•Camille's POV•
To było pewne, że nasz wyjazd odbije się echem po Seattle, ale ani przez chwilę nie pomyślałam, iż media będą żywiły się tym tematem przez miesiąc. Codziennie pojawiały się nowe artykuły w gazetach oraz na portalach społecznościowych, gdzie kwestionowano moją heteroseksualność. Bree już dawno określiła się jako osoba biseksualna, dlatego więc głównym smakiem tamtego miesiąca, byłam właśnie ja. Nawet w maju dziennikarze dobijali się do mojej mailowej skrzynki, proponując liczne wywiady. Odprawiałam ich jednak z kwitkiem, mając nadzieje na to, że sprawa sama ucichnie. Nie chciałam niczego potwierdzać, skoro sama nie do końca wiedziałam, czy te drobne eksperymenty miały prawo mieć zastosowanie w mojej przyszłości.
Całkowicie inną sprawą było to, co działo się w domu. Chloe Martinez bywała naszym codziennym gościem, wpraszając się już od samego rana z kawą i swoim sztucznym uśmiechem, który mój ojciec kupował w ciemno. Ja i Bree byłyśmy cholernie zniesmaczone, ponieważ z każdą chwilą na nowo widziałyśmy, jak zacierała ręce, z których ślepo jadł Szary. Okej, na początku wydawała się miła: przez pierwsze kilka tygodni próbowała złapać kontakt ze mną oraz Sebastianem, jednak całkowicie przegięła, mówiąc mojemu ojcu co mogliśmy, a czego nie. Unikałam wchodzenia z nią w konflikty, jednak Sebastian nie wyrabiał jej rządzenia. Po którymś z rzędu szlabanie na granie na gitarze, nieźle się wkurzył. Pokłócili się, co mnie wcale nie dziwiło, ponieważ zabraniała mu rozwijania swojej pasji. Od tamtej pory w ogóle się do siebie nie odzywali.
On i jego przyjaciele spotkali się kilka tygodni wcześniej, żeby spędzić ze sobą czas. Zdecydowali, że śmierć jednego z członków ich paczki nie powinna zaprzepaszczać tego, co przez lata sprawiało im niesamowitą frajdę. Dlatego też zaplanowali wielki powrót do muzyki. Od tamtego dnia codziennie spotykali się w najróżniejszych miejscach, tworząc teksty oraz nuty do kolejnych piosenek. Czasami towarzyszyłyśmy im z Bree, gdy wpadali do nas. Siedzieliśmy całą paczką, najczęściej wygłupiając się i fałszując, podczas gdy chłopcy bardzo ślimaczym tempem starali się wdrążyć jakikolwiek progres w ich twórczość. To dzięki jednym z takich spotkań postanowiłam na własną rękę rozwijać się muzycznie. Stwierdziłam, że nikt nie spełni moich marzeń oraz ambicji. Dlatego też zapisałam się na lekcje gry na pianinie, których udzielała jedna z moich nauczycielek w liceum. Oprócz tego Philip - jeden z przyjaciół Sebastiana oraz członek kapeli - poświęcał mi pół godziny po każdym takim spotkaniu, będąc sędziom moich postępów. Jego adopcyjna mama była dosyć znaną pianistką i za życia uczyła go wielu kawałków, co postanowił pokazać również mi.
Jeden z takich razów miał swojego pobocznego słuchacza, na którego jednak nie zwracałam uwagi aż do samego wyjścia Phila.
- Poddaje się, mam dość - jęknęłam, opierając łokcie na klawiszach. Po salonie poniósł się dość nieprzyjemny dźwięk, który całkowicie zignorowałam.
- Hej, nie rób tak. Wiesz, jakie to pianino było drogie? - mruknął, dotykając je opuszkami palców, aby zdusić hałas.
- Nie - odparłam. - A ty wiesz? - Zaśmiałam się, gdy udzielił mi twierdzącej odpowiedzi. Nie drążył jednak tego tematu, nakazując:
- Spróbuj jeszcze raz. Prawie masz to opanowane, mylisz tylko ostatnie dwie nuty.
Postanowiłam się z nim nie kłócić, powtarzając wykuty fragment. Znowu poległam, jednak zamiast narzekać, uparcie kontynuowałam grę, ostatecznie poprawnie kończąc wyuczony fragment.
- Udało się!
- Tak, udało! - odparł, bardziej z rozbawieniem moją reakcją, niż podzielając entuzjazm. - Teraz powtórz ten sukces pięć razy i możemy kończyć.
YOU ARE READING
One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3
FanfictionUWAGA! Opowiadanie posiada niezliczoną ilość scen erotycznych oraz porusza temat związków kazirodczych. Czytasz na własną odpowiedzialność! Wszyscy wiedzą kim są Grey'owie. Po wielu wzlotach i upadkach w życiu Camille nareszcie wszystko zaczęło się...