✧ Chapter 11 ✧

170 18 26
                                    

•Marco•
*następnego dnia*
Spojrzałem w lustro i zmrużyłem oczy. Słońce odbiło się od szkła, przez co myślałem, że mogę zapomnieć o zdrowych rogówkach.
Podszedłem bliżej i przyjrzałem się swojemu odbiciu. Szara bluzka zakryta czarną, skórzaną kurtką, podarte jeansy i brudne, zniszczone trampki. Nie było tak źle. Pozostało jeszcze tylko zdecydować, czy pójść do szkoły i odwiedzić gabinet dyrektora conajmniej sześć razy, czy napaść na kogoś ze Zniszczonymi.
Pierwsza opcja była bardziej kusząca. Już widzę miny tych wszystkich frajerów.
Uśmiechnąłem się pod nosem i skierowałem się w stronę drzwi. Jednak uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy przypomniałem sobie o wczorajszym zdarzeniu. Muszę wyjść z tego zasranego pokoju i spojrzeć na Star jak na obcą osobę. To przecież jest proste. Przejdę obok obojętnie i zapomnę, że między nami coś było.
Nacisnąłem na klamkę i otworzyłem drzwi.
Oczywiście Star zrobiła to samo, bo nie mogło być inaczej!
Nasze spojrzenia się spotkały, a w jej oczach zabłysły łzy.
Ale teraz było już za późno. "Nie znasz nawet jej imienia. Nie znasz Jej", wmawiałem sobie.
Zszedłem do kuchni. Moja matka posłała mi smutne spojrzenie.
- Cześć, dzieciaki. - wydusiła podając nam talerze z kanapkami.
- Coś nie tak? - spytała blondynka.
- Nie, nie...wszystko dobrze, po prostu boli mnie...głowa. - odparła.
I tak zaczęły zamartwiać się o siebie nawzajem. Odłożyłem pusty talerz do zlewu i bez słowa wyszedłem z domu.
Droga do szkoły była całkiem spokojna, lecz kiedy wszedłem do budynku zrobiło się conajmniej dziwnie.
Wszyscy ucichli i utkwili we mnie wzrok. Nie powiem, ale niektórym przydałaby się umiejetność mówienia szeptem. Słyszałem wszystko co o mnie mówią. I pomimo to czułem się z tym świetnie. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w stronę sali matematycznej - nie to żebym szedł na lekcje, czy coś, ale tam właśnie było najwiecej uczniów. Chciałem usłyszeć ich rozmowy na temat tego, czy ktoś w mojej rodzinie nie umarł, że tak się zmieniłem. Tyle, że ja się nie zmieniłem.
Ja po prostu przestałem okłamywać siebie i innych.

•Star•
Od rana do moich oczu nie przestają cisnąć się łzy. Tom musiał to zauważyć, bo czule objął mnie ramieniem.
- Coś nie tak? - spytał, a mi zrobiło się głupio.
Byłam w stosunku do niego taka wredna i obojętna, a on i tak się nie poddał.
Jakby rozumiał, że dzieje się coś złego i muszę pobyć sama ze sobą.
- Tak. - rzuciłam. - Ale nie mam ochoty o tym gadać. - posłałam mu smutne spojrzenie i wyślizgnęłam spod jego ramienia.
Prawda jednak była taka, że do niego nie czułam już nic. Chciałam, aby to się zmieniło, ale uczucia to rzecz, nad którą nie jesteśmy w stanie zapanować.
Podeszłam pod sale matematyczną i wbiłam wzrok w ścianę naprzeciwko.
Nie mogłam zapomnieć o Marcu, chociaż teraz  nie powinnam nawet pamiętać jego imienia. Chciałam wykrzyczeć mu, że to niemożliwe tak po prostu zapomnieć, ale wiedziałam jedno - to był już koniec. Nie znaliśmy się. Nic między nami nie ma i nigdy było. I nic nie dało się z tym zrobić.
- Star? - ktoś przerwał mi rozmyślanie.
- Oscar? Czego chcesz? - spytałam z wściekłością. 
- Tylko spokojnie, okej? Chciałem spytać, czy wiesz co się stało z tym frajerem - Marciem...bo chyba tak ma na imię, co nie? - powiedział lekko zakłopotany.
Ledwo wydusiłam z siebie to zdanie:
- Nie wiem o kim mówisz. - zdobyłam się na obojętną i poważną minę.
- No halo! Twój przyjaciel, mieszkasz z nim, były Jackie! - zaśmiał się.
Wstałam i mocno go popchnęłam. Nie wiedziałam, że ten temat będzie drażnił mnie aż tak bardzo.
- Nie wiem o kim mówisz, więc zejdź mi z oczu! - krzyknęłam.
Rozchylił wargi, aby coś powiedzieć, ale rzuciłam mu jeszcze wścieklejsze spojrzenie. Najdziwniejsze jest to, że zadziałało, bo zniknął gdzieś w tłumie.
Wzdrygnęłam się słysząc dzwonek. Zarzuciłam plecak na ramie i niechętnie weszłam do sali, przeklinając pod nosem matematykę.

