✧ Chapter 9 ✧

187 19 19
                                    

Wszystko było kłamstwem.
•Star•
Marco nie wrócił na noc do domu, ale jego rodzice wcale nie wyglądali na zbytnio zaniepokojonych.
Zeszłam, więc do salonu myśląc, że wiedzą o co chodzi.
- Przeprszam. - zagaiłam cicho.
- Star! - na twarzy pani Diaz zagościł słaby uśmiech. - Co chcesz, kochanie?
Teraz dopiero zobaczyłam, że ojciec Marca jest wściekły. Nie chciałam go bardziej denerwować. Angie najwidoczniej zobaczyła zakłopotanie ma mojej twarzy i poszła ze mną do kuchni.
- Chcesz wiedzieć co dzieje się z Marciem, prawda? - spytała unosząc brwi.
- T-tak. - odparłam opierając się o blat.
- Wiesz on... - zawahała się. - ...on chyba, chyba sam ci o tym powie. - zachichotała nerwowo.
- Ou...tak, napewno... - spuściłam wzrok.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się, uderzając o ścianę obok nich. Ojciec Marca zerwał się z fotela i szybko do nas przybiegł.
Pani Diaz machnęła ręką w stronę schodów. Wiedziałam co chciała, abym zrobiła, więc szybko pobiegłam w ich stronę i schowałam się za poręczą.
- Jak ty wyglądasz?! - krzyknął ojciec Marca, kiedy ten przekroczył próg drzwi.
Brunet nie odpowiedział, tylko ruszył przed siebie.
- Nie wróciłeś do Nich prawda?! - kontynuował.
- Wróciłem...i co? - odparł Marco, od niechcenia.
- Chcesz zniszczyć sobie życie?! - krzyk ojca Marca odbił się echem od ścian domu.
- Ja już jestem z n i s z c z o n y. - odparł brunet z kpiną.
"Co mu się stało? I kim do cholery są ci "Oni"?"
Twarz pana Diaza poczerwieniała. Rzucił się na drzwi i szybko wyszedł.
- Rafael! - krzyknęła za nim pani Diaz, ale było już za późno.
Za oknem usłyszeliśmy tylko dźwięk zapalonego silnika w samochodzie. Nagle po domu rozległ się odgłos płaczu dziecka. Pani Diaz od razu pobiegła do pokoju Juniora i zaczęła go uspokajać.
A ja cały czas miałam mocno zaciśnięte dłonie na poręczy i rozchylone, z niedowierzania, usta.
Nagle Marco przeszedł obok mnie. Zakrztusiłam się, gdy tylko poczułam, jak jedzie papierosami.
Gdy zaczął otwierać drzwi swojego pokoju, ocknęłam się i szybko złapałam go za nadgarstek.
- Puść mnie. - rzucił ostro.
- Nie. Najpierw mnie wysłuchaj. - odparłam starając się zabrzmieć wrednie, ale zdradził mnie drżący głos.
- Może wcale nie chce cię słuchać. - odparł nadal stojąc do mnie tyłem.
Do moich oczu napłynęły łzy. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Brunet złapał za nadgarstek mojej ręki i zdjął ją ze swojego.
- Gdzie byłeś? - głos łamał mi się coraz bardziej.
- To już nie jest twoja sprawa. - odparł zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
Walnęłam w nie pięścią, po czym wróciłam do swojego pokoju. Opadłam na łóżko i przeniosłam wzrok na kalendarz. Ostatnio tyle się działo, że nie zauważyłam, jak mało czasu zostało do wakacji. Niecałe dwa tygodnie.
Czyli zaraz będę musiała starać się o miejsce w najlepszych liceach.

***

- Nie cieszysz się? Mamy weekend! - krzyknął triumfalnie Tom.
- Tak...tak, cieszę się...po prostu jestem trochę zmęczona. - odparłam puszczając jego dłoń.
Otworzyłam drzwi domu państwa Diaz - chociaż teraz chyba też mojego - nawet nie żegnając się z chłopakiem. Miałam go dziwnie dość. Wkurzał mnie każdym swoim słowem, choć tak naprawdę to nie wiem czemu.
- Dzień dobry! - krzyknęłam, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Weszłam do salonu i zobaczyłam matkę Marca ze łzami w oczach.
- Co się stało? - zrzuciłam plecak z ramion i usiadłam na kanapie obok kobiety.
- Rafael...on jeszcze nie wrócił do domu. - odparła.
Rzeczywiście nie widziałam samochodu na podjeździe.
- Oh...proszę się nie martwić, może...może został w jakimś hotelu, aby odpocząć? - próbowałam poprawić jej humor.
- T-tak, pewnie masz racje. - obrzuciła mnie słabym uśmiechem, po czym ruszyła do kuchni.
Zaniosłam plecak do swojego pokoju. Nie chciałam tu zostać, musiałam się przejść.
Włożyłam, więc słuchawki do uszu i wyszłam z domu. Wolnym krokiem skierowałam się w stronę centrum.

