2.

903 57 3
                                    

●Camille's POV●

Następnego dnia obudziłam się, czując  lizanie po twarzy. Mimo porannego zaspania wiedziałam który pchlarz był  tego sprawcą. Nie zwracając uwagi na nic innego mruknęłam pod nosem,  spychając szczeniaka ze swojego dekoltu, który ze skowytem spadł z  łóżka.

- Spadaj, Felix - mruknęłam, przecierając zaspane powieki. O  dziwo ten tak po prostu zaczął na mnie szczekać, wypychając przednie  łapy do góry, podczas gdy te tylnie leżały na dywanie.

- Zamknij  się, no już - dodałam, rzucając w niego poduszką. Jak mogłam się  spodziewać - czego nawiasem mówiąc nie zrobiłam - jedna z moich  ostatnich ocalałych poduszek skończyła dokładnie w takim samym stanie  jak tamte poległe zeszłego wieczora. Mimo złości jaka we mnie wstąpiła  postanowiłam w miarę możliwości zachować spokój, nie chcąc psuć sobie  pierwszego dnia w nowej szkole takimi głupotami. Ignorując więc  plączącego się pod moimi nogami pomsky'ego ruszyłam w stronę garderoby,  poszukując odpowiednich ciuchów. Czego do życia definitywnie potrzebują  rozpieszczone córki multimiliarderów? Tak. Własnej dwudrzwiowej  garderoby. W sumie tata również posiadał swoją jeszcze za czasów gdy  mieszkaliśmy w Escali, jednak ja sama uważałam, że nie było mi to do  niczego potrzebne. Nawet nie umiem sobie wyobrazić w jak ogromnym błędzie byłam!

     Po jakichś piętnastu minutach dokończyłam  układanie włosów po czym spryskałam się ulubionymi perfumami i wyszłam z  sypialni, starając się zignorować bałagan spowodowany przez zwierzę,  które właśnie ucinało sobie drzemkę pośród białych piór. Chwyciłam torbę  leżącą dotychczas na moim biurku i zbiegłam ze schodów, przeskakując co  dwa stopnie.

- Gotowa na pierwszy dzień w nowej szkole? - spytał  mój rodziciel, wyrażając o wiele większe podekscytowanie niż ja, po tym  jak mnie zauważył.

- Yeeey ale będzie super - zakpiłam, wywracając oczyma. Uh serio powinnam zajrzeć do kalendarza.

- Co się z tobą dzieje dziewczyno? Więcej entuzjazmu! - powiedział, wymachując dłońmi.

-  Yeeey ale będzie zajebiście - mruknęłam, nalewając sobie do szklanki  sok pomarańczowy. Przeszłam obok Szarego ruszając w stronę stołu, przy  którym po chwili usiadłam oczekując pierwszej porcji jajecznicy.

-  Przy odrobinie szczęścia uda mi się zaliczyć dziś numerek - myślałam na  głos wiedząc, że mimo skupienia na gotowaniu uważnie mnie słuchał. - Mam ochotę na numerek - przyznałam, jęcząc z frustracji.

-  Nigdy nie zrozumiem kobiet przed okresem - przyznał mężczyzna, kręcąc  głową z politowaniem. Momentalnie jednak znalazł się przy mnie, nadal  trzymając w lewej dłoni gorącą patelnię.

- Całe szczęście jest  tylko jedna - dodał Sebastian, zbiegając żwawym krokiem ze schodów. -  Wyobraź sobie mieć takie dwie pod jednym dachem - powiedział, udając  drżenie odrazy i strachu.

- Ha. Ha. Zabawne - mruknęłam, wbijając widelec w jajecznicę, po tym jak Szary wrócił na swoje stanowisko w kuchni.

-  Serio. Jak będzie upierdliwa to się wyprowadzam - oznajmił nastolatek  całkowicie poważnym tonem. - Ile trwa okres? Tydzień? Miesiąc? Chyba  miesiąc, nie? - rzucił w stronę naszego ojca, na co automatycznie  przybiłam sobie piątkę w sam środek czoła.

- Zabiłabym się, gdybym  miała cierpieć tyle czasu - przyznałam otwarcie, na co od razu zostałam  spiorunowana wzrokiem przez Szarego. Ups. Zły żart.

- Pozostawię to bez komentarza - skwitował, patrząc mi w oczy z taką intensywnością, że jako pierwsza musiałam odwrócić wzrok.

-  Skoro już tu jesteś... - zwróciłam się do Sebastiana, który zajął  miejsce naprzeciw mnie po położeniu na stole swojego talerza z  posiłkiem. - Wisisz mi prześcieradło i sześć poduszek - oznajmiłam. Jak  na zawołanie po podłodze zaczął panoszyć się szczeniak, jak zwykle  drapiąc pazurkami drewniane panele. Nie to żeby coś, ale ja po zaledwie  pięciu minutach drzemki z pewnością nie posiadałabym takiej energii. Ale  w końcu to pies, no i szczeniak.

