16. Jestem chora

17 0 0
                                    

Obudziłam się w środku nocy cała zlana potem, ale tym razem nic mi się nie śniło. To chyba przeziębienie złapało mnie na dobre.

-Deidara...- szturchnęłam chłopaka piętą, ale zanim go obudziłam musiałam powtórzyć tę czynność jeszcze ładne parę razy.

-Źle się czuję, przyniesiesz mi wody?- spytałam szeptem, gdy już spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Nie odpowiedział mi od razu siedział przez chwilę, jakby przyswajając sobie to co do niego powiedziałam. Ostatecznie pokiwał głową i dźwignął się z podłogi, na której również dzisiaj spał.

Czekałam na niego opatulona kołdrą, bujając się lekko w przód i w tył. Nagle coś się we mnie zakotłowało i byłam zmuszona opuścić moje stanowisko czuwania. Pędem wyleciałam z pokoju i dosłownie w ostatniej chwili dopadłam muszli klozetowej, w której sekundę później wylądowała breja o niezidentyfikowanym kolorze. Oddychałam ciężko z głową nad klozetem i czekałam na kolejny atak torsji. I rzeczywiście po niedługim czasie „pan Plumek", jak to mój brat zwykł nazywać kibel za młodu, został nakarmiony kolejną porcją świeżutkich wymiocin. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz, zanim poczułam, że mój żołądek już jest pusty. Spuściłam wodę. Rozluźniłam mięśnie i oparłam głowę na desce, wiem, że to obrzydliwe, ale nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Głowa mi pękała, gardło piekło, a w brzuchu flaki się kotłowały, na taką mieszankę zimna muszla była czymś cudownym. Siedziałabym tak pewnie do rana gdyby nie to, że ktoś brutalnie pociągnął mnie do tyłu.

-Anita?! Nic ci nie jest?!- Dei nerwowo poklepał mnie po policzku.

-Nic... zostaw...- odtrąciłam jego rękę, bo w ogóle nie panował nad siłą swoich uderzeń.

-Przecież rzygałaś!- wrzasnął roztrzęsiony, tarmosząc mnie za ramiona.

-Dobrze... ale nie krzycz, bo mi głowa pęka...- jęknęłam odsuwając się od niego nieznacznie.

-Masz wody!- podetknął mi szklankę pod nos. Wzięłam ją nieudolnie w obie ręce i upiłam sporego łyka. Nieznośne pieczenie gardła ustało.

-Już dobrze- powiedziałam spokojnie uśmiechając się blado, ale blondyn nadal był... przestraszony, wręcz. Musze przyznać, że świadomość, że chłopak (!) się o ciebie martwi jest strasznie ekscytująca.

-Dasz radę wrócić do pokoju?- spytał tak jakbym była umierająca.

- Jasne- prychnęłam i szybko podniosłam się z ziemi, na co on zrobił to samo chwytając mnie jednocześnie za rękę. Wybałuszyłam na niego oczy, nie wiedząc jak zareagować. On też wyglądał na zdezorientowanego. Nastała chwila nieznośnej ciszy.

-Umówisz się ze mną?- palnęłam nagle, nawet nie zdając sobie sprawy z tego co mówię.

-Co?

-yyy... no bo ten... mówiłeś, że nie masz dziewczyny... i tak sobie pomyślałam, że może... no wiesz jak już wrócisz, a ja... w sensie, że wyzdrowieję... to może... byśmy mogli iść... eee... no wiesz...- Och! Że też nie potrafię powiedzieć czegoś tak prostego bez robienia z siebie idiotki. Ech! Co mi tam, raz kozie śmierć!- Spotkać się... razem... – dokończyłam. Kolejna chwila ciszy. Jeszcze bardziej nieznośna od tej poprzedniej.

-Dobra- bąknął wreszcie oszołomiony. Mi ciężar spadł z serca. Po chwili blondyn odchrząknął i dodał formalnym tonem.- Jeśli będziesz chciała.

-Będę chciała- powiedziałam uśmiechając się pogodnie- Wrócę już do pokoju.

-Dobra- chłopak nerwowo pokiwał głową.

ja-i-akatsuki-czyli-lalka-trumna-i-czekoladaWhere stories live. Discover now