(Wow, w końcu nie BTS XD)
•Marco•
Przecisnąłem się pomiędzy budynkami i wolno podchodziłem do Zniszczonych.
Zakrztusiłem się dymem i stanąłem przed nimi.
- Wy. - spojrzałem na nich wszystkich wściekle i pokazałem na Kelly, Grace i Astrid, bo wypowiedzenie ich imion nie wchodziło w grę. - Towar w centrum.
Stały i patrzyły na mnie pytająco.
- Czego się gapicie, idźcie już! - krzyknąłem, a dziewczyny od razu wybiegły z kryjówki.
- Reszta, róbcie co chcecie, byleby z dala ode mnie. - powiedziałem i wszyscy, poza Rosie, opuścili kryjówkę.
Położyła mi dłoń na ramieniu i spytała:
- Stary, co jest?
- Powiedziałem, że macie iść! - strząchnąłem jej dłoń z mojego ramienia.
- Ale ja nigdzie nie idę! Masz mi powiedzieć co się stało! - wbiła mi łokieć w żebra.
Zasyczałem z bólu.
- Jak wiele o mnie i o mojej przeszłości powiedzieliście Revovi?! - wydarłem się i ścisnąłem jej nadgarstek, przez co zaczęła się szarpać. Gdy już go puściłem był całkiem czerwony.
- Pojebało cię?! - krzyknęła masując obolałe miejsce.
- O to samo mogę spytać ciebie! - gdyby można było zabić rzucając komuś tak mordercze spojrzenie Rosie już leżała by głęboko w grobie. - ILE MU POWIEDZIELIŚCIE?!
Czerwonowłosa zarumieniła się ze wstydu.
- Wszystko. - rzuciła szybko i z przerażeniem w oczach.
- Jak mogliście? - wysyczałem wściekle.
- A ty? Jak mogłeś nas wtedy zostawić?! - krzyknęła, a poczucie winy dało mi z pieści prosto w twarz.
- Wiem! Okej?! Wiem, że zachowałem się jak dupek, ale...jak mogliście powiedzieć mu to wszystko?! - zacisnąłem pięści. - Straciłem już wszystkich.... Ojca, Star i was. Moja matka też nie trzyma się najlepiej. - wyznałem.
- Ja... Marco... - położyła mi dłoń na ramieniu.
- Co? Chcesz przeprosić? Za co? Za to, że mój ojciec nie żyje, bo znów do was dołączyłem, czy za to, że moja matka w końcu zapije tabletki wódką, a mnie wyślą do sierocińca, czy za to, że przez to co powiedzieliście, Star nie chce mnie znać? Oh! A może za to, że moi dziadkowie zabrali mi brata, bo moja matka o nas zapomniała?! - do oczu zaczęły zbierać mi się łzy.
Już miałem odchodzić, ale dziewczyna złapała mnie za nadgarstek.
- Nie. Posłuchaj mnie. Wiem, że zostawiłeś nas wtedy, bo to co zrobiliśmy zaszło zdecydowanie za daleko, ale zrozum...my...
- Wy?
- Potrzebowaliśmy lidera. Rev przyplątał się do nas któregoś dnia i... Dlatego, że byliśmy wściekli... - urywała tak często, że zastanawiałem się czy chcę w ogóle dalej jej słuchać. - Po prostu zaczęliśmy się z ciebie wyśmiewać i mówić o tym jakim złym człowiekiem jesteś... Byłeś.
- Nie zwalaj na alkohol, ani...
- Nawet nie będę próbować. Jesteśmy naprawdę młodzi. Popatrz. - jej oczy zaszły łzami. - Mamy po szesnaście lat, pijemy, palimy i bierzemy narkotyki. Robimy sobie tatuaże, jeździmy bez prawa jazdy...zabijamy i wdajemy się w bójki. Jesteśmy Z n i s z c z e n i. Już teraz wiesz czemu byliśmy wściekli kiedy nas zostawiłeś?
Odwróciłem się, aby nie zobaczyła łez spływających po moich policzkach.
"Tak, wiem", chciałem odpowiedzieć, ale słowa nie przeszły mi przez krtań.
Zdjęła dłoń z mojego nadgarstka.
Minęło kilka minut.
Potem wyszedłem z kryjówki.
I skierowałem się w stronę domu.***
Zatrzasnąłem za sobą drzwi i wbiegłem na górę. Położyłem dłoń na klamce od drzwi pokoju Star.
Musiałem tam wbiec.
Nie mogłem pozwolić na to, aby umowa nas zniszczyła. Zbyt wiele zasad złamaliśmy, aby teraz się poddać.
Szybko otworzyłem drzwi i zatrzasnąłem je za sobą.
Fioletowowłosa popatrzyła na mnie z przerażeniem, od czego zabolało mnie serce.
Siedziała na łóżku.
Podchodziłem bliżej, a ona wstała i zaczęła cofać się do ściany.
- Co robisz? - spojrzała mi prosto w oczy.
Przybiłem ją do ściany.
- Dobrze wiesz, że to nie może się tak skończyć. - spojrzałem na jej dekolt. Tatuaż przykryła podkładem. Sprytne.
Szybko przeniosłem wzrok, z powrotem, na jej twarz.
- Owszem, może. - rzuciła ostro, ale z bólem w oczach.
Zabolało. I to jak.
Snopy słońca wydawały się dziwnie...wygasłe.
Rzucały nikłe światło na twarz dziewczyny.
W jej oczach zaszkliły się łzy i widziałem, że z trudem powstrzymywała się od załkania.
Pokręciłem głową i zacząłem iść w stronę drzwi.
Nagle usłyszałem, że zaczyna biec. Za mną.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła w swoją stronę.
Nadepnąłem jej na stopę, przez co upadliśmy.
Leżała pode mną z przerażeniem.
Zacisnęła powieki, aby po chwili znów je otworzyć, ująć moją twarz w dłonie i złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
Przez chwile byłem okropnie zdezorientowany, ale nie minęło dużo czasu zanim zacząłem oddawać pocałunki.
Wsunęła dłonie między moje włosy, a łza, która spłynęła po jej policzku otarła się również o mój.
Zorientowałem się też, że cały czas leżę na Star.
Oderwaliśmy się od siebie, aby wstać.
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
Pogładziłem jej policzek, po czym wpiłem się w jej usta.
Nagle po domu rozległ się pełen bólu, niedowierzania i złości krzyk.
Złapałem Star za rękę, splotłem nasze palce i zbiegłem na dół, a ona za mną.
Moja matka, moi dziadkowie, mój brat i jakiś pan w garniturze siedzieli w salonie.
- Mama! Mama! - mój brat zaczął się wydzierać.
Moja matka próbowała pogłaskać go po dłoni, ale dziadkowie od razu odsunęli od niej Marca Juniora.
- Co tu się dzieje? - wszedłem do środka i skupiłem całą uwagę na mnie i na Star.
- Marco! - krzyknęła moja babcia. - Jak dobrze, że jesteś!
Przeniosłem wzrok na moją matkę.
- Mamo, co się dzieje? - spytałem łagodnym tonem.
- Nie jesteś już jej synem. Pani Diaz została pozbawiona władzy rodzicielskiej. Dom należał do twojego ojca, więc nie może już tu mieszkać.
Będziesz mieszkał z dziadkami i nie będziesz mógł widywać się z twoją matką. - odpowiedział ten koleś w garniturze.
- CO?! - krzyknęliśmy chórem ze Star.
- Nie, nie, nie, nie! JAK MOGLIŚCIE MI TO ZROBIĆ?! - zwróciłem się do dziadków, rzucając im wściekłe spojrzenie.
- Marco, kochanie, uspokój się. - zaczęła babcia. - Twój ojciec...oh... Twój ojciec zginął przez nią! - posłała mojej matce groźne spojrzenie. Jej smutek nie był szczery. Raczej wymuszony. - Teraz wszystko będzie dobrze. Znów będziesz mógł mieć brata i rodzine jakiej potrzebujesz.