***

Wróciłam do domu, ale zastałam tam jedynie panią Diaz. Samochodu na podjeździe też nie widziałam. Atmosfera w tym miejscu stawała się coraz bardziej uciążliwa z dnia na dzień.
Przywitałam się JEGO matką i - pod pretekstem bólu głowy - poszłam do swojego pokoju. Nie miałam siły na rozmowy.
Rodzice zaczęli do mnie wydzwaniać, ale ignorowałam to. Przecież jako usprawiedliwienie mogłam podać wypad ze znajomymi, albo korepetycje.
Tyle, że ja nie mam znajomych.
Ale przecież to kłamstwo, a jego magią jest to, że tylko ja wiem, że nie jest prawdą.
A co do tego, że nie mam znajomych to rzeczywiście tak jest. Jedyną osobą, z którą utrzymuje kontakt - patrząc na to, że nie znam
j u ż Marca - jest Tom. Janna przestała się do mnie odzywać, co zaczęło mnie martwić.
Postanowiłam, więc, że odwiedzę ją w weekend. Westchnęłam ciężko i potrząsnęłam głową, aby nie myśleć o tym dłużej.
Zgarnęłam piżamę z łóżka i ruszyłam do łazienki. Puściłam wodę w prysznicu, aby trochę się ogrzała zanim do niego wejdę.
Zrzuciłam z siebie ubrania i zmyłam makijaż.
Skrzywiłam się patrząc na swoje odbicie. Te znamiona w końcu mnie dobiją. Wyglądam, jakby ktoś strzelił we mnie czterysta dwa razy z automatu na piłki do tenisa.
Gdybym tylko mogła się ich jakoś pozbyć...
Posłałam smutne spojrzenie swojemu odbiciu, po czym weszłam pod prysznic. Jęknęłam z bólu. Woda była potwornie gorąca, ale po paru sekundach zaczęło mnie to uspokajać. Zwariowałam.
Gorące, jak wrzątek krople spływały po moim ciele, a ja skupiałam się tylko na tym, aby powstrzymać ból. Dzięki temu nie myślałam o problemach.
Niestety nie trwało to długo, bo moja skóra zaczęła robić się czerwona, a w niektórych miejscach dostrzegłam strumyczki krwi.
Ochłodziłam, więc trochę wodę i szybko umyłam włosy oraz ciało. Przebrałam się w piżamę i wróciłam do pokoju.
Ledwo się ruszałam, ale chociaż na chwile zapomniałam o swoim nędznym życiu. Wyciągnęłam książki z plecaka i zaczęłam odrabiać prace domową.
Nie potrwało to długo, bo nagle po domu rozległ się pełen bólu krzyk. Rzuciłam się na drzwi i, po krótkiej szarpaninie z klamką, otworzyłam je. ON zrobił to samo, bo stanęliśmy naprzeciwko siebie z równie przerażonymi minami. Zbiegliśmy na dół.
Pani Diaz klęczała, zrozpaczona na kolanach przed, jakimś facetem w czarnym garniturze.
- Bardzo nam przykro. - rzucił bez uczuć, po czym wyszedł.
ON zbiegł na dół, a ja nie potrafiłam ruszyć się z miejsca.
- Mamo? Hej? Co się dzieje? Kim był ten facet? - brunet zaczął ją wypytywać.
- Ja... On... Rafael... Ten... - jąkała się.
- Spokojnie. - złapał ją za ramiona. - Uspokój się i powiedz, co się stało.
- Nie ja...ja nie mogę... Nie mogę w to uwierzyć... - wstała i z oczyma pełnymi łez wpatrywała się w syna.
- W co nie możesz uwierzyć? Błagam, powiedz w końcu co się dzieje! - brązowooki był coraz bardziej przerażony.
- Oni żartowali. Napewno żartowali. To nie może być prawda. Twój ojciec żyje. Napewno nie zginął. - moje serce przestało pompować krew.
- Nie... - wyszeptałam.
- Co?! - wykrzyczał brunet.
Ale nie uzyskał odpowiedzi. Pani Diaz była jak opętana. Poszła do sypialni mrucząc pod nosem teksty typu: "Nie, to jest jakiś żart", "To nie może być prawda".
Nagle chłopak przeszedł obok, trącając mnie ramieniem, przez co się ocknęłam.
Również wróciłam do pokoju i usiadłam przy biurku. Wyjęłam karteczki, a na jednej z nich napisałam:
Tak mi przykro...
Wyszłam z pokoju i wsunęłam kartkę pod drzwi bruneta. Westchnęłam ze łzami w oczach. Też chciałam, aby to był żart.
Wróciłam do mojego pokoju i chciałam rzucić się na łóżko, ale usłyszałam szmery dobiegające z końca pokoju.
Spod drzwi wystawała ta sama kartka, którą dałam JEMU. Jedna rzecz się zmieniła. Pod tym co napisałam znajdowało się jeszcze jedno zdanie:
Miałaś zapomnieć.
Wzięłam długopis i "odpisałam":
Nigdy nie zapomnę.
Ręce trzęsły mi się coraz bardziej, przez co, zdanie, które napisałam wyglądało, jakby pisał je pięciolatek.
Wsunęłam kartkę pod jego drzwi, po czym wróciłam do swojego pokoju i czekałam na odpowiedź.
Nie trwało to długo, bo po chwili czytałam już to, co napisał:
Ale musisz udawać, że zapomniałaś. Nie znamy się. To już koniec. Taka była umowa.
Wybuchłam głośnym płaczem.

_______________________________
Ohāyo! 🐟
Błagam poprawcie aktywność, bo tracę motywacje do pisania.
Jeżeli odzyskam wenę i właśnie motywację to rozdziały z moich obu książek pojawią się niedługo.
Do następnego.
🐳

~Merka 🖤

✧ No more magic ✧ ~ svtfoe [zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz