Kaszle, gdy niewidocznie materializuje się na brukowym placu przed monumentalnym gmachem budynku w jednym z midgardzkich miast. Lekko się chwieje, zanim na dobre odzyska ostrość wzroku. Całe to przedsięwzięcie kosztuje go wiele mocy – teleportacja i pozostawienie klona w stanie gotowości wymaga od niego rzucenia kilku dodatkowych run wzmacniających, ale czego nie robi się dla osiągnięcia własnego celu.
Co gorsza, nie tylko wizualnie ta zatęchła planeta różni się od jego domu, w którym nawet powietrze jest inne – lepsze. Ludzie zapatrzeni w siebie powoli, na własne życzenie niszczą swój dom, który otrzymali od jego ojca. Wszystko zdewastowali na przestrzeni tych kilkudziesięciu tysiącleci. Człowiek w swoją zwierzęcą naturę ma wpisaną nie tylko chęć poszukiwania, ale zagubienie. Z tego względu potrzebuje przewodnika. Pasterza. Swojego pana, któremu będzie mógł służyć.
Wnika w tłum ludzi, który kieruje się do głównego wejścia, ukrytego pośród szeregu kamiennych kolumn. Marmurowa kobieta trzymająca złotą kulę, otoczona oddziałem starożytnych wojów uzbrojonych we włócznie, złowrogo spogląda na niego z góry. Nikt nie zwraca uwagi na mężczyznę w czarnym płaszczu, którego jedynym dodatkiem jest gustowny, zielony szalik z wyszytymi wężami pożerającymi swoje ogony. Jest zupełnie jak cień, niegroźny, a zarazem niezauważalny. Dwoje osób w granatowych sweterkach i czapkach – tego samego odcieniu – przechadzających się wzdłuż przejścia do serca tego budynku, rzuca mu się w oczy. Oni też go nie widzą. Wygląda zbyt zwyczajnie. Jest taki nieboski.
Mija szkielet tyranozaura strzegącego wejścia, a zaraz potem przemyka obok wysepki z kasami biletowymi. Nawet dryblas, który okazuje się kobietą, nie podchodzi do niego, by zapytać o bilet.
Dla niego to nie problem. Wystarczy odrobina iluzji.
Czarnowłosy poprawia zielony szal i rusza przed siebie. Wie, że gdzieś tu jest jego przyszła marionetka, dzięki której stworzy sztukę na miarę władcy. Chwilę błądzi po ekspozycji starożytnego Egiptu i dziwi się, gdy pośród hieroglificznych malowideł poznaje dalekiego przyjaciela Odyna ze słońcem na głowie. Znika wśród ścieżek sztucznej dżungli wypchanej zwierzętami, a im dłużej przebywa w tej ograniczonej przestrzeni, tym bardziej wszystko go drażni.
Szczególnie godzi w jego dumę brak jakiegokolwiek szacunku względem tak znamienitej osoby. Czemu się dziwić, w tym miejscu jest nikim, a przecież o to od początku mu chodzi.
Mali Midgardczycy plątają się pod jego nogami. Tłumy bezmyślnej ciemnoty, która ogranicza pole jego działań, uwłacza jego geniuszowi. Gdyby tylko oni wszyscy wiedzieli, komu zawdzięczają ten spokój, świat, własny gatunek, pewnie teraz, zamiast spacerować wolnym krokiem, składaliby żywe ofiary na kamiennych ołtarzach.
Młody bóg ma świadomość, że musi się spieszyć. Jeszcze nigdy nie opuszczał bez niczyjej wiedzy Asgardu na tak długo. Zaczęliby podejrzewać. Matka zaczęłaby mu się uważniej przyglądać. Wystarczy, że już przed nią udaje. Po co dokładać kolejnego ciężaru bezdennemu sumieniu.
Przyśpiesza kroku. Skręca w prawo, by dziesięć metrów później powtórzyć swój ruch i znaleźć się przy wejściu na czasową wystawę, której niektóre elementy zostały specjalnie sprowadzone z innego muzeum. Zielona plansza przedstawia Yggdrasil, który otacza statek wikingów i tylko w niewielkim stopniu zdradza, co zwiedzający tutaj zastaną. Bez wahania wchodzi do marnej kopii królestwa, w którym żyje. Przekłamania, opowieści wyssane z palca – oto co ludzkość przed wiekami zrobiła z jego ludem. Choć jedną prawdę zachowali. Bogowie wciąż wzajemnie się wyżynają.
CZYTASZ
KUKIEŁKA ☸ loki laufeyson
FanfictionKukiełka nie mówi, nie czuje, nie oddycha. Ona żyje tak, jak każe jej Pan. Jest na każde jego skinienie. Tylko co jeśli marionetka postanowi się zbuntować? Gdy bóg kłamstw rozpoczyna swoją grę, nie liczy osób, które usuwa z drogi. Nie ma miejsca na...