- NIE! JA POTRZEBUJE MOJEJ MATKI, NIE WAS! NIENAWIDZĘ WAS! WYPIERDALAĆ Z MOJEGO DOMU! W TEJ CHWILI! - wydarłem się, a Star mocniej ścisnęła moją dłoń.
- MARCO! Jak ty się odzywasz?! - krzyknęła moja babcia z oburzeniem.
- TAK JAK POWINIENEM! SPIERDOLILIŚCIE MI ŻYCIE! - do moich oczu napływały łzy. - WY... Wy nie możecie mi tego zrobić!
- Owszem, możemy! Musimy cię wychować, bo jak widać twoja matka nie dała rady. - siwowłosa parsknęła. - Będziesz chodził do najlepszego liceum w kraju, będziesz miał ustalone godziny wychodzenia z domy i spalisz te chuligańskie ciuchy!
Zaśmiałem się z pogardą.
- N i e.
- Nie takim tonem, młodzieńcze!
- NIE MOŻECIE MU TEGO ROBIĆ! - krzyknęła moja matka.
- Ty się lepiej nie odzywaj i tak już za dużo namieszałaś!
- CO?! - wydarłem się. - CO, KURWA?! ONA?! ONA NAMIESZAŁA?! MOJA MATKA JEST NAJSILNIEJSZĄ KOBIETĄ NA ZIEMI, A WY PROBUJECIE JĄ ZNISZCZYĆ! - wydarłem się. - Star, idziemy. - rzuciłem ostro i pociągnąłem dziewczynę w stronę drzwi.
- Nie możesz teraz wyjść! - krzyknęła za mną babcia.
- Tak? A to niby czemu? - rzuciłem z kpiną i ścisnąłem dłoń Star.
- Bo ja jestem twoim opiekunem prawnym i masz się mnie słuchać!
- Gówno mnie obchodzi to co mi każesz! Jestem Z N I S Z C Z O N Y i nigdy nie dam się zmienić! Wam też radzę stąd wyjść, bo nie chciecie poznać mojej mrocznej strony. - Star, aż się wzdrygnęła, a ja popatrzyłem na zszokowanego gościa w garniturze.
Szybko uciekł z mojego domu, szturchając mnie przy tym ramieniem.
Nagle po domu rozległ się płacz Marca Juniora.
Nie miałem już siły.
Obraz zaczął wirować.
Mocniej ścisnąłem dłoń Star i wybiegłem z domu, ciągnąć ją za sobą.
- Marco! Marco, zaczekaj! - krzyczała za mną, ale ją ignorowałem. - Proszę, zatrzymaj się! - w jej głosie było tyle bólu i przerażenia.
Zatrzymałem się, przez co na mnie wpadła.
Puściła moją dłoń i mocno wtuliła się w mój tors. Oboje zaczęliśmy głośno szlochać. Położyłem głowę na jej ramieniu, a ona na moim. Mocno ściskała mnie w tali.
Nagle wszystko zaczęło się zamazywać, a ja czułem jak upadam.
Nie było już n i c.
A przecież miałem tłumić w sobie cierpienie..._____________________________
Ohāyo!
Wiecie co? Aż tak nawet mi się trochę przykro zrobiło 😂👌🏻.
Ten rozdział nie miał być taki jaki jest, po prostu nagle gdzieś przy 762 słowie wpadłam na ten jakże zajebisty pomysł.
A rozdział jest dla mojego śledzia i stalkera Lamoleusz i Purple_Rosie ❤️😂
Ja umieram, niech mnie ktoś kurwa zastrzeli, kocham was normalnie:I muszę wam tam podziękować:
I tu przez przypadek zamazałam jeden komentarz, sorki, ale i tak bardzo dziękuje. ❤️
Do następnego!
~Merka 🖤
CZYTASZ
✧ No more magic ✧ ~ svtfoe [zakończone]
FanficStar nigdy nie zauważała Marca, pomimo tego, że chodziła z nim od przedszkola do szkoły podstawowej, teraz do gimnazjum, a w bliskiej przyszłości do liceum. Poznają się w bardzo dziwnej i, dla niektórych śmiesznej sytuacji. Ich relacje zaczęły się...