xɪᴠ. ɢᴅʏ ᴘʀᴀᴡᴅᴀ ᴜᴄɪᴇᴋᴀ ᴋłᴀᴍꜱᴛᴡᴜ

360 48 36
                                    

Tego dnia w gmachu muzeum jest wyjątkowo ciemno i nawet lampy zawieszone pod sufitem nie mogą tego zmienić. Cała wina spada na pogodę, która tego dnia postanawia zrobić sobie żart z porządnych londyńskich obywateli. Gdzieś koło jedenastej słońce skryło się za dość ciemną chmurą, a w myślach wielu ludzi, pojawia się ta sama modlitwa - Niech dzisiaj nie pada. Nawet Elen, co do tej pory się jej nie zdarzało, spogląda co jakiś czas w okna, by ocenić prawdopodobieństwo tego, że do domu wróci mokra. Jak na złość tym razem zapomina kolorowej parasolki, którą przełożyła do innej torebki. Natura postanawia się zemścić za te drobne niedopatrzenie i dać dziewczynie odpowiednią nauczkę.

Żegna się z kolejną grupą, a w duchu sobie dziękuje, że zgodziła się tylko na jedną dodatkową wycieczkę i będzie mogła wrócić do domu. Na szczęście przydzielono jej piętnastu seniorów, a nie młodych uczniów, którzy jak nigdy drażnią panią przewodnik. Obcowanie ze starszymi ludźmi ma swoje plusy, byli bezproblemowi, szczególnie ci przygłuchawi z klubu seniora.

Potrzebuje kawy, żeby rozbudzić swoje, co rusz zwalniające, myśli. Pogoda ma na nią zły wpływ, a jak się okazuje przy automacie, nie tylko ona ma problem, żeby nie spać na stojąco. Tak funkcjonuje, balansując między kubkiem kawy a kolejną wycieczką, bardziej lub mniej ogarniętą. Wszystko wydaje się senne, a deszcz, który nagle zaczyna uderzać o przezroczysty dach budynek, szemrze, tworząc kolejny powód, aby rzucić wszystko i zasnąć. Wyrzuca ostatni papierowy kubek, który wykorzystuje tego dnia i zaczyna się zastanawiać, jak właściwie ma wrócić do domu. Każda z możliwości ma w sobie opcję wrócenia mokrym, a tym razem nie może zrzucić winy na sklerozę. Przez własną głupotę nie sprawdziła prognozy pogody. Natomiast nieuwaga odsuwa przezorność na bok, bo przecież jest maj, a przynajmniej w tym miesiącu powinno padać mniej albo wcale. Teraz stoi przed szybą głównego wejścia z nadzieją, że zaraz przejdzie. W końcu nie będzie padało w nieskończoność, ale ciemna chmura rozciągnięta nad miastem wzdłuż i wszerz zdaje się zwiastować zgoła co innego. Spoglądając na kolejną spływającą kroplę oraz zerkając, co rusz na zegarek, niecierpliwie czeka na jakąkolwiek zmianę. Ewentualnie zbawienną pomoc w postaci zesłanego wybawiciela. Elen powinna się w końcu nauczyć, że nawet modlitwy nie powinny być wypowiadane zbyt głośno, szczególnie te w myślach.

- Masz zamiar długo tutaj stać i wpatrywać się w wodę z nieba? - Słyszy tuż obok siebie niski oraz dość charakterystyczny głos.

- A ciebie co tym razem sprowadza do Londynu? - Nie odpowiada na jego pytanie. Odwraca się do niego z lekkim uśmiechem.

- Kilka dni temu otrzymałem zaproszenie, więc czemu miałbym z niego nie skorzystać? - Kolejne pytanie i kolejny uśmiech posłany w kierunku tej drugiej osoby.

Gdy jeden jest, o dziwo, szczery i wyjątkowo radosny. Drugi okazuje się zaledwie pozorną grą kłamstwa, którego maska skrzętnie utkana nie pozwala trzeźwo spojrzeć na sytuację. Właśnie ją upija, uzależnia od swojej obecności, bo w końcu ma mu zaufać, zdradzając przy okazji swój sekret.

- Elen nie chciałabyś może pójść - znikąd pojawia się Dave, który na widok czarnowłosego rozmówcy szatynki gubi na moment wątek. - na kawę?

Pyta, nie patrząc na dziewczynę. Ten osobliwy mężczyzna w płaszczu i zielonym szaliku wydaje się mu niezwykle znajomy. Jakby gdzieś już go widział.

- Nie tym razem. - Wymusza ze swojej strony poczucie winy. - Niestety mam zgoła inne plany.

Loki spogląda na nią urzeczony łatwością, z jaką przychodzi jej kłamanie. Nie powinien się temu dziwić, skoro i jemu wciska niewielkie oszustwo, gdy przy każdej sposobności próbuje wyciągnąć od niej co nieco. Pierwszy raz nawet jego zaklęcia nie działają, a imię strażnika zostaje przeklęte przez niego już wiele razy.

KUKIEŁKA ☸ loki laufeyson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz