xᴠɪ. ꜱᴛᴏɴᴇʜᴇɴɢᴇ

498 48 61
                                    

Czarna wskazówka niewielkiego zegara z niewyobrażalnym mozołem przesuwa się po poszczególnych cyfrach oznaczających godziny. Jest najmniejsza ze wszystkich swoich sióstr. Porusza się znacznie wolniej niż czerwony sekundnik i ta dłuższa odliczająca minuty. Powoli, wręcz mozolnie, próbuje prześlizgnąć się po tarczy w stronę kolejnego numerka. Tej nocy nawet czas postanawia pójść w żółwie tango. Mijają miesiące, nim z dziesiątki przeskoczy na górującą u szczytu białej tarczy dwunastkę; lata nim zacznie towarzyszyć dwójce wygiętej w łabędzią szyję; wieczność, gdy wraz z piątą zacznie wschodzić słońce, a jego pierwsze promienie wedrą się przez odsłonięte okna do mieszkania pogrążonego w całkowitej ciszy, odbijającej wszelkie dźwięki. Tylko błękitny zegarek, tej nocy trwającej w nieskończoność – kiedy nawet przerażony księżyc, ten jedyny raz, nie towarzyszy gwiazdom w ich wędrówce – prowadzi rozmowę. Sam ze sobą. Monolog, który powtarza jak zapętlone słowo. Tik towarzyszy tak, które jest echem i jednocześnie wołaniem. Pytaniem i odpowiedzią.

Drobinki, prawie niewidocznego, kurzu poruszają się z gracją w powietrzu, opadają na półkę z książkami, niechlujnie rzucony czerwony koc na kanapę i dłonie, które przewracają stronice ksiąg z wielkim trudem, a te zdawać się może, z przeraźliwym łoskotem uderzają jedna o drugą. Kurz jest wszędzie, choć mija zaledwie kilkanaście godzin nim bożek kierowany swoją intuicją, opuszcza mieszkanie, pozostawiając swoją marionetkę z poleceniem, to w tym miejscu przeminęły wieki.

Kukiełka nie jest Elen ani Elen kukiełką. Istota siedząca na drewnianym krześle, pociągniętym białą farbą, którego siedzisko dawno temu zostało obite turkusowym materiałem, jest intruzem w mieszkaniu posiadającym własną duszę. To coś jest tylko ciałem bez wnętrza, pozbawionym metafizycznej esencji życia, nadającej człowieczeństw. Ktoś może dostrzec z lekka zapadłe policzki i bladą skórę, ale wciąż widzi tylko otoczkę rozpostartą nad pustką, która przedziera się przez oczy – niegdyś brązowe porównywane z kasztanem w zachmurzone dni, zaś w te słoneczne z dojrzewającym piwem w kadziach po brzegi wypełnionych pianą. Granatowy długopis z posrebrzaną końcówką znaczy obrzydliwie białą kartkę papieru układającym się w słowa niebieskim śladem. Niczym maszyna zapełnia każdą kolejną linijkę tekstem. Każde słowo w pradawnym dialekcie znajduje swój odpowiednik, każda runa swoje symboliczne znaczenie, tylko że ona wciąż tylko pisze; bezmyślnie. W końcu nie Elen ma to przeczytać. Postać ciemnowłosej zastyga bez ruchu, gdy słońce przesuwa się w oknie, skracając powoli cienie. Do południa jest jeszcze daleko, ale marionetka właśnie zakończyła pracę. Odkłada długopis, kładąc go równolegle do krawędzi stołu. Zapisane kartki układa jedna na drugiej – idealnie. Żadna nie wystaje ponad drugą. Jest jak zaprogramowany robot, który z dokładnym wyliczeniem wykonuje każdą czynność.

Przypomina posąg, gdy przez kilkanaście godzin siedzi w jednej pozycji. Nie bolą ją plecy od oparcia, które staje się niewygodne. Niezmieniona poza nie jest uciążliwa, gdy nogi, przez kolejną godzinę, złączone układają się w idealny kąt prosty w każdym zgięciu. Jej skóry nie drażni mucha, która znikąd pojawia się w mieszkaniu, by przycupnąć na jej bladym czole. Oczy nie czują zmęczenia, wpatrując się w ten jeden, niewidoczny punkt na ścianie, którego nigdy nie było. Ta istota staje się odporna na jakikolwiek ból, czy uciążliwości. Z pewnością byłaby idealna, żeby z bezwzględnością pozbyć się potencjalnego konkurenta. Loki tym razem przeszedł samego siebie. Takiego efektu, ślepej wierności spowodowanej wypranym mózgiem nie udało mi się uzyskać przy próbie omotania wokół palca Richarda Malkina; może być z siebie dumny.

Trzykrotny stukot od zewnątrz w ciemnobrązowe drzwi nie powoduje żadnej reakcji u siedzącej postaci. Echo pukania, jak nigdy, rozbrzmiewa w mieszkaniu pozbawionego życia. Kolejne trzy stuknięcia, a zaraz potem drgania telefonu, na którego ekranie ukazuje się napis Blondyna w towarzystwie zdjęcia dziewczyny o niebieskich oczach. Wciąż żadnej reakcji. Pełne irytacji i pośpiechu, zapewne podyktowane złym przeczuciem, pukanie znowu przecina ciszę. Tym razem nie ma trzech uderzeń. Pięść gościa dotyka powierzchni drzwi pięć razy i wciąż nie przestaje uderzać.

KUKIEŁKA ☸ loki laufeyson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz