•Star•
Zacznijmy od tego kim właściwie jestem.
Otóż jestem Star Butterfly - nadawanie dzieciom tak dziwnych imion to u nas w rodzinie tradycja.
Jestem córką Rivera i Moon Butterfly. Wiecznie są w pracy, a nasze jedyne rozmowy dotyczą właśnie jej.
Dzisiaj zaczęłam szesnasty rok mojego życia. Imprezy, jako takiej, nie urządzałam, a jedyne osoby, które złożyły mi życzenia to Janna - moja najlepsza przyjaciółka i Oscar - mój chłopak.
Byłam sama w domu, jak zawsze, ale pomińmy ten fakt, więc urządziłam sobie małe przyjęcie z balonami i serpentyną.
- Jej! - krzyknęłam z ironią w głosie, po czym zaczęłam szpilką przebijać balony.
Może serio bawiłabym się teraz dobrze, gdyby nie to, że Janna też ma dzisiaj urodziny, więc wyjechała do rodziny i, gdyby nie to, że Oscar ma szlaban?
Nie chciałam myśleć o tym dłużej, bo i tak nic by mi to nie dało. Zdjęłam z siebie "urodzinowe" dodatki i ruszyłam na dół.
Było po północy, więc położyłam się na kanapie, włączyłam telewizor i czekałam aż zasnę.***
Wstałam o piątej, o dziwo bez żadnych problemów. Od razu zgarnęłam torbę spod biurka i zaniosłam ją na dół.
Rzuciłam ją obok drzwi łazienki, do której po chwili weszłam.
Rozczesałam włosy i nałożyłam lekki makijaż.
Ubrana byłam w niebieski T-shirt, włożony w miętowe jeansy.
Nie zależało mi na wyglądzie, tak jak innym dziewczynom. Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie.
Wrzuciłam do torby butelkę z wodą truskawkową, po czym zabrałam się do robienia kanapek.
Kilka minut później wychodziłam już z domu.
Wolnym krokiem szłam w stronę szkoły.
Zamyśliłam się i wbiłam wzrok w chodnik, przez co wpadłam na kogoś.
Podniosłam się z ziemi, nic nie mówiąc, ani nie odwracając się w jego stronę. Nie lubiłam wchodzić w żadne interakcje z ludźmi, których nie znałam. Jedyne co rzuciło mi się w oczy to jego czerwona bluza i czekoladowe oczy.
Z zamyślenia wyrwał mnie Oscar.
- Cześć, mała - powiedział, po czym delikatnie mnie pocałował.
- Cześć... A ty nie masz szlabanu? - spytałam podejrzliwym tonem.
- Tak, ale do szkoły kazali mi iść. - przewrócił oczami i objął mnie ramieniem.
Była dopiero siódma czterdzieści, więc postanowiliśmy przejść się po szkole.
- Jak było w urodziny? Przeprszam, że nie mogłem przyjść. - zaczął.
- W urodziny? Głupie pytanie, ale no dobrze. A więc było tak, jak zawsze. Byłam sama w domu z balonami i serpentyną, bo ty kolejny rok dostałeś szlaban AKURAT w moje urodziny! - powiedziałam oskarżycielskim tonem, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to nie może być przypadek.
- Naprawdę cię przeprszam! Nie wiem dlaczego to tak wychodzi! - bronił się.
Nie umiałam się na niego długo gniewać...
- Jeśli w następne urodziny będziesz przy mnie to ci wybaczę - zachichotałam.
- A nie możesz teraz? - uśmiechnął się, podchodząc bliżej.
- Chyba muszę rozważyć tę propozycje. - odwzajemniłam uśmiech.
Nagle ciemnowłosy mocno mnie uścisnął.
- A teraz mi wybaczysz? - spytał, opierając się sowim czołem o moje.
- Hmm...nie. - rzuciłam pewnie, z uśmiechem.
- Czyli trzeba to załatwić inaczej.- wyszeptał, zbliżając swoje wargi do moich.
Po chwili namiętnie mnie pocałował.
- To, jak będzie? - spytał z szerokim uśmiechem.
- Teraz to już chyba nie mam wyjścia, muszę ci wybaczyć. - zaśmiałam się i złapałam chłopaka za rękę.
- No rzeczywiście, nie masz innego wyjścia. - powiedział, po czym mocnej ścisnął moją dłoń.
Naszą jakże romantyczną wymianę zdań przerwał dzwonek. Ruszyliśmy, więc w stronę sali fizycznej, wciąż trzymając się za ręce i śmiejąc z sytuacji sprzed kilku sekund.***
Osiem godzin nudnych lekcji miałam już za sobą. Wyszłam, więc szybko ze szkoły i skierowałam się w stronę domu.
Nie jestem towarzyską osobą i nigdy nie byłam, więc okropnie denerwowały mnie grupy wrzeszczących nastolatków z mojej szkoły.
"Jakbym nie mogła normalnie wrócić do domu", pomyślałam i z wściekłością ominęłam kolejną grupę.
Kiedy mówiłam o sobie zapomniałam o kilku rzeczach. Jedną z nich są serca na moich policzkach. Tak naprawdę to są one znamionami, ale wyglądają okropnie, dopóki nie nałożę na nie odpowiedniej ilości rożnego rodzaju, różowych kosmetyków.
Nie robiłabym tego, gdyby nie to, że jako znamiona są w kształcie zdeformowanych kółek.
Weszłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Rodziców oczywiście nie było. Podsłuchując ich rozmowy dowiedziałam się, że muszą się przeprowadzić, ale ja muszę zostać tutaj ze względu na edukacje. Chociaż wydaje mi się, że w Nowym Yorku są lepsze szkoły.
Tyle, że nie miałabym u kogo zamieszkać.
Nie chciałam wtedy dalej słuchać ich rozmowy, więc nie znam szczegółów, za co bardzo się teraz nienawidzę.
Czasami śmiałam się z własnych myśli, więc od razu po wejściu do pokoju, roześmiałam się. Pomimo tego, że nie pomyślałam o niczym śmiesznym, gdyż wizja mieszkania u kogoś obcego przyprawiała mnie o mdłości.
Na szczęście jutro była sobota, więc nie musiałam zadręczać się lekcjami.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam oglądać jakiś serial na laptopie, gdy nagle zadzwoniła do mnie Janna.
*Halo?*
- Janna? Hej!
*Tak, tak to ja!* - usłyszałam jej głuchy śmiech.
- Coś nie tak?
*Nie...znaczy tak! Znaczy!*
- Janna! Ej! Ej! Ej! Uspokój się i powiedz co się dzieje!
Westchnęła głośno, po czym zaczęła.
*No to zacznijmy od tego, że widziałam, jak twoi rodzice zamawiali samochód...ten no, do którego wkłada się pudła w trakcie przeprowadzki. Wiesz o co mi chodzi?* - jąkała się.
- T-tak. - wydusiłam niepewnie.
*Czy to znaczy, że...ty też wyjeżdzasz?*
Wtedy właśnie opowiedziałam jej o rozmowie, którą podsłuchałam, a ona odetchnęła z ulgą.
I to kolejna rzecz, o której zapomniałam. Janna ma agorafobię, przez co zawsze siedzimy na samym końcu sali, co chwile wychodząc z lekcji, aby mogła się uspokoić, oczywiście kiedy zdobędzie się na odwagę i przyjdzie do szkoły.
Przerwy przesiadujemy w łazience, a wracając do domu zawsze chowa się za mną.
Oczywiście ja, Oscar, jej terapeutka i jej rodzina jesteśmy jedynymi osobami, których się nie boi.
Zastanawiałam się, kiedy i jak zobaczyła, bądź usłyszała, że moi rodzice zamawiają ten samochód.
Pewnie była na spacerze z doktor Regan - jej terapeutką.
- A ta druga rzecz? - spytałam.
*Chyba wole nie mówić ci tego przez telefon...*
- No dobra... A w takim razie: kiedy wracasz?
*Jutro, przyjdź do mnie około dwunastej*
Rozmawiałyśmy jeszcze przez kilka minut.
Z nudów zaczęłam sprzątać w pokoju i wywalać ubrania z szafy, wyrzucając te których nie noszę. Gdy już skończyłam była dwudziesta, więc szybko się umyłam i wróciłam do pokoju.
Byłam dziwnie przerażona tą "rzeczą", o której miała mi powiedzieć Janna.
Ale może wale nie miałam się czego bać?
Położyłam się i nagle przypominała mi się rzecz, o której zapomniałam wspomnieć - nienawidzę magii.______________________________
Ohāyo!
Od razu zaznaczę, że chodzi mi o magię w sensie sztuczek, ekscytacji jednorożcami i takie tam 😂👌🏻
Ale poza tym to - witam w nowej książce!
Może ktoś to przeczyta 😏
Rozdziały będą dłuższe, będzie dużo dram i takie tam, nie martwicie cię 😂💕
Nie mam w sumie nic więcej do powiedzenia ❤️
Do następnego! 🌩~Merka 🖤
CZYTASZ
✧ No more magic ✧ ~ svtfoe [zakończone]
FanfictionStar nigdy nie zauważała Marca, pomimo tego, że chodziła z nim od przedszkola do szkoły podstawowej, teraz do gimnazjum, a w bliskiej przyszłości do liceum. Poznają się w bardzo dziwnej i, dla niektórych śmiesznej sytuacji. Ich relacje zaczęły się...