01. froy griffin

313 33 4
                                    

Froy Griffin dawał z siebie wszystko.

Odbił piłkę, która poleciała na drugą stronę siatki, dokładnie tam gdzie celował. Robił to już automatycznie, bo długoletnie treningi sprawiły, że gra nie sprawiała mu już żadnej trudności. Ani przyjemności.

Froy Griffin zaczynał się nudzić. Jego życie od dawna było rutyną: wstawał o tej samej porze, wychodził rano do szkoły nie żegnając się z rodzicami, wracał ze szkoły nie witając się z rodzicami, odrabiał lekcje, a potem jechał na trening. Dzień w dzień, codziennie. Froy Griffin żył rutyną. I tylko tym. Znów odbił piłkę, ale nieco za mocno tak, że przeleciała na sąsiedni kort. Chłopak prychnął ze złości i ruszył w kierunku ławki stojącej z boku kortu. Usiadł i odgarnął spocone włosy z czoła, po czym sięgnął po butelkę z wodą i pociągnął łyka.

- Przestań się obijać tylko wracaj do gry.

Odwrócił się na dźwięk wesołego głosu. Uśmiechnął się półgębkiem w odpowiedzi i przesunął się na ławce robiąc miejsce dla chłopaka. Tim Canavay nigdy nie przestawał się uśmiechać. Brązowe włosy i niebieskie oczy dodawały mu uroku, ale to uśmiech przyciągał do niego ludzi. Nie musiał się nawet odzywać, aby zyskać przyjaciół. Froy żałował, że nie posiadał tej umiejętności. Tim usiadł szturchając go w ramię. Odłożył rakietę na bok i zabrał Griffinowi jego butelkę z wodą, robiąc łyk samemu. Froy nie zaprotestował, tylko odchylił się wygodnie na plastikowej ławeczce.

- Kim jest ta nowa? - Tim jak zawsze pierwszy zaczynał rozmowę.

Froy spojrzał w miejsce, które pokazał przyjaciel i jego wzrok spoczął na wysokiej sylwetce dziewczyny. Rude włosy spięła w wysoką kitkę, a grała z takim zaangażowaniem jak nikt inny na kortach. Wzruszył ramionami.  Dziewczyny inne niż Maggie go nie interesowały. Tim jednak najwyraźniej miał inne odczucia, bo od kilku dobrych minut nie odrywał od niej wzroku. Froy zaśmiał się widząc z jakim zainteresowaniem śledził każdy jej ruch. Szturchnął go w ramię.

- Wracamy do gry? - zapytał wstając i podając Timowi jego rakietę.

~*~

Wszedł do domu i od razu udał się po schodach do góry. W domu nie zastał nikogo, jego rodzice najwyraźniej znów byli na kolejnym sympozjum. Froy musiał przyznać, że mu to nie przeszkadzało. Wszedł na piętro i otworzył drzwi do pokoju. Postawił karton mrożonej pizzy na biurku i położył się na łóżku. Nie miał na nic ochoty. Froy Griffin nie miał siły żyć. Zamknął oczy i miał ochotę po prostu leżeć, nawet nie spać, po prostu leżeć i nic nie robić. Nie ruszać się, nawet nie oddychać. Nie chciał wstać, ale wiedział, że musi. Musiał wstać i pójść się umyć, zjeść obiad (nie ważne jak marny), odrobić lekcje, nauczyć się do jutrzejszego testu, iść spać a potem wstać następnego dnia. Musiał po prostu żyć. A raczej funkcjonować, bo takiego stanu, w jakim znajdował się Froy nie można było nazwać życiem.

Podniósł się i przetarł twarz dłonią. Wyciągnął z szafy czyste ubrania i przeszedł do łazienki połączonej z jego pokojem. Froy urządził się tak, żeby nie musiał wychodzić, kiedy jego rodzice byli w domu. Choć z drugiej strony nawet gdyby wyszedł, to i tak by tego nie zauważyli. Froy był dla nich niewidzialny, ale nie przeszkadzało mu to. Tak przynajmniej mu się wydawało. Nawet jeśli państwo Griffin znajdowali się w domu, to i tak zazwyczaj mięli na tyle dużo pracy, żeby nie przesiadywać całymi dniami w gabinecie, gdzie liczyli, analizowali dane i sporządzali wykresy, właściwe Bóg wie czego. Kiedy Froy był mały, praca rodziców mu imponowała. Mógł się bowiem pochwalić rodzicami - fizykami, po których z resztą odziedziczył nieco intelektu. Ale to było tylko przez krótki czas- do momentu, kiedy rodzice zdecydowali, że Froy jest na tyle duży, że nie potrzebuje już opiekunki. Wtedy zaczął zostawać sam, co dla czternastoletniego chłopaka byłoby szczytem marzeń. Froy jednak odbierał to zupełnie odwrotnie.

Wziął szybki prysznic i wrócił do pokoju. Pizza zdążyła już wystygnąć, ale było mu wszystko jedno. Froy i tak nie miał ochoty nic jeść. Usiadł do biurka i odpalił laptopa. Właściwie nie wiedział dlaczego, po co. Wlepił wzrok w ścianę. Co miał lepszego do roboty?

To nie tak, że Froy Griffin miał depresję. On po prostu lubił być sam. Często. Cały czas był sam. Rodziców nie widział już prawie od tygodnia. Kiedy on wychodził do szkoły, oni jeszcze spali albo dopiero wracali z pracy, a kiedy wracał do domu ich już nie było. Żył sam. Szkoda, że nie z własnego wyboru. Ale nie narzekał, bo już dawno doszedł do wniosku, że zawsze mogło być gorzej. Chciał coś do kogoś powiedzieć, szkoda tylko, że nie miał do kogo. Na laptopie odpalił pierwszą lepszą piosenkę i ustawił głośność na średnią. Zgasił światło i po ciemku przeszedł do łóżka. Zdjął koszulkę i wsunął się pod kołdrę w samych bokserkach. Zamknął oczy i miał ochotę pozostać w takim stanie już na zawsze.

to the endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz