w poduszkę i zasnęłam wykończona trudami poranka (nawet dziewiątej nie było).

Spałam krótko, niecałe dwie godziny. Itachiego nie było w pokoju, prawdopodobnie wrócił do siebie. Przez jakiś czas leżałam spokojnie na sofie, patrząc jak Czekolada robi różne wygibasy na środku dywanu, który był już cały usyfiony jej sierścią i kilkoma obleśnymi kłakami. Te pasjonujące obserwacje trwały jakieś dziesięć minut, no bo ile można gapić się na wygłupy starej kocicy. Zgrzebałam więc z kanapy moje cztery litery i ruszyłam na podbój kwatery. Z początku nie miałam pomysłu, co mogłabym porobić, ale stwierdziłam, że skoro nie mam nic do roboty,to zerknę na notatki, które Agata wysłała mi niedawno mailem. Musiało jej się strasznie nudzić, skoro przepisała wszystkie lekcje z ostatniego tygodnia na komputer. Wspięłam się po schodach na ostatnie piętro i ruszyłam od razu do pokoju Deidary. Znalezienie komórki i zeszytów zajęło mi sporo czasu, ale przy okazji znalazłam też wiele ciekawych rzeczy np. sztalugę, trochę starych czasopism i szkicownik z mnóstwem rysunków,większość to były tylko jakieś bezsensowne bazgroły, ale niektóre wręcz rozbrajały dokładnością i perfekcją. Wśród tych ciekawych znalezisk przewinęło się też mnóstwo śmieci, takich jak obtłuczona doniczka, opakowania po cukierkach, z tuzin skarpet i zakurzone, zdecydowanie za małe na blondyna rolki. Książki wygrzebałam spod góry ciuchów leżących na biurku, a telefon znalazłam w kieszeni, w spodniach Deidary. Zgarnęłam wszystko i ruszyłam w drogę powrotną do salonu. Na schodach parę razy musiałam się zatrzymać, żeby podnieść coś co akurat mi wypadło. Akurat na półpiętrze upadł mi piórnik, więc schyliłam się, a tu nagle nad głową usłyszałam chrząknięcie i pytanie:

-Może ci pomóc?- tak się wystraszyłam, że wszystko w z rąk wyleciało, straciłam równowagę, upadłam na pupę i jeszcze się w rękę walnęłam,na dodatek tę złamaną. Ciekawe, co o mnie Itachi pomyślał, bo jego mina nie wyrażała absolutnie niczego, założę się, że uważa mnie za totalną kalekę, która nawet po schodach zejść nie potrafi. Strasznie się zawstydziłam, zburaczyłam i nie mogłam się ruszać. Było mi strasznie głupio, zwłaszcza gdy kucnął i zaczął zbierać z podłogi rozsypane zeszyty. Chciałam mu powiedzieć, że sama dam sobie radę, nawet otworzyłam usta, ale jakoś nie miałam śmiałości się odezwać. Wstałam dopiero, gdy brunet zebrał wszystkie rzeczy i spojrzał na mnie wyczekująco. Potem pchnął mnie lekko w kierunku schodów i cały czas trzymając dłoń na moim ramieniu sprowadził mnie na dół jak małe dziecko, i zaprowadził do salonu. Tam pod jego czujnym okiem zabrałam się za naukę. Mimo moich wcześniejszych obaw Internet w komórce działał i mogłam bez przeszkód odebrać wiadomość od Agi. Przepisywanie było strasznie upierdliwe, nie dość, że co chwilę musiałam od nowa włączać telefon,przesuwać ekranik i odczytywać z niego małe literki bez polskich znaków, to jeszcze byłam zmuszona pilnować, co by długopis nie wypadł mi z ogipsowanych palców. Próbowałam też pisać lewą ręką, ale wcale nie było lepiej. Po przepisaniu dwóch lekcji byłam na skraju załamania nerwowego. Itachi-san też był zirytowany, nie dawał tego po sobie poznać, ale powietrze aż naładowane było frustracją, już tylko czekałam, aż wybuchnie. No i wybuch rzeczywiście nastąpił, aczkolwiek Uchiha zamiast zwyzywać mnie od idiotek, nierobów i kalek, zabrał mi długopis i wręczywszy pilota powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu:

ja-i-akatsuki-czyli-lalka-trumna-i-czekoladaWhere stories live. Discover now