Czarna wskazówka niewielkiego zegara z niewyobrażalnym mozołem przesuwa się po poszczególnych cyfrach oznaczających godziny. Jest najmniejsza ze wszystkich swoich sióstr. Porusza się znacznie wolniej niż czerwony sekundnik i ta dłuższa odliczająca minuty. Powoli, wręcz mozolnie, próbuje prześlizgnąć się po tarczy w stronę kolejnego numerka. Tej nocy nawet czas postanawia pójść w żółwie tango. Mijają miesiące, nim z dziesiątki przeskoczy na górującą u szczytu białej tarczy dwunastkę; lata nim zacznie towarzyszyć dwójce wygiętej w łabędzią szyję; wieczność, gdy wraz z piątą zacznie wschodzić słońce, a jego pierwsze promienie wedrą się przez odsłonięte okna do mieszkania pogrążonego w całkowitej ciszy, odbijającej wszelkie dźwięki. Tylko błękitny zegarek, tej nocy trwającej w nieskończoność – kiedy nawet przerażony księżyc, ten jedyny raz, nie towarzyszy gwiazdom w ich wędrówce – prowadzi rozmowę. Sam ze sobą. Monolog, który powtarza jak zapętlone słowo. Tik towarzyszy tak, które jest echem i jednocześnie wołaniem. Pytaniem i odpowiedzią.
Drobinki, prawie niewidocznego, kurzu poruszają się z gracją w powietrzu, opadają na półkę z książkami, niechlujnie rzucony czerwony koc na kanapę i dłonie, które przewracają stronice ksiąg z wielkim trudem, a te zdawać się może, z przeraźliwym łoskotem uderzają jedna o drugą. Kurz jest wszędzie, choć mija zaledwie kilkanaście godzin nim bożek kierowany swoją intuicją, opuszcza mieszkanie, pozostawiając swoją marionetkę z poleceniem, to w tym miejscu przeminęły wieki.
Kukiełka nie jest Elen ani Elen kukiełką. Istota siedząca na drewnianym krześle, pociągniętym białą farbą, którego siedzisko dawno temu zostało obite turkusowym materiałem, jest intruzem w mieszkaniu posiadającym własną duszę. To coś jest tylko ciałem bez wnętrza, pozbawionym metafizycznej esencji życia, nadającej człowieczeństw. Ktoś może dostrzec z lekka zapadłe policzki i bladą skórę, ale wciąż widzi tylko otoczkę rozpostartą nad pustką, która przedziera się przez oczy – niegdyś brązowe porównywane z kasztanem w zachmurzone dni, zaś w te słoneczne z dojrzewającym piwem w kadziach po brzegi wypełnionych pianą. Granatowy długopis z posrebrzaną końcówką znaczy obrzydliwie białą kartkę papieru układającym się w słowa niebieskim śladem. Niczym maszyna zapełnia każdą kolejną linijkę tekstem. Każde słowo w pradawnym dialekcie znajduje swój odpowiednik, każda runa swoje symboliczne znaczenie, tylko że ona wciąż tylko pisze; bezmyślnie. W końcu nie Elen ma to przeczytać. Postać ciemnowłosej zastyga bez ruchu, gdy słońce przesuwa się w oknie, skracając powoli cienie. Do południa jest jeszcze daleko, ale marionetka właśnie zakończyła pracę. Odkłada długopis, kładąc go równolegle do krawędzi stołu. Zapisane kartki układa jedna na drugiej – idealnie. Żadna nie wystaje ponad drugą. Jest jak zaprogramowany robot, który z dokładnym wyliczeniem wykonuje każdą czynność.
Przypomina posąg, gdy przez kilkanaście godzin siedzi w jednej pozycji. Nie bolą ją plecy od oparcia, które staje się niewygodne. Niezmieniona poza nie jest uciążliwa, gdy nogi, przez kolejną godzinę, złączone układają się w idealny kąt prosty w każdym zgięciu. Jej skóry nie drażni mucha, która znikąd pojawia się w mieszkaniu, by przycupnąć na jej bladym czole. Oczy nie czują zmęczenia, wpatrując się w ten jeden, niewidoczny punkt na ścianie, którego nigdy nie było. Ta istota staje się odporna na jakikolwiek ból, czy uciążliwości. Z pewnością byłaby idealna, żeby z bezwzględnością pozbyć się potencjalnego konkurenta. Loki tym razem przeszedł samego siebie. Takiego efektu, ślepej wierności spowodowanej wypranym mózgiem nie udało mi się uzyskać przy próbie omotania wokół palca Richarda Malkina; może być z siebie dumny.
Trzykrotny stukot od zewnątrz w ciemnobrązowe drzwi nie powoduje żadnej reakcji u siedzącej postaci. Echo pukania, jak nigdy, rozbrzmiewa w mieszkaniu pozbawionego życia. Kolejne trzy stuknięcia, a zaraz potem drgania telefonu, na którego ekranie ukazuje się napis Blondyna w towarzystwie zdjęcia dziewczyny o niebieskich oczach. Wciąż żadnej reakcji. Pełne irytacji i pośpiechu, zapewne podyktowane złym przeczuciem, pukanie znowu przecina ciszę. Tym razem nie ma trzech uderzeń. Pięść gościa dotyka powierzchni drzwi pięć razy i wciąż nie przestaje uderzać.
CZYTASZ
KUKIEŁKA ☸ loki laufeyson
Fiksi PenggemarKukiełka nie mówi, nie czuje, nie oddycha. Ona żyje tak, jak każe jej Pan. Jest na każde jego skinienie. Tylko co jeśli marionetka postanowi się zbuntować? Gdy bóg kłamstw rozpoczyna swoją grę, nie liczy osób, które usuwa z drogi. Nie ma miejsca na...