39.

362 23 7
                                    

•Camille's POV•

Sobotni poranek powitał mnie cudownym zapachem jajecznicy i tostów. Jeszcze przez chwilę leniuchowałam w łóżku, jednak burczenie w brzuchu było ostatecznym argumentem do wstania. Nie przebierałam się, bowiem nie zabrałam z domu żadnych ciuchów na zmianę. Prawdę mówiąc z chęcią cofnęłabym się w czasie, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i opuściła dom, aby nigdy nie musieć skonfrontować mojego ojca. Życie nie było jednak takie łatwe, a Szary należał do osób wytrwałych i upartych. Nie puściłby mi płazem kolejnej ucieczki.

Chyba.

Zbiegłam ze schodów, dla bezpieczeństwa mając dłoń w zasięgu barierki. Zawsze mogłam się potknąć, a nie chciałam zaliczyć kolejnego groźnego dosyć wypadku po wczorajszej akcji.

Pustym salonem przeszłam do kuchni, gdzie babcia Grace kończyła właśnie smażyć boczek, a Bree siedziała na blacie, przeglądając coś na swoim telefonie.

- Dzień dobry - powiedziałam niepewnie. Nie chciałam kolejnej awantury z babcią, chociaż po wczorajszej rozmowie miałam nadzieje, że wreszcie sobie odpuści. O dziwo jednak kobieta obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, bombardując mnóstwem pytań na temat samopoczucia. Zmarszczyłam brwi w stronę kuzynki, mimo wszystko ulegając jej namowom i zajmując miejsce przy stole pełnym najróżniejszych napoi i wszystkimi przysmakami, jakich mogła dusza zapragnąć.

Po wymiotach, które opróżniły mój organizm z jakichkolwiek płynów, musiałam je uzupełnić, a poza tym nadal byłam tak po prostu głodna, więc od razu zabrałam się za jedzenie, nie myśląc nawet o tym, aby kulturalnie spytać o pozwolenie.

- Jejku, jakie to dobre - mruknęłam z pełną buzią, ocierając brudne w dżemie palce o chusteczkę. - Zabierzcie ode mnie te przysmaki, bo przysięgam, że wciągnę wszystko.

- Śmiało, kochanie - ponagliła kobieta, podchodząc do mnie, aby następnie położyć dłoń na ramieniu. - W końcu teraz jesz za dwóch.

Zatrzymałam widelec w połowie drogi do ust, tracąc nagle całą ochotę na jakikolwiek posiłek. Przeniosłam wzrok na moją kuzynkę, która się skuliła, nieudolnie przede mną ukrywając na widoku.

- Powiedziałaś jej? - spytałam pretensjonalnie. Całkiem przypadkowo uderzyłam widelcem w talerz, przez co po pomieszczeniu poniósł się chwilowy nieprzyjemny dźwięk.

- Sama się dowiedziałam - odparła babcia, wzdychając po chwili cicho. Podeszła do wolnego miejsca najbliżej mnie, a potem je zajęła, dodając:

- Zadzwoniłam w środku nocy do szpitala, bo spokoju nie dawał mi twój stan zdrowia. Tam mi powiedzieli, że...

- Babciu... - wtrąciłam. Nie wiedziałam czemu, ale nie byłam gotowa na usłyszenie tych słów ani samodzielne wypowiedzenie ich na głos.

- Czemu nie mówiłaś na ten temat ani słowa? I czemu, do jasnej... - zamilkła, zduszając przekleństwo. - Czemu nie zostałaś w szpitalu?

- Chloe była zła za to, że przyjechałam spóźniona - wyjawiłam, bawiąc się widelcem. - Wiesz jak by zareagowała, gdybym powiedziała jej, iż w ogóle się nie zjawię? Już wtedy myślała, że chcę tylko zwrócić na siebie uwagę wypadkiem. Jaka byłaby jej reakcja, gdybym na imprezie zaczęła rozpowiadać, co tak naprawdę powiedział mi lekarz? Odpowiem ci: zła. A złe reakcje i kłótnie to coś, czego muszę teraz unikać, więc proszę zmieńmy temat - nalegałam, patrząc jej w oczy z czymś w rodzaju determinacji.

- Ten raz jest inny - poinformowałam, jak na potwierdzenie wypowiedzianych słów wbijając maltretowany przez siebie widelec w połowę truskawki. - Teraz się nie poddam.

One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3Where stories live. Discover now