37.

361 20 17
                                    

•Camille's POV•

Piątek, czyli dzień urodzin mojego ojca, ułożył moje dalsze życie. Tak to właśnie bywa, że niekoniecznie zdajemy sobie sprawę z tego, iż pewne wydarzenia mają na nas wpływ w większym stopniu, niż przypuszczamy. Nie sądziłam jednak, że ten jeden pieprzony dzień zmieni tak wiele, chociaż prawda była taka, że wolno prosperująca zmiana rozpoczęła się już kilka tygodni wcześniej.

Hasło „urodziny Christiana" jednoznacznie nasuwało w moim umyśle skromne przyjęcie dla rodziny i kilku bliskich przyjaciół. Byłam w ogromnym błędzie, bowiem Chloe odebrała to jako wyzwanie, aby urządzić swojemu narzeczonemu największą imprezę roku. Bal charytatywny Greyów mógł się schować: moja przyszła macocha dołożyła wszelkich starań, aby cały Waszyngton wiedział o tej imprezie, jako że była ona również ostatecznym dniem potwierdzenia ich przyszłego ślubu, który miał odbyć się w nowy rok.

Nie obligowałam się do pomocy w przygotowaniach, ponieważ byłam święcie przekonana, że nawet, gdybym chciała, Chloe nie pozwoliłaby mi niczego dotykać. Ona również była perfekcjonistką, jednak miałyśmy kompletnie odmienne charaktery oraz wizje, co skutkować mogło ogromnym konfliktem, którego nikt tak naprawdę nie potrzebował.

Zamiast tego więc postanowiłam spotkać się z Aaronem, przy okazji wykorzystując go jako moją osóbkę do wylewania gorzkich żali. Miejscem naszego popołudniowego spotkania był mały bar w jednej ze spokojniejszych dzielnic Seattle. Mimo to jednak paparazzi i tak nas znaleźli, chociaż w obecnej sytuacji miałam to kompletnie gdzieś.

Porozmawialiśmy przez dłuższy czas na najnormalniejsze tematy, co pozwoliło mi się jako tako uspokoić psychicznie i odgrodzić od wszystkiego. Niestety jego ciekawość wygrała, czego konsekwencje dopadły mnie po jakiejś godzinie.

- A więc Christian się żeni? - spytał, na co pokiwałam głową. Pociągnęłam łyk czerwonego niskoprocentowego drinka przez słomkę, dopiero potem potwierdzając to cichym mruknięciem. - A tobie nie podoba się to, ponieważ...? - dodał, nie mając za bardzo pojęcia, jaki mógł być mój powód do nie lubienia Chloe oraz gardzenia całym pomysłem tego durnego ślubu.

Doskonale znałam Szarego: nigdy nie bawił się w związki, więc zostanie z jedną kobietą do końca życia i przypieczętowanie swojego losu obrączką było kompletnie nie w jego stylu. Może stawiało mnie to w złym świetle, ale miałam szczerą nadzieje, że w końcu się ogarnie i odwoła całą tą szopkę. Dziwne, chociaż możliwie błędne, przeczucie podpowiadało mi, iż tak naprawdę Chloe była jedynie przykrywką.

Nie da się przecież ot tak w kilka tygodni szaleńczo zakochać w drugiej osobie po tym, jak złamało się serce swojej potencjalnej ukochanej.

W końcu do pewnego czasu mówił, że kocha mnie.

Fakt tego, iż było to tylko kłamstwo powinien stanowić pocieszenie, ale tak naprawdę krzywdził mnie jeszcze bardziej.

- Bo on jej kompletnie nie zna! - zauważyłam, dopiero po dłuższej chwili uświadamiając sobie, że wstrzymywałam się z odpowiedzią zbyt długo. - Poznali się, od razu wstąpili ze sobą związek, który rzekomo ukrywali specjalnie, potem te zaręczyny. No weź, nie znają się nawet pół roku, a tu takie coś. To po prostu nie jest w stylu mojego ojca.

- Może jednak jest? - zasugerował, domawiając mi kolejnego drinka. Wypiłam poprzedniego w tak szybkim tempie, że sama tego nie zauważyłam.

- Znam go, Aaronie. To nie jest w jego stylu - powtórzyłam z pewnością.

- Powiedz mi więc co masz zamiar z tym zrobić, hm? - Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej, wyczekując mojej odpowiedzi. - Nie rozmawiałaś z nim od kilku tygodni, kompletnie go ignorujesz, cóż, z wzajemnością. Unikacie się jak ognia, co równa się z tym, że jemu nawet nie zależy na twojej opinii na cały ten temat.

One last breath •50 shades of Grey fanfiction• #3Where stories live. Discover now