- Czegokolwiek sobie życzysz -  skwitował, udając niewiniątko. - W jednorożce czy serduszka? - spytał,  nie usiłując powstrzymać uśmiechu który rozkwitł na jego ustach.

-  Jednorożce będą w porządku - stwierdziłam, zbierając resztki posiłku  palcami po kolejnej nieudanej próbie nabicia go na widelec. Nie umknęło  to jednak uwadze mojego ojca, który pociągnął łyk świeżo zaparzonej  kawy, po czym odstawił kubek na blat, karcąc:

- Camille na litość boską!

-  Co? Przecież nie beknęłam, ani nic - stwierdziłam, wyrzucając dłonie w  geście obronnym. Pociągnęłam łyk soku całkowicie ignorując fakt, że  zostawiłam odciski brudnych palców na naczyniu. Zakrztusiłam się napojem  gdy mój młodszy brat wykonał zaprzeczaną przeze mnie czynność,  nieudolnie usiłując zatkać sobie usta dłonią. Przez dobre kilka sekund  po tym tak po prostu się śmiałam, czując napływające do oczu łzy  rozbawienia.

- Mówiłam ci już jak bardzo cię uwielbiam? - spytałam, zwijając się przy stole ze śmiechu.

      Pół godziny później pędziliśmy ulubionym audi taty po ruchliwych  ulicach Seattle w stronę budynku mojej nowej szkoły. Sebastian opuścił  nas przed kilkoma minutami, przygotowując się psychicznie do lekcji w  mojej starej szkole.

- Miłego dnia - powiedział rodziciel po  zatrzymaniu auta pod bramą. Było to oczywiście najlepsze oraz - z tego  co mówiły strony internetowe oraz fora - najbezpieczniejsze prywatne  liceum w całym Seattle. Nie musiałam więc wspominać, że oboje mieliśmy  to na uwadze przy wyborze jako najważniejszy punkt. Jak mogłam się  spodziewać czesne było dość... ogromne jak na zarobki statystycznego  mieszkańca. Szczęściem dla mnie było jednak to, że mój ojciec nie był  statystycznym mieszkańcem, więc ta suma w jego mniemaniu była wręcz  śmieszna - do czego sam się przyznał w dzień składania ze mną podania.

-  Wzajemnie - odparłam, unosząc lekko kąciki ust gdy przed otworzeniem  drzwi auta Szary pocałował mnie w policzek. Po opuszczeniu pojazdu  poprawiłam spódnicę i ruszyłam przed siebie nie za bardzo wiedząc czego  mogłam oczekiwać. Byłam tak zamyślona, że nawet nie zwróciłam uwagi na  postać, która we mnie uderzyła.

- Ał - mruknęłam, pocierając dłonią bolące czoło.

-  Przepraszam - powiedział przerażony brunet. - Cholera - zaklął,  zbierając papiery które widocznie musiały wypaść po naszym zderzeniu.

- Nic się nie stało. Jestem Camille - oznajmiłam, klękając, aby pomóc chłopakowi.

-  Wiem. To znaczy Nicolas... To znaczy hej. Um... - zaczął się jąkać, na  co wybuchłam salwą śmiechu, sięgając po ostatnie kartki. - Znaczy... -  westchnął, głośno oddychając. - Tak, wiem kim jesteś. Znaczy... Jesteś  trzecią najbogatszą nastolatką świata. Każdy wie kim jesteś. Byłoby  głupotą gdybym nie wiedział... Uh... Cholera zepsułem pierwsze wrażenie -  jęknął, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Skrzywiłam się czując  nową dawkę promieniującego z czoła bólu.

- Miło mi cię poznać,  Nicolasie - oznajmiłam z uśmiechem, podając mu pozbierane kartki. -  Czekaj. Trzecią? Podskoczyłam w rankingu! - pisnęłam, klaszcząc z  uradowaniem w dłonie po wyprostowaniu się. - Nie to żeby mnie to w ogóle  obchodziło... - skłamałam, specjalnie przeciągając ostatnie słowo, aby  pokazać, iż to kłamstwo.

- Nie oceniam - stwierdził, unosząc dłonie. - Ciebie też tak w ogóle. I naprawdę przepraszam - dodał, drapiąc się po karku.

- W porządku. Która klasa? - spytałam, ruszając z nim w stronę wejścia.

- Pierwsza. A ty?

- Też. Chyba możemy się zaprzyjaźnić - stwierdziłam, odwzajemniając jego uśmiech.

-  Chyba, że okażesz się być gejem chcącym mnie wykorzystać, lub psycholem  próbującym mnie zgwałcić. W takim razie lepiej uprzedź - poprosiłam,  wzruszając niewinnie ramionami.

- Coś mi mówi, że jesteś ciekawą osóbką, Camille.

- Jestem Camille Grey - przyznałam otwarcie, dziękując mu skinieniem za przepuszczenie mnie w drzwiach. - Całe życie taka jestem.

One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3Where stories live. Discover now