02. vinn abott

181 23 7
                                        

Vinn malował przy słabym świetle lampki nocnej. Zawsze tak robił. W nocy czuł się niczym nie skrępowany, czuł się całkowicie wolny. Podczas malowania pozwalał swoim myślom płynąć spokojnie, pozwalał sobie na chwilę refleksji. Vinn Abott tylko w nocy czuł się sobą. Jakby ciemność otaczała go i ukrywała wszystkie jego brudy, całą złość i wstyd jakie w sobie nosił. Co oznaczało, że musiała ukrywać sporo. Vinn, ku rozpaczy swojej mamy, potrafił nie spać przez całą noc tylko po to, aby skończyć jeden marny rysunek. Mimo że oczy piekły go ze zmęczenia i malowania przy słabym świetle, to i tak nie mógł oderwać się od swojej pracy. Gdyby to zrobił, miałby wyrzuty sumienia.

- Jeszcze nie śpisz?

Odwrócił się i spojrzał przez pokój. Jego oczy potrzebowały chwili, zanim przyzwyczaiły się do ciemności, panującej wszędzie dookoła. W progu stała jego mama. Wiedziałby, że to ona, nawet jeśli by się nie odezwała. Skąd? Odpowiedź była prosta. Poza ich dwójką w mieszkaniu nie było nikogo innego. Kobieta zbliżyła się do syna i przysiadła na łóżku koło niego. Pokoik był tak malutki, że aby przejść od drzwi do biurka wystarczyło zrobić dwa duże kroki.

Eliza Abott była piękna. Gdyby Vinn miał opisywać ludzi za pomocą kolorów, powiedziałby że jego mama była żółcią i błękitem. Była ciepła. Ale przy tym smutna. Vinn o tym wiedział, choć jego mama często starała się to ukrywać. Czuł się winny, bo za każdym razem, gdy była zła albo zaniepokojona to z jego powodu. Wiedział, że wciąż na niego patrzy, dlatego uśmiechnął się najniewinniej jak tylko potrafił. Nie chciał znów jej denerwować, znów dać powodu do niepokoju.

- Dlaczego nie śpisz Vinn? - powtórzyła swoje pytanie. Wzruszył ramionami.

- Nie jestem zmęczony. Poza tym jest jeszcze wcześnie.

Kobieta spojrzała na niego, a między jej brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Vinna coś ścisnęło za serce.

- Jest druga w nocy.

Ludzie często powtarzali Vinnowi jak podobny był do matki. Mieli te same szare oczy, jednak kolor oczu Elizy wpadały nieco w niebieski, podczas gdy Vinna były stalowo szare, zimne. Czarne włosy pani Abott zawsze były dokładnie upięte w kok na czubku głowy, tak, żeby żaden z kosmyków nie wychodził poza. Włosy Vinna kręciły się nieco przy uszach, a przy tym wyglądał tak, jakby dopiero co wstał z łóżka. Elizę uwielbiali wszyscy, Vinna omijali szerokim łukiem, jakby był chory, a oni bali się zarazić. Eliza Abott była żółcią, jej syn zimną szarością.

Eliza pogładziła syna po ramieniu i wstała. Ona również musiała wyjść rano do pracy, a przez niego znów się nie wyśpi. Vinn się za to nienawidził.

- Nie siedź za długo, kotku. - pocałowała go w czoło i wyszła zamykając za sobą drzwi.

A Vinna Abotta znów otoczyła ciemność.

~*~

Vinn musiał wstać. Była godzina szósta rano, a on leżał z otwartymi oczami na łóżku, które było tak małe, że musiał podkurczać nogi, aby zmieścić się na nim w całości. Właściwie zasnął dopiero godzinę temu. Nie przebrał się nawet z ubrań, które nosił poprzedniego dnia.

Zamknął oczy. Bardzo chciał zasnąć, był cholernie zmęczony, ale sen nie przychodził, gdy tego chciał. Nigdy w odpowiednim momencie. Wstał i wyciągnął pierwsze lepsze ubrania z szafy. Poszedł do łazienki, umył zęby i założył czyste ubrania. Wrócił do pokoju, w którym panował półmrok. Przez zasłonięte do połowy rolety wpadało blade światło pochmurnego poranka. Vinn zabrał torbę z ziemi i schował do niej dwa zeszyty, piórnik i szkicownik. W domu było cicho, bo jego mam już dawno wyszła do pracy. Vinn jak co rano zastał na stole w kuchni karteczkę przyczepioną do małej papierowej torebki ze śniadaniem, na której Eliza życzyła mu miłego dnia. Uśmiechnął się pod nosem i włożył pakunek do torby, a następnie opuścił mieszkanie zamykając stare drzwi kluczem.

Zszedł niespiesznie po schodach starej kamienicy, omijając te, które skrzypiały. W powietrzu unosił się smród dymu papierosowego i alkoholu. Vinn przyzwyczajony był do tego zapachu, który towarzyszył mu niezmiennie co rano od osiemnastu lat, które już przeżył. Wyszedł na podwórko mijając mężczyznę śpiącego pod klatką schodową i ruszył w kierunku zatłoczonej ulicy. Vinn szedł niespiesznie z głową spuszczoną i wzrokiem wlepionym w ziemię. Niebo było pochmurne, ale mimo to na dworze było duszno, a on miał na sobie długie czarne spodnie i granatową koszulkę z długim rękawem. Vinn Abott nie odczuwał jednak ciepła. Mijał ludzi, a oni mijali jego. Czasem nie mógł zrozumieć, jak można wyminąć drugiego człowieka nawet nie niego nie patrząc, choć on sam robił to prawie cały czas. Była to jednak różnica, bo on zdawał sobie sprawę ze wszystkiego, co się wokół niego działo. On lubił obserwować ludzi, bo w takich momentach byli naturalni, nie udawali. Mógł zobaczyć kim są naprawdę. Zadziwiała go obojętność, apatia, a przede wszystkim złość, z jaką wiele osób reagowało widząc, że ich obserwuje.

Vinn Abott potrafił bowiem patrzeć, ale nie tak jak patrzą inni. Potrafił dostrzegać i to przerażało ludzi najbardziej.

to the endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz