●Camille's POV●
Następnego dnia obudziłam się, czując lizanie po twarzy. Mimo porannego zaspania wiedziałam który pchlarz był tego sprawcą. Nie zwracając uwagi na nic innego mruknęłam pod nosem, spychając szczeniaka ze swojego dekoltu, który ze skowytem spadł z łóżka.
- Spadaj, Felix - mruknęłam, przecierając zaspane powieki. O dziwo ten tak po prostu zaczął na mnie szczekać, wypychając przednie łapy do góry, podczas gdy te tylnie leżały na dywanie.
- Zamknij się, no już - dodałam, rzucając w niego poduszką. Jak mogłam się spodziewać - czego nawiasem mówiąc nie zrobiłam - jedna z moich ostatnich ocalałych poduszek skończyła dokładnie w takim samym stanie jak tamte poległe zeszłego wieczora. Mimo złości jaka we mnie wstąpiła postanowiłam w miarę możliwości zachować spokój, nie chcąc psuć sobie pierwszego dnia w nowej szkole takimi głupotami. Ignorując więc plączącego się pod moimi nogami pomsky'ego ruszyłam w stronę garderoby, poszukując odpowiednich ciuchów. Czego do życia definitywnie potrzebują rozpieszczone córki multimiliarderów? Tak. Własnej dwudrzwiowej garderoby. W sumie tata również posiadał swoją jeszcze za czasów gdy mieszkaliśmy w Escali, jednak ja sama uważałam, że nie było mi to do niczego potrzebne. Nawet nie umiem sobie wyobrazić w jak ogromnym błędzie byłam!
Po jakichś piętnastu minutach dokończyłam układanie włosów po czym spryskałam się ulubionymi perfumami i wyszłam z sypialni, starając się zignorować bałagan spowodowany przez zwierzę, które właśnie ucinało sobie drzemkę pośród białych piór. Chwyciłam torbę leżącą dotychczas na moim biurku i zbiegłam ze schodów, przeskakując co dwa stopnie.
- Gotowa na pierwszy dzień w nowej szkole? - spytał mój rodziciel, wyrażając o wiele większe podekscytowanie niż ja, po tym jak mnie zauważył.
- Yeeey ale będzie super - zakpiłam, wywracając oczyma. Uh serio powinnam zajrzeć do kalendarza.
- Co się z tobą dzieje dziewczyno? Więcej entuzjazmu! - powiedział, wymachując dłońmi.
- Yeeey ale będzie zajebiście - mruknęłam, nalewając sobie do szklanki sok pomarańczowy. Przeszłam obok Szarego ruszając w stronę stołu, przy którym po chwili usiadłam oczekując pierwszej porcji jajecznicy.
- Przy odrobinie szczęścia uda mi się zaliczyć dziś numerek - myślałam na głos wiedząc, że mimo skupienia na gotowaniu uważnie mnie słuchał. - Mam ochotę na numerek - przyznałam, jęcząc z frustracji.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet przed okresem - przyznał mężczyzna, kręcąc głową z politowaniem. Momentalnie jednak znalazł się przy mnie, nadal trzymając w lewej dłoni gorącą patelnię.
- Całe szczęście jest tylko jedna - dodał Sebastian, zbiegając żwawym krokiem ze schodów. - Wyobraź sobie mieć takie dwie pod jednym dachem - powiedział, udając drżenie odrazy i strachu.
- Ha. Ha. Zabawne - mruknęłam, wbijając widelec w jajecznicę, po tym jak Szary wrócił na swoje stanowisko w kuchni.
- Serio. Jak będzie upierdliwa to się wyprowadzam - oznajmił nastolatek całkowicie poważnym tonem. - Ile trwa okres? Tydzień? Miesiąc? Chyba miesiąc, nie? - rzucił w stronę naszego ojca, na co automatycznie przybiłam sobie piątkę w sam środek czoła.
- Zabiłabym się, gdybym miała cierpieć tyle czasu - przyznałam otwarcie, na co od razu zostałam spiorunowana wzrokiem przez Szarego. Ups. Zły żart.
- Pozostawię to bez komentarza - skwitował, patrząc mi w oczy z taką intensywnością, że jako pierwsza musiałam odwrócić wzrok.
- Skoro już tu jesteś... - zwróciłam się do Sebastiana, który zajął miejsce naprzeciw mnie po położeniu na stole swojego talerza z posiłkiem. - Wisisz mi prześcieradło i sześć poduszek - oznajmiłam. Jak na zawołanie po podłodze zaczął panoszyć się szczeniak, jak zwykle drapiąc pazurkami drewniane panele. Nie to żeby coś, ale ja po zaledwie pięciu minutach drzemki z pewnością nie posiadałabym takiej energii. Ale w końcu to pies, no i szczeniak.
- Czegokolwiek sobie życzysz - skwitował, udając niewiniątko. - W jednorożce czy serduszka? - spytał, nie usiłując powstrzymać uśmiechu który rozkwitł na jego ustach.
