Środy były jej ulubionym dniem tygodnia. I to nie tylko dlatego, że miała zaledwie trzy lekcje. To akurat obchodziło ją najmniej. Zajęcia zazwyczaj nie były dla niej wielkim problemem. Środy były jej ulubionym dniem, bo Froy nie miał wtedy treningu, co oznaczało, że mieli cały wieczór dla siebie. Czasami Froy zabierał ją do restauracji czy kina, albo po prostu szli do parku czy błądzili godzinami po mieście, tak długo, aż nie zaczęły ich boleć nogi. Jednak Maggie najbardziej odpowiadały te wieczory, gdy siedzieli u niej, a starsza siostra Maggie przygotowywała im kolację, którą mogli zjeść na podłodze w jej pokoju. Wtedy było najprzyjemniej, bo Froy wydawał się być całkowicie wyluzowany. Był tylko z nią, podczas gdy na mieście zawsze można było kogoś spotkać. Może było to samolubne ze strony Maggie, ale pragnęła mieć Froy'a tylko dla siebie. Gdy byli razem, ona również miała szansę się odprężyć. Kiedy leżeli na dywanie w jej pokoju, nie musieli nawet ze sobą rozmawiać. Wystarczyło, że czuła obok jego obecność, jego rękę na jej tali, albo dłoń oplatającą palcami jej palce. Uwielbiała ręce Froy'a Griffina, bo zdawały się być stworzone dla jej dłoni. Gdy trzymali się za ręce, zdawały się one uzupełniać siebie nawzajem: najmniejsze zagłębienie, zgięcie czy mocniej odznaczająca się kość, wszystko to pasowało do sobie tak bardzo, że Maggie momentami nie mogła uwierzyć, że to prawdziwe. I że oni są prawdziwi. A byli... przynajmniej taką miała nadzieję.
~*~
Froy nie potrafił przegrywać. Dostrzegała irytację w jego oczach, kiedy chłopak już zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że nie będzie miał słodkiej satysfakcji z wygranej. Czasami ta chora ambicja doprowadzała ją do szału, ale przez większość czasu starała się o tym po prostu nie myśleć, umyślnie ignorując tę cechę jej chłopaka. Akceptowała to, jaki był Froy, po prostu czasami niesamowicie ją denerwował. Inaczej. Czasami jej nie denerwował. Ale miało to jakiś swój urok.
Teraz też tak było - patrzył w ekran telewizora tym pustym wzrokiem i z ustami tworzącymi niemal idealnie prostą linię. Za to siedmioletni Benjamin Steward darł się na całe gardło i walił małymi palcami w przyciski joysticka zaskakująco prezyzyjnie. Maggie próbowała powstrzymać się od śmiechu, kiedy siedziała z boku z książką na kolanach, ale kątem oka wciąż widziała minę swojego chłopaka, co z pewnością nie pomagało jej w skupieniu się na lekturze. Froy koncentrował się na ekranie telewizora tak bardzo, że zdawałoby się, że w tamtym momencie nie interesowało go nic poza pierwszoplanowym widokiem gry, jakiejś strzelanki, którą zapewne kupił młodszy brat Maggie. Ta nigdy nie mogła wyjść z podziwu, że choć Bena i Froya dzieliło dobre dziesięć lat różnicy, to byli do siebie tak podobni. Nawet z wyglądu nie różnili się aż tak bardzo, jedynie Ben miał nieco ciemniejszą karnację od Griffina. Jednak blond loczki i jasne oczy mogły sprawiać wrażenie, że Ben jest raczej bratem Froy'a, niż Maggie.
Dziewczyna wstała, kiedy z kuchni dobiegł ją wysoki pisk czajnika, w którym właśnie zagotowała się woda. Wyciągnęła dwa kubki i herbatę, którą następnie zalała wrzątkiem. Kątem oka zauważyła poruszenie w salonie. Popatrzyła w tamtym kierunku dokładnie w momencie, gdy Froy wyciągnął coś z kieszeni i podał Benowi. Ten zacisnął dłoń w piąstkę i uciekł na górę po schodach z głośnym okrzykiem. Maggie przewróciła oczami. Wzięła kubki z herbatą i wróciła z powrotem do salonu. Usiadła na kanapie, opierając się ramieniem o klatkę piersiową chłopaka.
- Ile razy ci mówiłam, żebyś nie grał z nim na pieniądze? Potem nie możemy sobie z nim poradzić, bo zaczyna żądać od nas zapłaty za wszystko.
Froy uśmiechnął się, biorąc łyk herbaty. Maggie nigdy nie mogła się nadziwić temu, jak chłopak mógł pić aż taki wrzątek. Chociaż gdyby się zastanowić, to wielu rzeczy w nim nie rozumiała.
CZYTASZ
to the end
Short Storydeszcz mieszał się ze łzami, a oni starali się nie popaść w obłęd. original story written by spacedstan | 2018 soundtrack: spotify -> hemmdrug -> to the end playlist