•Camille's POV•
Pierwsze dni czerwca nie były przełomem wyłącznie w pseudo-miłosnym życiu mojego ojca. Okazały się one również niezłym rollercosterem domowych dramatów oraz wewnętrznych potyczek. Zacznijmy jednak od początku: po powrocie do domu Szary udawał, że nasza dosyć winna zabawa w lesie wcale nie miała miejsca. Ja natomiast ze wszystkiego od razu wygadałam się Bree, traktując to jako swego rodzaju mini zwycięstwo. W końcu, cholera, nadal go podniecałam. Po tych wszystkich miesiącach naprawdę w to wątpiłam, a tu taka niespodzianka. Tak jak planowałyśmy poszłyśmy na paznokcie, jednak zanim do tego doszło, spełniłam obietnicę daną Sebastianowi przed kilkoma miesiącami.
Czasami leczenie własnego złamanego serca oraz uciszanie poczucia winy zajmuje miesiące, a nawet całe lata. Tak właśnie było w przypadku mojego młodszego braciszka, który nosił na swoich barkach o wiele większy ciężar, niż ktokolwiek. Doskonale pamiętałam swoje słowa z czasów, gdy byłam na niego wściekła za to, co powiedział na temat naszego nienarodzonego dziecka. Myliłam się jednak: jeśli miałabym wybierać kto zasłużył na bycie Greyem, byłby to właśnie Sebastian, ponieważ przeszedł w swoim życiu przez pieprzone dramaty, których żaden normalny człowiek nie potrafiłby udźwignąć. Każda osoba mająca ten człon posiadała wewnętrzną traumę. Takie właśnie przekleństwo nosiliśmy.
- Mam zaczekać w aucie? - spytałam, zaciągając ręczny hamulec. Blondyn wzruszył ramionami, najwidoczniej nie bardzo wiedząc, jak zareagować.
- Możesz wyjść, gdy zobaczysz przez okno jak się rzucam po trawie i wrzeszczę.
Posłałam mu uspokajający uśmiech, ściskając pokrzepiająco dłoń. Nie wiedziałam, że faktycznie miał to na myśli.
Tak, jak powiedział: wysiadł z samochodu, a ja włączyłam radio, co chwilę zerkając z parkingu w stronę alejki, w którą wszedł. Grób jednego z jego przyjaciół nie znajdował się daleko, przez co doskonale byłam w stanie dojrzeć, co robił i jak zachowywał się Sebastian.
Najpierw stanął przed ciemnym nagrobkiem, praktycznie nie wykonując żadnych ruchów przez dobre kilka minut. Potem usiadł na trawie, nieco gestykulując. Nie reagowałam aż do chwili, gdy jego dosyć niepozorny żart przerodził się w rzeczywistość. Zauważyłam, jak zgiął się wpół na zielonej mokrej trawie, próbując desperacko walczyć o oddech. Zostawiłam otwarte drzwi, kompletnie nie interesując się możliwymi konsekwencjami. Podbiegłam do niego, chociaż nie dzielił nas wielki dystans. Ignorując fakt, że brudziłam w ten sposób białe spodnie, uklęknęłam obok, przyciągając go do siebie. Przez dobre kilkanaście minut szeptałam pocieszające słowa, a gdy to przestało przynosić jakiekolwiek rezultaty, tak po prostu zaczęłam do niego mówić. Wymyśliłam na poczekaniu pierwszą lepszą historyjkę, w którą ku mojemu najszczerszemu zaskoczeniu wsłuchał się, uspokajając ten atak niszczących emocji.
W nagrodę za to, czego udało mu się dokonać, zabrałam go na pizzę. I na lody. I gofry z podwójną porcją bitej śmietany. Do tego sprawiłam mu również ogromnego czekoladowego królika, którego jedna z cukierni chciała pozbyć się od Wielkanocy. Cukier jako tako poprawił mu humor, a fakt, że dokonało tego wydanie kilkuset dolarów pozostał mi totalnie obojętny.
Niestety jednak tylko mi.
Od razu po powrocie do domu, Sebastian poszedł spać, chociaż było dość wcześnie. Tamtą noc Bree spędzała w mieszkaniu Erica, który potrzebował jej pomocy z załatwieniem jakichś durnotek związanych ze studiami. Szczerze mówiąc, to miałam przeczucie, że kuzyn cierpliwie wytrzymał jej miesiące wolnego od obowiązków po to, aby właśnie teraz - pod koniec roku - rozbudzić w niej chęć powrotu do nauki. Znałam jednak moją pszczółkę i doskonale wiedziałam, że nie da się tak łatwo przekonać do zmiany nastawienia.
YOU ARE READING
One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3
FanfictionUWAGA! Opowiadanie posiada niezliczoną ilość scen erotycznych oraz porusza temat związków kazirodczych. Czytasz na własną odpowiedzialność! Wszyscy wiedzą kim są Grey'owie. Po wielu wzlotach i upadkach w życiu Camille nareszcie wszystko zaczęło się...