***

Nagle zobaczyłam Marca przedzierającego się przez budynki z grupą ludzi. Ze strachu aż podskoczyłam. Wiedziałam, że robię źle, ale i tak zaczęłam ich śledzić.
Minęło dobre pół godziny zanim dowiedziałam się gdzie idą. Weszłam za nimi do jakiegoś domu. Nikt mnie nie zauważył, bo każdy był już dość mocno wstawiony.
Przecisnęłam się między chwiejącymi się ludźmi, zakryłam twarz kapturem bluzy i ukryłam się za poręczą na drugim pietrze. Okazało się, że nie nadaje się ona tylko do podbierania na schodach.
Kiedy Marco został zauważony, w domu rozległy się krzyki i piski. Jakiś chłopak wręczył mu butelkę z wódką, po czym chwiejnym krokiem wrócił do kuchni.
Nagle straciłam bruneta z oczu. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu.
- Coś nie tak? - usłyszałam nieznany mi głos.
- Co? Nie, nie...ja po prostu musiałam trochę odpocząć od hałasu. - odparłam nerwowo chichocząc.
Właśnie wtedy zwróciłam uwagę na huczącą w głośnikach muzykę.
Rudowłosy chłopak jedynie skinął głową, położył mi puszkę z piwem obok nóg i odszedł.
To była tak naprawdę pierwsza impreza na jakiej w życiu byłam.
Marco z resztą i tak był już całkiem schlany, więc otworzyłam puszkę i wypiłam jej całą zawartość. Zakręciło mi się w głowie, ale udało mi się zejść na dół.
Marco i jakaś laska z niebieskimi włosami wkładali sobie języki do gardeł na środku salonu, przez co poczułam ukłucie w sercu.
Potrząsnęłam głową i ruszyłam dalej. Na stoliku stała kolejna, nieotwarta puszka, więc otworzyłam ją i - tym razem wolno - wypiłam jej zawartość.
Przeszłam obok tłumu ludzi i znów przyglądałam się Marcowi. Zgniótł w ręku puszkę po piwie i rzucił ją na podłogę.
Złapał w talii czerwonowłosą dziewczynę, po czym namiętnie ją pocałował.
Znów poczułam ukłucie w sercu i zaczęło kręcić mi się w głowie jeszcze bardziej.
Po chwili dziewczyna owinęła nogi wokół jego pleców, a ich pocałunki stawały się coraz to agresywniejsze.
Ludzie zaczęli drzeć japy i piszczeć z zachwytu. Marco w końcu oderwał się od czerwonowłosej i wypił kolejną, tym razem o połowę, mniejszą puszkę piwa.
Wiedziałam, że zaraz zacznie obmacywać się z jakąś kolejną dziewczyną, przez co zaczęłam się wycofywać. Ale nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam bruneta z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nie... - wyszeptałam.
Pociągnął mnie w swoją stronę. Stanęliśmy na samym środku salonu. Ośmieszyłabym się próbując wyrwać. A poza tym za dużo wypiłam, aby zrozumieć co się dzieje. Miałam tylko nadzieje, że oboje nie będziemy tego pamiętać.
Nagle brunet złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Byłam na siebie wściekła, ale kilka chwil później oddałam się tej chwili.
Owinęłam nogi wokół jego pleców, a on zjechał dłońmi na moje pośladki, abym nie spadła. Czas stanął w miejscu, gdy tylko zaczęliśmy wojnę na języki.
Minęło trochę czasu zanim oderwaliśmy się od siebie, czułam ciepło na ustach i wpatrywałam się w jego czerwone, opuchnięte wargi. Nie chciałam kończyć tej chwili.
Ale nagle nasze spojrzenia się skrzyżowały i oboje spoważnieliśmy, jakbyśmy momentalnie otrzeźwieli.
Znów stanęłam ziemi.
Muzyka ucichła.
Fala gorąca oblała moje policzki.
Zaczęłam uciekać.
Nadal kręciło mi się w głowie, ale nie miałam innego wyjścia.
Musiałam biec.

______________________________
Ohāyo!
Tak trochu namieszałam i muszę wam powiedzieć, że jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału. 😁
Możecie zgadywać w komentarzach, czy ten pocałunek poprawi, czy jeszcze bardziej zepsuje relacje Star i Marca 😏.
A tymczasem do następnego!

~Merka 🖤

✧ No more magic ✧ ~ svtfoe [zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz