●Camille's POV●
- Nie wierzę - syknęłam, momentalnie patrząc na blondyna z nienawiścią.
- Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale taka jest prawda. Osiemnaście lat temu miałem romans z twoją matką... - rozpoczął, co od razu przerwałam, niemalże warcząc:
- Przestań. Nie chcę tego słuchać.
I wtedy powiedział coś, dzięki czemu od samego początku go znienawidziłam:
- Posłuchaj... Jeśli chodzi ci o pieniądze... Może nie posiadam miliardów, ale...
- Przepraszam? - spytałam z niedowierzaniem, gwałtownie wstając.
- Nie ważne co Pan insynuuje uważam, że nie na miejscu jest rzucanie tak obraźliwych słów. Nie w moim domu, oraz nie w kierunku MOJEJ córki - warknął Szary, również wstając z dotychczas zajmowanej kanapy.
- Okej to nie zabrzmiało najlepiej - zauważył blondyn, również wstając.
- Owszem, nie zabrzmiało - dodałam, obejmując ramiona dłońmi.
- Chyba możemy przełożyć tą rozmowę na inny termin - dodał, patrząc na mnie z czymś w rodzaju pretensji.
- Najlepiej na nigdy - warknęłam, co o dziwo skomentował mój rodziciel, mówiąc:
- Cami wystarczy.
Westchnęłam, przeczesując z frustracją włosy, dodając po chwili najspokojniejszym tonem na jaki było mnie wtedy stać:
- Nie ważne czy to co Pan mówi jest prawdą, ponieważ nadal nie ulega wątpliwości, że to właśnie ten mężczyzna - tu wskazałam na Szarego - wychowywał mnie przez te wszystkie lata. To on mnie kochał, zmieniał mi pieluchy, był ze mną, znosił wszystkie kaprysy, nie Pan. W tej chwili ani odrobinę nie obchodzi mnie to, czy w Pańskich słowach jest chociażby ziarno prawdy. Może Pan być sobie kimkolwiek chce, jednak nie zmienia to faktu, że nie chcę Pana w swoim życiu, nawet jeśli jest Pan tym za kogo się podaje. Chyba wyraziłam się jasno. Żegnam - skwitowałam, ruszając w stronę schodów. O dziwo pokonanie wszystkich stopni dzielących parter oraz pierwsze piętro zajęło mi rekordowy czas, czyli zaledwie kilka sekund.
Będąc już na piętrze zapukałam do drzwi sypialni jedynej osoby z którą chciałam wtedy porozmawiać.
- Hej... Wszystko gra?- spytał czarnowłosy, wpuszczając mnie do środka. Od razu usiadłam na krańcu jego łóżka, ponownie przeczesując włosy.
- Na dole jest koleś, który twierdzi, że jest moim ojcem - wyjawiłam. Chłopak ze zdziwieniem uchylił usta, siadając obok mnie. Przekręciłam się, kładąc mu głowę na kolanach, na co ten od raz zaczął wodzić dłonią po moich włosach.
- Czy to jest w ogóle możliwe? - spytał nastolatek, przerywając uciążliwą ciszę.
- Nie. Nie wiem - wzruszyłam ramionami, uważając na to, aby go nie uderzyć. - Twierdził, że miał romans z moją matką.
- Co się z nią stało? Wspominałaś o niej w Hiszpanii, ale tylko po krótce - zauważył, na co głośno westchnęłam.
- Tak szczerze to większości tego co o niej wiem dowiedziałam się w zeszłym roku. Tata mówił, że poznali się gdy poszukiwała pracy. Zatrudnił ją w Grey House, potem tak jakoś wyszło, że dowiedział się o tym, iż została zgwałcona. Podobno widział w niej coś więcej i pożądanie zrobiło swoje, więc zaproponował jej układ, który pomógł jej zapomnieć. Dwa lata później zapomniała wziąć zastrzyku antykoncepcyjnego. Wpadła. Ze mną. Od samego początku mnie nienawidziła i chciała mnie zabić, ponieważ po gwałcie sprzed laty uważała, że byłam nieczysta. Próbowała namówić tatę na aborcje, ale jej się to nie udało. Po porodzie podobno w ogóle nie odczuwała instynktu macierzyńskiego. Wiedząc, że tata zaczął mnie kochać nie wytrzymała. Odeszła. Kilka miesięcy po tym jak dowiedziałam się prawdy na jej temat przyłapałam tatę jak pieprzył się z moją byłą już przyjaciółką i Eleną - kontynuowałam, posyłając mu słaby uśmiech, aby w jakiś sposób powstrzymać szok malujący się na twarzy nastolatka. - Pokłóciliśmy się, wyszłam z Escali i zostałam porwana. Zgadnij kto był sprawcą? - spytałam sarkastycznie, nie oczekując odpowiedzi.
- Właśnie. Ominę opis tego jak znęcała się nade mną fizycznie, psychicznie oraz seksualnie. W każdym razie po jakimś tygodniu tata był w jednym z domków letniskowych Eleny, w którym byłam przetrzymywana, o czym ona sama najwyraźniej nie miała pojęcia. Zadzwonił po pomoc, czyli Taylora oraz mojego byłego chłopaka, po czym mnie ocalił. Byłam bezpieczna, a ta szmata trafiła za kratki. Koniec historii - zakończyłam, o dziwo nie czując zupełnie nic po wypowiedzeniu tych wszystkich słów.
- Wow... To było... Nie mam słów - oznajmił, drapiąc się po głowie.
- Pojebane, nie? Nadal dziwię się jakim cudem jeszcze żyje. W każdym razie... Idę się wykąpać - powiedziałam, wstając z kolan nastolatka. - A ty, mój nieodpowiedzialny bracie, powinieneś nakarmić swojego biednego psa. I wykąpać. W końcu jest czwartek. A on śmierdzi - zauważyłam z uśmiechem, wychodząc z pomieszczenia.
Zaledwie po kilku sekundach znalazłam się w mojej sypialni, gdzie o dziwo na łóżku wariował mały pomsky. Jeszcze przez kilka sekund skakał oraz gryzł moje poduszki, aż do chwili gdy wysilił swój mały móżdżek uświadamiając, że nie był już sam. Nie powiem słodko wyglądał skacząc w wirującym dookoła pierzu, jednak nie ulegało wątpliwości, że to był mój pokój. Który właśnie został zdemolowany.
- Mam ochotę skręcić ci kark - zauważyłam, na co szczeniak zabawnie wykrzywił pyszczek, patrząc na mnie z boku.
- Wyjdź. Teraz. - warknęłam, udając złość, aby jakoś na nim zadziałać. O dziwo pies mnie posłuchał, zeskakując z łóżka. Jeszcze przez kilka sekund cicho skomlał, a potem ruszył z podkulonym ogonem w stronę schodów. Głośno westchnęłam, zrzucając z pobojowiska resztę ocalałych poduszek. A miałam taki porządek!
- Felix! - jęknęłam, orientując się jak wielkie spowodował szkody.
- Wow. Co się tu stało? - spytał Szary kilkanaście sekund później, opierając się bokiem o framugę drzwi, podczas gdy ja z jękiem usiadłam na krańcu łóżka, zupełnie się poddając.
- Felix się stał - warknęłam przez zaciśnięte zęby, spuszczając głowę między kolana.
- Ktoś tu chyba ma okres - zauważył mężczyzna, mimowolnie wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Jeszcze nie - skwitowałam najłagodniejszym tonem na jaki było mnie wtedy stać. - Przy okazji jeśli masz zamiar na mnie nakrzyczeć za akcje z dołu to się pośpiesz i wyjdź bo chciałam się wykąpać... A w każdym razie taki miałam zamiar dopóki nie zobaczyłam tego małego pchlarza, który zdemolował mi łóżko - zauważyłam, ściągając poszarpane prześcieradło.
- Chciałem powiedzieć, że dobrze zrobiłaś. I zapytać, jak się trzymasz - oznajmił, zbierając poduszki z podłogi po tym jak pozbyłam się z łóżka resztek pierza.
- Jakoś - przyznałam. - Nikt nie powiedział przecież, że będzie łatwo. Z resztą... Nie wierze mu - oznajmiłam najspokojniej w świecie, kładąc poszarpane poszewki na fotel.
- Ale masz wątpliwości, prawda? - podjął, od razu je zabierając.
- Tak jakby - przyznałam ze skruchą. - Nie ważne - dodałam, kręcąc głową. - Przecież nic nie może, prawda? Właśnie.
Mężczyzna dzięki Bogu nie poruszał już tematu, oznajmiając:
- Przyniosę ci kilka poduszek z salonu... I prześcieradło. Rozluźnij się trochę - polecił, podchodząc do mnie, żeby po chwili pocałować w czoło. Ponownie z moich ust wydobyło się westchnienie, które całe szczęście zostało przez niego całkowicie zignorowane.
Gdy wreszcie wyszedł zamknęłam drzwi po czym ruszyłam w stronę łazienki.
YOU ARE READING
One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3
FanfictionUWAGA! Opowiadanie posiada niezliczoną ilość scen erotycznych oraz porusza temat związków kazirodczych. Czytasz na własną odpowiedzialność! Wszyscy wiedzą kim są Grey'owie. Po wielu wzlotach i upadkach w życiu Camille nareszcie wszystko zaczęło się...