- Jednorożce będą w porządku - stwierdziłam, zbierając resztki posiłku palcami po kolejnej nieudanej próbie nabicia go na widelec. Nie umknęło to jednak uwadze mojego ojca, który pociągnął łyk świeżo zaparzonej kawy, po czym odstawił kubek na blat, karcąc:
- Camille na litość boską!
- Co? Przecież nie beknęłam, ani nic - stwierdziłam, wyrzucając dłonie w geście obronnym. Pociągnęłam łyk soku całkowicie ignorując fakt, że zostawiłam odciski brudnych palców na naczyniu. Zakrztusiłam się napojem gdy mój młodszy brat wykonał zaprzeczaną przeze mnie czynność, nieudolnie usiłując zatkać sobie usta dłonią. Przez dobre kilka sekund po tym tak po prostu się śmiałam, czując napływające do oczu łzy rozbawienia.
- Mówiłam ci już jak bardzo cię uwielbiam? - spytałam, zwijając się przy stole ze śmiechu.
Pół godziny później pędziliśmy ulubionym audi taty po ruchliwych ulicach Seattle w stronę budynku mojej nowej szkoły. Sebastian opuścił nas przed kilkoma minutami, przygotowując się psychicznie do lekcji w mojej starej szkole.
- Miłego dnia - powiedział rodziciel po zatrzymaniu auta pod bramą. Było to oczywiście najlepsze oraz - z tego co mówiły strony internetowe oraz fora - najbezpieczniejsze prywatne liceum w całym Seattle. Nie musiałam więc wspominać, że oboje mieliśmy to na uwadze przy wyborze jako najważniejszy punkt. Jak mogłam się spodziewać czesne było dość... ogromne jak na zarobki statystycznego mieszkańca. Szczęściem dla mnie było jednak to, że mój ojciec nie był statystycznym mieszkańcem, więc ta suma w jego mniemaniu była wręcz śmieszna - do czego sam się przyznał w dzień składania ze mną podania.
- Wzajemnie - odparłam, unosząc lekko kąciki ust gdy przed otworzeniem drzwi auta Szary pocałował mnie w policzek. Po opuszczeniu pojazdu poprawiłam spódnicę i ruszyłam przed siebie nie za bardzo wiedząc czego mogłam oczekiwać. Byłam tak zamyślona, że nawet nie zwróciłam uwagi na postać, która we mnie uderzyła.
- Ał - mruknęłam, pocierając dłonią bolące czoło.
- Przepraszam - powiedział przerażony brunet. - Cholera - zaklął, zbierając papiery które widocznie musiały wypaść po naszym zderzeniu.
- Nic się nie stało. Jestem Camille - oznajmiłam, klękając, aby pomóc chłopakowi.
- Wiem. To znaczy Nicolas... To znaczy hej. Um... - zaczął się jąkać, na co wybuchłam salwą śmiechu, sięgając po ostatnie kartki. - Znaczy... - westchnął, głośno oddychając. - Tak, wiem kim jesteś. Znaczy... Jesteś trzecią najbogatszą nastolatką świata. Każdy wie kim jesteś. Byłoby głupotą gdybym nie wiedział... Uh... Cholera zepsułem pierwsze wrażenie - jęknął, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Skrzywiłam się czując nową dawkę promieniującego z czoła bólu.
- Miło mi cię poznać, Nicolasie - oznajmiłam z uśmiechem, podając mu pozbierane kartki. - Czekaj. Trzecią? Podskoczyłam w rankingu! - pisnęłam, klaszcząc z uradowaniem w dłonie po wyprostowaniu się. - Nie to żeby mnie to w ogóle obchodziło... - skłamałam, specjalnie przeciągając ostatnie słowo, aby pokazać, iż to kłamstwo.
- Nie oceniam - stwierdził, unosząc dłonie. - Ciebie też tak w ogóle. I naprawdę przepraszam - dodał, drapiąc się po karku.
- W porządku. Która klasa? - spytałam, ruszając z nim w stronę wejścia.
- Pierwsza. A ty?
- Też. Chyba możemy się zaprzyjaźnić - stwierdziłam, odwzajemniając jego uśmiech.
- Chyba, że okażesz się być gejem chcącym mnie wykorzystać, lub psycholem próbującym mnie zgwałcić. W takim razie lepiej uprzedź - poprosiłam, wzruszając niewinnie ramionami.
- Coś mi mówi, że jesteś ciekawą osóbką, Camille.
- Jestem Camille Grey - przyznałam otwarcie, dziękując mu skinieniem za przepuszczenie mnie w drzwiach. - Całe życie taka jestem.
YOU ARE READING
One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3
Hayran KurguUWAGA! Opowiadanie posiada niezliczoną ilość scen erotycznych oraz porusza temat związków kazirodczych. Czytasz na własną odpowiedzialność! Wszyscy wiedzą kim są Grey'owie. Po wielu wzlotach i upadkach w życiu Camille nareszcie wszystko zaczęło się...