wh2elers house

757 50 21
                                    

Zanim to przeczytasz, muszę Cię poinformować, że od tego rozdziału będę pisała w trzeciej osobie. 

♡♡♡

Alice Mercer nie lubiła towarzystwa. Nie lubiła ludzi. Wydawało jej się, że ludzie to tylko problemy, narastające z każdym kolejnym zdaniem, które się do nich powie. Mimo że sama była człowiekiem, nadal nie lubiła ludzi. Nie lubiła na nich patrzeć, bo większość z nich patrzyła na nią. Kolejna rzecz, której nie lubiła. Właściwie, nie lubiła dużo rzeczy. No i dużo rzeczy nie lubiło jej.

Kiedy Alice wychodziła ze szkoły spostrzegła grupkę chłopców. Tych chłopców. Zatrzymała się na chwilę i po prostu na nich patrzyła, ale potem było jej głupio, dlatego odeszła stamtąd, jakby spłoszona. Czuła się niewytłumaczalnie dziwnie. Jej serce biło trochę szybciej niż zazwyczaj. A ona nie potrafiła tego zrozumieć.

Steve dogonił ją na Saint Street, przy cukierni. W tej cukierni kiedyś kupowała z mamą pączki na Halloween i bułki z dżemem do szkoły. Ale to było dawno. To było wtedy, kiedy mama Alice nie była jeszcze pijaczką.
-Idziemy dzisiaj do pizzerii? - spytał szturchając ją łokciem.
-Muszę się pouczyć geometrii. Nie mogę. - mruknęła cicho. Poczuła się winna. Za to, że nie mogła iść ze swoim przyjacielem na pizzę i za to że tak mało czasu mu poświęcała.
Alice przystanęła kiedy znaleźli się pod jej domem. Zobaczyła na podjeździe samochód swojej cioci, która obiecała przyjechać w tamtym tygodniu. Zawsze obiecywała pomagać Alice i jej mamie, ale zawsze też nie dotrzymywała tych obietnic.
Steve znowu szturchnął ją łokciem, ale tym razem nic nie powiedział.

-Steve?
-Tak?
-Mogę dzisiaj u ciebie nocować? - zapytała jak najciszej się dało, ale tak, aby mógł ją usłyszeć. Alice zawsze bała się, że jeśli powie coś za głośno, stanie się coś złego.
-Jasne. - odpowiedział zupełnie bez wachania, jakby czekał tylko, aż o to spyta.
-Wiesz jaka jest ciocia. Pewnie tak jak zazwyczaj po prostu usiądzie na kanapie i znów będzie patrzyła w ścianę. - spuściła głowę.

Po obiedzie, który Alice wydawał się katorgą, poszła do swojego pokoju, aby się spakować. Nie mówiła jeszcze tego Steve'owi, ale miała zamiar przenocować u niego więcej niż jedną noc. Ciocia nie pytała, dlaczego Alice się pakuje, kiedy weszła do jej pokoju. A Alice nie pytała, dlaczego tak długo musiała czekać, aż ciocia w końcu przyjedzie.

Gdy już wzięła ze sobą najbardziej potrzebne rzeczy, wyszła ostrożnie przez okno, ponieważ jej mama mogła być akurat trzeźwa, choć Alice nie do końca w to wierzyła. Zamknęła okno, tak cicho jak jeszcze nigdy, po czym udała się w dół ulicy. Na dworzu było chłodno, zupełnie inaczej niż w nowy rok. W plecaku miała sweter, ale nie chciało jej się sięgać. Była trochę zmęczona. Poza tym bolały ją nogi i kręgosłup. Do Steve'a miała niecały kilometr, bo mieszkał parę przecznic od niej. Po drodze mijała plac zabaw i duży dom, ten, który widziała jak wracali ze Stevem z imprezy noworocznej. Ten, w którym świeciły się okna. Tak, tak mogła powiedzieć. Bo co innego miała powiedzieć? Nie znała rodziny, która w nim mieszkała, albo znała, ale o tym nie wiedziała. I w tamten wieczór, kiedy szła do Steve'a przenocować, znowu świeciły się okna. Ale tym razem zobaczyła chłopca. Tego chłopca. Nie wiedziała co zrobić, bo patrzył na nią. Na nią. Ktoś na nią patrzył i poczuła się obco. Tak jak nigdy. Chciała coś zrobić. Naprawdę. Ale nie wiedziała co. Dlatego stała przed oknem Mike'a Wheelera i nie wiedziała co zrobić, i patrzyła na niego, a on patrzył na nią. I poczuła się z tym obco.

♡♡♡

;-;

ʷᵒᵑᵈᵉʳᶦᵑᵍ      ᷃ ᷊ᶺ   ᶠᶦᵑᵑʷᵒᴵᶠʰᵃʳᵈ; ᵐᶦᵏᵉʷʰᵉᵉᴵᵉʳ (zawieszone tymczasowo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz